Dymy nad śmietniskiem

Komunalne składowisko odpadów jest w opłakanym stanie. Władze sanitarne warunkowo dopuściły do jego użytkowania, ale śmietnisko jest już wypełnione w 99 proc. W czasie świąt ktoś podpalił składowisko i do tej pory nie można go ugasić.
Miejski Zakład Komunalny, który zarządza składowiskiem, nie prowadzi segregacji odpadów. Sporą część odpadów stanowią więc butelki i worki z tworzywa sztucznego. Prawdopodobnie to one od tygodni tlą się pod powierzchnią pryzmy.
Strażacy z KP PSP w Nisku już kilkanaście razy wyjeżdżali gasić składowisko. Za każdym razem ich akcje ograniczają się do działań doraźnych, rozgarnięcia płonącego miejsca i zalania go wodą. Jedyną szansą na zaduszenie ognia jest przykrycie płonącej pryzmy warstwą ziemi lub rozgarnięcie i zalanie wodą. MZK nie ma na to pieniędzy. Nie wiadomo, jak długo składowisko będzie się tlić. Może tak być nawet do zimy.
Pracownicy MZK mają obowiązek tylko gasić płomienie, gdyby te pokazały się na powierzchni. Nie zawsze im się to udaje i wtedy na pomoc wzywają straż. Ta musi przyjechać, ale przy obecnym zagrożeniu pożarowym, robi to niechętnie.
Nie jest to pierwszy pożar niżańskiego składowiska odpadów. Poprzedni był w ub. dekadzie i stalowowolanie musieli przez 3 miesiące żyć w zgodzie z dymem.

Dominik Kłosowski, prezes MZK w Nisku: - Nie stać nas na zatrudnienie osób do ochrony składowiska. Nie mam wątpliwości, że składowisko zostało podpalone. Sprawcy już nie znajdziemy. Koszty gaszenia są bardzo duże. Na szczęście dym tylko nieznacznie zatruwa środowisko.
Bryg. Zbigniew Laskowski, komendant PSP w Nisku: - Pożar składowiska odpadów można porównać do pożaru torfowiska. Jedyną szansą na jego ugaszenie jest odcięcie dopływu powietrza. Nie da się ustalić, jak długo składowisko będzie się palić.