Dyplom za pieniądze

Uczniowie kończący szkołę płacili po 100 złotych na pracę dyplomową na konto Komitetu Rodzicielskiego. Za te pieniądze dokonywano remontu szkoły a także kupowano sprzęt elektroniczny do klasopracowni. W zamian od uczniów nie wymagano składania egzaminu teoretycznego.
- Klasa III tpz składała się na przykład na komputer - mówi Zbigniew K., nauczyciel. - Prowadziłem obronę pracy dyplomowej, kończącej szkołę. Egzaminu teoretycznego nie było, bo młodzież była nieprzygotowana. Komisja uznała więc za przeprowadzony tylko w części praktycznej. Dyrektor powołał drugą komisję, która uznała także część teoretyczną. W innym przypadku uczniowie, którzy nie chcieli płacić pieniędzy, a tylko przygotować się do egzaminu, nie mogli doprosić się dyrektora o tematy prac końcowych. Otrzymali je po mojej interwencji.
- Taki proceder trwał co najmniej trzy lata - mówi Tomasz C., nauczyciel. - Młodzież, która płaciła pieniądze na pracę dyplomową domagała się od nas nie przeprowadzania egzaminów teoretycznych. Mieliśmy straszny dyskomfort pracy. My im nie zaliczaliśmy egzaminu teoretycznego, bo nie mieliśmy podstaw, a dyrektor powoływał swoją komisję i ta zaliczała teorię. Obiecałem sobie, że nie będę prowadził prac dyplomowych dopóki dyrektorem będzie oskarżony.
Wersję nauczycieli potwierdzili też absolwenci szkoły. Oskarżony nie przyznaje się do winy. Sąd wyznaczył kolejną rozprawę na październik.