Bardzo możliwe, że wspomnienia futbolowego fana znad Wisły mogłyby być daleko uboższe.
Dziś gramy z Anglią. Ktoś zażartował, iż przed takim meczem kibic myśli "może wygramy, ale na pewno przegramy". 39 lat temu polscy fani kopanej też mieli prawo do niepokoju, a stawka była o wiele wyższa. Niby w Chorzowie "Synowie Albionu" dostali w skórę (2-0), niby do awansu na Mundial wystarczył nam remis, ale w meczu o wszystko faworytem byli wyspiarze.
Anglicy zapowiadali zwycięstwo 7-0 (tyle przed starciem z nami ograli w sparingu Austriaków), miejsca w niemieckich hotelach mieli zarezerwowane, gotowe były partie gadżetów na MŚ. Ekipa śp. Kazimierza Górskiego była niedoceniana i ośmieszana. Trener Briana Clough (legenda Notthingham) nazwał Jana Tomaszewskiego błaznem. Kibice skandowali na stadionie "animals, animals". - Postępowali z nami brzydko, ale dzięki temu miałem mniej pracy. Motywować nikogo nie musiałem - wspominał Górski.
Polska miała zostać zmiażdżona i prawie została. Tyle, że piłka to gra pełna paradoksów, niewymierna do bólu. Można oddać pole rywalowi, być co minutę w opałach, ale to jeszcze nie oznacza porażki. Polacy bronili się, czasami rozpaczliwie. Tomaszewski interwencje genialne przeplatał takimi, po których włosy dęba stawały (obliczano, że Anglicy 5-6 razy grali za plecami naszego golkipera).
- Nazwali mnie człowiekiem, który zatrzymał Anglię, ale ja w tym meczu narobiłem błędów, a błędów - mówi popularny "Tomek".
Anglicy napierali cisnęli, ale przyszła 57. minuta, w której do akcji wkroczyło mieleckie trio. Piłkę wyłuskał Henryk Kasperczak, uruchomił na skrzydle Grzegorza Latę, ten do podania nie doszedł, ale nie dal sobie założyć siatki, przechwycił "skórę" i rozpoczął podręcznikową kontrę.
Lato ściął do środka, Robert Gadocha ściągnął dwóch obrońców na lewą stronę, a przyszły król strzelców MŚ posłał podanie na prawo do nieobstawionego Domarskiego. Peter Shilton spodziewał się strzału w długu róg, dostał "szczurka" w krótki i puścił "pachówkę".
Tego gola rozkładano na czynniki pierwsze tysiące razy. Powstał wierszyk "przyszła, naszła, zeszła, weszła". - Ktoś stwierdził, że to ja go wymyśliłem, ale to bzdura. Koledzy, żartowali, że uderzyłem nieczysto, ale życzę każdemu, by mu tak piłka schodziła - wspominał pan Jan z w jednym z wywiadów.
Były bombardier Stali Rzeszów i Stali Mielec ma nagranie z 17 października i czasem puszcza w gronie przyjaciół. Po jego trafieniu Anglicy szybko wyrównali z wątpliwego karnego (63. min) i nadal rządzili. Mogli strzelić kilka goli, ale Lato też miał szansę, gdy sunął sam od połowy na bramkę (McFarland złapał go w pół i dostał... żółtą kartkę. Takie były przepisy.
W końcówce Kazimierzowi Górskiemu i kibicom spłynął po plecach zimny pot, gdy nasi znów wybili piłkę z linii. Sędzia w końcu gwizdnął po raz ostatni. Nasi nie wierzyli w swe szczęście, Anglicy z faktami pogodzić się nie umieli. Obrzucili naszych puszkami po piwie. Piłkarze i działacze gospodarzy nie pojawili się na umówionej, wspólnej kolacji.
- Fetowaliśmy z Polonią, Spać poszliśmy późno - mówił Górski.
Co było potem wiadomo. Mundial, 6 zwycięstw na 7 meczów w wykonaniu naszej ekipy. Domarski zaliczył udział w 3 meczach. W ataku zastąpił go Andrzej Szramach. Bramka na Wembley była jego drugą, a ostatnią w kadrze. Kto wie, może jutro znów sobie ją puści.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?