Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Edward Kazimierski: dorobiłem się szacunku. To bezcenne!

Rozmawiał Marcin Jastrzębski
Pan Edward Kazimierski podzielił się z nami swoimi wspomnieniami o przeszłości i refleksjami o teraźniejszości. O jego zasługach przy budowie legendarnej już Stali pamięta cały Mielec.
Pan Edward Kazimierski podzielił się z nami swoimi wspomnieniami o przeszłości i refleksjami o teraźniejszości. O jego zasługach przy budowie legendarnej już Stali pamięta cały Mielec. Krzysztof Kapica
Rozmowa z Edwardem Kazimierskim, wiceprezesem Fabrycznego Klubu Sportowego Stal Mielec w latach 1967-1984, kiedy mielecki klub odnosił swoje największe sukcesy.

Rozmowę tę można przeczytać w piątkowym wydaniu Nowin (27 grudnia br.)

- Zawsze, gdy wspomina się lata świetności Fabrycznego Klubu Sportowego Stal Mielec nieunikniony jest wspomnienie właśnie pana, wiceprezesa do spraw organizacyjnych. Co pan właściwie robił w Stali?
- Miałem wokół siebie masę ofiarnych, pracowitych ludzi, a nad sobą Tadeusza Ryczaja ówczesnego prezesa Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego, głównego sponsora Stali. WSK zatrudniało wtedy ponad 20 tysięcy ludzi, w dobrym okresie połowa z nich oddawała procent swoich zarobków klubowi. My tez umieliśmy sami zarobić niezłą kasę. To nie jest tak, że jako działacze leżeliśmy i czekaliśmy na to, co da nam WSK bądź jej pracownicy. Zresztą, pracownicy ci otrzymywali szereg różnych przywilejów. Wchodzili na mecze piłki nożnej czy siatkówki za darmo. Wtedy to były naprawdę wielkie wydarzenia. Mieliśmy mnóstwo ciekawych pomysłów, które bez kompleksów wcielaliśmy w życie. Wykorzystaliśmy pieniądze od Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki i naszego sponsora PZL-u. W sumie to było 50 milionów złotych. 30 milionów złotych poszło od państwa, a 20 milionów od PZL.

- Wnioskowaliście o środki na budowę bieżni, trybun, oświetlenia i hotel i się wam to bardzo opłaciło
- Dostaliśmy kilkadziesiąt milionów złotych. Zrealizowaliśmy wyżej wymienione inwestycje i.. otworzyły się przed nami nowe perspektywy. Mieliśmy jasny plan działania. Plan pochodził z jubileuszowego programu związanego z 30-leciem istnienia klubu, które przypadało na 1969 rok. Ruszyliśmy z kopyta. Zyskaliśmy kilkanaście hektarów ziemi, na których teraz mamy rezerwowe boiska.

- I spokojnie czekaliście aż przyjdzie wynik sportowy..
- Nie tak spokojnie. Nie siedzieliśmy z założonymi rękami. Otworzyliśmy wytwórnię wody mineralnej, którą sprzedawaliśmy pracownikom WSK. Poza tym organizowaliśmy imprezy kulturalne, których dochód zasilał nasz budżet. Do Mielca przyjeżdżali ciekawi ludzie, np. znani artyści.

- Wały Jagiellońskie w mieleckiej hali MOSiR przyciągały spore tłumy…
- Zenon Laskowik czy Bohdan Smoleń to byli artyści, których mogliśmy zaprosić do siebie. Spore zyski przynosił nam hotel. Mnie najbardziej cieszyła nowa trybuna. Mogła pomieścić ponad 20 tysięcy osób, a oświetlenie… służy Stali do dziś.

- Doczekaliście się nawet Ośrodka Olimpijskiego.
- Mając hotel i wspaniałe obiekty z imponującym jak na tamte czasy zapleczem, odnową biologiczną, doczekaliśmy się także takiego tytułu. Nasz organizacyjny rozwój przyczynił się do innego postrzegania Mielca. Liczono się z nami! Oczywiście to dużo zasługa WSK.

- I 40 lat temu mistrz Polski był w Mielcu..
- To była świetna drużyna. Cieszyłem się, że podczas tegorocznych wrześniowych obchodów tego sukcesu przyjechali prawie wszyscy żyjący autorzy tego sukcesu. Zabrakło jedynie Eryka Hansela, który przebywa w Kanadzie. Nie ma już wśród nas Artura Janusa, Jana Wiącka i trenera Karola Konthy z Węgier. Cała ekipa wyrastała na wielkich piłkarzy na moich oczach. To było piękne. Z anonimowych chłopaków z Rzeszowszczyzny wyrośli późniejsi reprezentacji kraju.

- Mieli to "coś"?
- Mieli wszystko (śmiech). Oczywiście byli zatrudnienia na etatach w WSK. Powiększali swoje dochody grając w piłkę. Wiadomo jednak, jakie to były czasy. Nikt nie miał kroci. Piłkarze przekonali się o tym w 1974 podczas mistrzostw świata w RFN. Mieliśmy w biało-czerwonych barwach zawodników Stali, którzy dowiedzieli się ile się zarabia zagranicą. Cóż… musieliśmy podnieść ich angaże, apetyty rosły i również ich wymagania, ale nie można powiedzieć, że byli przepłacani. Byli w porównaniu z obecnymi zawodowcami… kopciuszkami.

- Z budżetem jako klub jednak sobie radziliście..
- Musieliśmy. Zresztą to były zupełnie inne czasy. Dziś każdy obiekt, klub, sekcja musi mieć osobnego dyrektora, kierownika, który ma określone wymagania finansowe. Ja nikomu nie zazdroszczę, ale gdy słyszę o kłopotach finansowych to zastanawiam czy kłopotem nie jestem odpowiednie wydawanie pieniędzy. Przecież ja przez kilkadziesiąt lat działalności w klubie i pracy w WSK nie dorobiłem się nawet samochodu. Bez skrępowania patrzę w lustro, po prostu byłem uczciwy. Dorobiłem się jednak czegoś bardziej wartościowego: szacunku ludzi. To bezcenne. Gdy idę ulicą, słyszę wiele ciepłych słów. Ludzie w Mielcu pamiętają 1973 rok, gdy zdobyliśmy tytuł mistrza Polski. Pamiętają też 1976 rok, gdy powtórzyliśmy ten sukces i 75 rok, gdy byliśmy wicemistrzami kraju. Sukcesy to nie tylko moja wizytówka. Najwięcej zasług przypisuje samym zawodnikom. Z młodych, anonimowych… stali się gwiazdami dużego formatu.

- Poczucia humory raczej też im nie brakowało. Krążą legendy o koniu wprowadzonym na klatkę schodową jednego z bloków…
- Nie mogę się wygadać (śmiech). Nie zaprzeczę, że taka sytuacja nie miała miejsca. Wiem, że ów koń został wprowadzony na dość niezłą wysokość, wychodził po piętrach sprawnie. Kłopot był z zejściem w dół! Mnie o więcej proszę nie pytać, nie powinienem mówić, który zawodników był przodownikiem w takich żartach.

- Klub jednak nie utrzymał swojej dobrej kondycji...
- Niestety, stan wojenny wprowadził ogromne zamieszanie, bezprawie. Nie satysfakcjonował mnie taki stan rzeczy, mój czas w Stali skończył się w 84 roku. Stal jeszcze długo utrzymywała się w czołówce polskiej I albo II ligi.

- Przełom wieków nie był zbyt szczęśliwy. Stal zmieniała swoje oblicze i musiała kilkanaście lat walczyć o powrót na szczebel centralny...
- Bardzo mnie to bolało. Do coraz gorszego poziomu sportowego "dołożył" się niszczejący stadion. Po odnowieniu znów jednak Mielec rokuje na przyszłość. Dla mnie wielką satysfakcją jest fakt, że w budowie nowego drużyny uczestniczy Włodzimierz Gąsior. Szkoleniowiec ten szanowany jest nie tylko w Mielcu. Ja pamiętam go jako oddanego swojej pracy piłkarza. Teraz też serdecznie trzymam za niego kciuki.

- Ciągnie pana na trybuny?
- Owszem, ale chodząc na mecze w poprzednich latach nie rozumiałem zachowania młodych kibiców. Byłem zaskoczony dopingiem, w którym pełno było wyzwisk i wulgaryzmów. Jak się kolejnym młodym urywają słowa na "k" i "ch" to mam ochotę wrócić do domu. Kiedyś podczas naszych imprez w hotelach czy hali MOSiR po imprezie można było zebrać dwa wózki z butelkami wódki, a agresji, także słownej nie dało się zauważyć. Teraz jednak nie narzekam, bo atmosfera jest zdecydowanie lepsza. Kibicuję Stali, Włodkowi i życzę tej drużynie szczęścia w realizacji kolejnych sportowych celów. Świeża nowina o włączeniu się do sponsorowania Stali przez firmę PZL to wielka szansa. Mielec piłkarsko rośnie w siłę i te możliwości przychodzą w samą porę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24