W Bieszczady jeżdżę od dziecka. Bywam w Dwerniku nad Sanem, gdzie mam przyjaciół, wspaniałe widoki i czyste powietrze. Myślałam, że moje góry mnie już niczym nie zaskoczą. Bardzo się myliłam.
Na zimową wyprawę do Krainy Wilka przyjeżdżam z grupą dziennikarzy z całej Polski. Miejsce docelowe - pensjonat "Leśniczówka" w Berezce. Prowadzi go Daniel Wojtas, który organizuje wyprawy przez cztery pory roku.
Dlaczego nazwał je wyprawami do Krainy Wilka?
- Bo Bieszczady są właśnie krainą, gdzie żyją te drapieżniki - tłumaczy Daniel.
Do Berezki docieramy późnym wieczorem. Trudno trafić do "Leśniczówki", gdy się jedzie pierwszy raz. W końcu znajdujemy ukryty w śniegu uroczy drewniany dom. Kolacja i ognisko, kiełbaski, karkówka, grzane wino i... spać, bo skoro świt - pierwsza wyprawa.
Orły na śniegu
Rankiem podjeżdżają pod "Leśniczówkę" trzy jeepy. Przed nami spora trasa przez góry - do Baligrodu. Taka jazda po bezdrożach, po śniegu, to sama przyjemność. Podczas pokonywania nierówności auto podskakuje, a ja walę głową w dach. Wspinamy się coraz wyżej. Dookoła las, a nad nami błękitne niebo. Oddychamy rześkim powietrzem. Po godzinie jeden z jeepów zakopuje się.
- Dawaj linę! - krzyczy Krzysiek.
Przypinają ją do auta, po chwili - wyciągnięte.
My w tym czasie robimy orły na śniegu.
- Pięknie wyszły - cieszymy się jak dzieci.
Jedziemy. Zatrzymujemy się obok leśnej hodowli danieli. Cudowne zwierzęta, ale widok smutny, bo wiadomo, że pójdą na mięso.
Mamy awarię
Jeepy z trudem przeciskają się po wąskich leśnych drogach, jesteśmy coraz wyżej. Nagle silnik podskakuje, prycha. Stop. Krzysiek podnosi maskę. A dwa jeepy znikają za górką...
- No to fajnie, zostaliśmy sami - kwituje Jola z Radia Rzeszów. - Nic się nie martw, na wiosnę nas znajdą - pociesza któryś z chłopaków.
Nie zostawili nas. Wracają. Wspólnymi siłami naprawimy silnik. Po chwili jesteśmy na wzniesieniu, z którego rozciąga się panorama na Zalew Soliński i Połoniny.
- Dla takiego widoku warto było się tłuc tyle kilometrów - mówi Kasia z Gazety Krakowskiej.
Wraca konik polski
Teraz wizyta w dzikiej hodowli konika polskiego w dolinie Wołkowyjki. Prowadzi ją nadleśniczy Ryszard Paszkiewicz.
- Konie dostaliśmy z Holandii, niektóre już tu się urodziły - wyjaśnia. - Kolejne klacze będą się niedługo źrebić. Zapraszam. Konik polski, jak widzicie, to konik niski, z czarną pręgą na grzbiecie, silny, spokojny.
Konie chodzą po leśnej przecince, skubią siano, przyglądają się nam obojętnie.
- Niektórzy protestują przeciwko wypuszczaniu tych koni na wolność, ale one powinny być wolne - tłumaczy nadleśniczy.
Szlakiem wąskotorówki
Kolejny etap naszej wyprawy to "Biesisko", kultowa gospoda w Cisnej.
Spotykamy tu Monikę - dziennikarkę z Rzeczypospolitej. Przyjechała relacjonować zawody psich zaprzęgów. Organizator: Tomasz Kudełka, właściciel "Biesiska", wielokrotny mistrz Polski i Europy w tym sporcie.
Przed gospodą czekają na nas skutery śnieżne. Monika: - Jadę z wami, nie przepuszczę takiej okazji.
Wsiadamy. Ja jadę z Danielem. Najpierw kieruje skuter na szlak wąskotorówki. Potem wpadamy na otwartą przestrzeń. Jedziemy w kierunku Strzebowisk. Prędkość - do 60 km. Zamarzają mi okulary, wiatr wdziera się pod kaptur. A gdy skuter wyskakuje w powietrze na muldzie, na plecach czuję mrowienie, serce wali jak młot. Prawdziwa ekstrema.
Zatrzymujemy się na górce. Widok niesamowity: ośnieżone szczyty gór, słońce wygląda zza chmur, niewielki mróz, zapach igliwia. I ta cisza...
Pędzi, pędzi kulig
Z Cisnej, przez Wołkowyję, malowniczymi bocznymi drogami, pokonując strumyki, dojeżdżamy do Bystrego. Tu znowu atrakcja - kulig. Saniami powozi Marek Różycki. Jest Rysiek Kominiarz, akordeonista, który oświadcza, że kocha swoją żonę Dilajlę. Zaczyna grać, śpiewa: "Z tamtej strony Wisły", "Cyganeczkę".
Trasa prowadzi doliną Bystrego. Konie rżą, my śpiewamy, mróz siarczysty. Maluch, który nas wyprzedził, wpada do rowu. Mężczyźni wypychają go na drogę. Jedziemy. A gdy jesteśmy już przemarznięci do kości - ognisko. Kiełbaski, śpiew. Niebo rozgwieżdżone.
- Zaśpiewajmy jeszcze "Płonie ognisko w lesie" i wracajmy, bo teraz jest za gorąco - mówi Ewa z National Geographic. Już późno, a rano mamy przejść kilka kilometrów na rakietach śnieżnych...
Zapnij i do przodu
Ostatni dzień bieszczadzkiej przygody. Słonecznie i... mroźno. Sanie, zaprzężone w konie, zabierają nas na wzgórze nad Berezką. Przypinamy rakiety, łapiemy kijki i w las.
- Tylko spokojnie i równo - przestrzega Grzesiek Sitko, przewodnik.
Po kilkunastu metrach, na stromym podejściu, wypinają mi się obie rakiety i... ląduję na oblodzonym pagórku. Grzesiek dopina mi rakiety. Brnę w śniegu. Przystaję raz po raz, bo dostaję zadyszki. Nogi coraz cięższe, ale to powietrze i otoczenie...
Po ponad trzech godzinach zmęczeni ale zadowoleni wracamy do sań.
- Przyjedźcie w lecie, to zobaczycie, jak tu pięknie - zachęca Bogumił, właściciel ośrodka "Karino".
Jeszcze wizyta u artysty
Przed przyjazdem do "Leśniczówki" wpadamy na chwilę do Zdzisława Pękalskiego. Tworzy niepowtarzalne dzieła na starych deskach. Słuchamy czarownych opowieści, podziwiamy jego Madonny.
* * *
Następnego dnia nie mam siły wstać. Bolą mnie nogi, szczypie w gardle... A jednak zastanawiam się, co mogą mi zaproponować latem. Jazdę jeepem po wodzie? Nocne wyprawy do lasu, a może coś innego? Muszę to sprawdzić.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Szpak pokazał swojego towarzysza. Połączyła ich miłość od pierwszego wejrzenia
- Tomaszewska i Sikora spacerują z wózkiem. Wydało się, co ich łączy! [ZDJĘCIA]
- Urbańska obnaża się przed młodzieżą w sieci. Nie jesteście na to gotowi [ZDJĘCIA]
- Była naszą olimpijską królową. Dziś Otylię Jędrzejczak trudno rozpoznać [ZDJĘCIA]