Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Eliza Dzwonkiewicz: Jeśli ktoś nie powstrzyma Putina, to nie jest wykluczone, że Rosjanie wejdą do Lwowa

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Uchodźcy z Lwowa dotarli do Krakowa
Uchodźcy z Lwowa dotarli do Krakowa Adam Wojnar
Dziś dajemy przykład tego, że jest coś więcej niż zwykła kalkulacja polityczna czy jakakolwiek inna. Jesteśmy absolutnie solidarni z Ukrainą, z Ukraińcami i oni to doceniają. Widać, jak Polacy i Ukraińcy są i powinni być sobie bardzo bliscy. To trzeba pielęgnować – mówi Eliza Dzwonkiewicz Konsul Generalna RP we Lwowie.

Podjęła Pani decyzję o tym, że zostaje we Lwowie. Dlaczego?

To nie jest tylko kwestia decyzja, ale przede wszystkim obowiązku i odpowiedzialności. Szczerze mówiąc, ja tego pytania – czy mam być tutaj, czy mam wyjeżdżać – nawet sobie nie zadaję. My tu pełnimy służbę. Jako Polska jesteśmy najbliższym sąsiadującym z Ukrainą krajem. Zatem my tu jesteśmy po to, żeby solidaryzować się w walce z nieprawością, z wrogiem, z tymi, którzy czynią zło. Jeżeli możemy pomóc, jako przedstawiciele państwa polskiego, to dla mnie jest oczywiste, że trzeba tu być do końca; dopóki tylko się da.

Jak zmieniło się Pani życie w ciągu tych kilkunastu dni?

Zmieniło się o tyle, że pracujemy całą dobę. Wypełniamy nasze zadania konsularne, wspieramy naszych obywateli, wspieramy naszych rodaków z Kartą Polaka, ale wspieramy też wszystkich Ukraińców, którzy są obok nas i którym pomóc możemy. Staramy się pomagać rodzinom naszych partnerów ukraińskich, którzy troszczą się o swoich bliskich, współpracujemy z przedstawicielstwami innych misji dyplomatycznych. Krótko mówiąc, jesteśmy w stanie ciągłej gotowości. Odbieramy setki telefonów, rozwiązujemy dziesiątki spraw, koordynujemy i spinamy szereg działań pomocowych i humanitarnych.

Konsulat dziś to też miejsce, w którym transporty z Polski zostawiają dary z pomocą, gdzie odbywa się ich dystrybucja?

Nie zajmujemy się dystrybucją darów, natomiast łączymy i w ten sposób wspieramy bardzo mocno, zarówno sprzętem, jak i darami takie organizacje jak np. Caritas Spes Archidiecezji Lwowskiej. Oprócz tego współpracujemy bardzo blisko z panią mer w Mościskach. To miejscowość, gdzie jest wielu etnicznych Polaków. Mamy tam też polską szkołę. Jest to też miejsce, gdzie w naturalny sposób grupują się uchodźcy i pomoc jest tam bardzo potrzebna. Tam też przychodzą transporty z pomocą organizowane przez polski rząd, które trzeba rozpakowywać i dystrybuować pomoc dalej. Pomagamy w tych pierwszych momentach. Konsulat często pełni funkcję koła zamachowego – kiedy już to koło się uruchomi, to później są ludzie, którzy tego pilnują, a my zajmujemy się kolejnymi sprawami. Naszym zadaniem, w które jesteśmy zaangażowani najmocniej to jest ewakuacja, z jednej strony obywateli polskich i osób z Kartą Polaka, z drugiej – grup najbardziej bezbronnych. To są dzieci chore, matki z dziećmi i tu już nie ma znaczenia, jakiej narodowości są te osoby; staramy się pomagać im wszystkim i to robimy.
Współpracujemy też ściśle z Przewodniczącym Lwowskiej Obwodowej Administracji Państwowej (odpowiednik Wojewody); jesteśmy z nim w stałym kontakcie, udrażniamy kanały dystrybucji pomocy również wojskowej, również dla szpitali. Mamy narady, konsultacje telefoniczne, pomagamy sobie wzajemnie, bo przecież ta sytuacja mimo wszystko sprawia, że jest sporo chaosu; a to na granicy utknie jakaś pomoc, a to potrzebne są dodatkowe dokumenty i w tym wszystkim pomagamy.

Ilu Polaków w tej chwili jest we Lwowie?

Tak naprawdę ostatnie dni znacząco zmieniły polską społeczność we Lwowie. Sporo osób wyjechało do Polski, choć wielu deklaruje chęć powrotu po zakończeniu działań wojennych. Bardzo troszczymy się natomiast o starszych Polaków, którzy zawsze tu mieszkali. Oni są związani z tym miastem, można powiedzieć zrośnięci, są częścią jego historii. Do tej pory jakoś sobie radzili, czasem opiekowały się nimi siostry zakonne, księża, wolontariusze. Dziś namawiamy ich na ewakuację, ale oni nie chcą wyjeżdżać. Dla części z tych osób znaleźliśmy miejsca w domach opieki społecznej, ale tych którzy zdecydowali się na wyjazd można policzyć na palcach jednej ręki. Pozostałe osoby mówią, że chcą pozostać w swoich mieszkaniach. Mówią: „Przeżyliśmy jedną wojnę, przetrwamy i tę”. Tu jest nasze miejsce. To ogromny dylemat.
We Lwowie co prawda nie ma strzałów, ale sytuacja jest bardzo niebezpieczna. Wielu ludzi chodzi z bronią. Są utworzone blok-posty; nie można się swobodnie wydostawać poza miasto, nie można wjeżdżać do miasta. Są ogromne korki. Jest godzina policyjna. Zdarzają się nieprzyjemne sytuacje i trzeba być bardzo ostrożnym. Atmosfera jest ciężka. A w tym wszystkim są tysiące ludzi potrzebujących pomocy.

Do Polski docierają sygnały, że w sklepach we Lwowie skończyły się środki higieniczne, podpaski. Jak funkcjonuje miasto? Otwarte są urzędy, banki, ludzie chodzą do pracy?

Powiedziałabym, że miasto funkcjonuje w 50 procentach. To znaczy, szkoły, przedszkola nie pracują. Restauracja, salony kosmetyczne, poczta – częściowo tylko działają. Banki jeszcze pracują, ale nie dokonują wielu operacji; nie ma możliwości wypłaty walut, są ograniczenia w przekazach pieniężnych. Internet działa. Sklepy są otwarte i wbrew pozorom wcale nie są źle wyposażone; czasem czegoś brakuje, ale to w tych miejscach, gdzie są potworzone punkty zborne, miejsca, gdzie ludzie mogą się zatrzymać. Ale dostawy i pomoc napływają nieprzerwanie i nawet jeżeli jest gdzieś jakiś brak, to jest on tymczasowy. Gorsza sytuacja panuje tam, gdzie jest ostrzał wroga i nie można wyjść do sklepu, nie można przyjąć pomocy.

Lwów jest przygotowany do obrony?

Są schrony, one zostały zinwentaryzowane, każdy wie, gdzie się udać, gdzie znajduje się najbliższy schron i do tych schronów ciągle się chodzi. Mamy dość często ogłaszane alarmy, wyją syreny i wtedy koniecznym jest udać się do schronu. My też, gdziekolwiek jesteśmy, czy w konsulacie, czy w mieście, nie lekceważymy tych sygnałów i schodzimy do schronów, czekając na odwołanie alarmu.
Na drogach są barykady usypane z piasku, z betonowych krzyżaków, są utworzone blokady, stoją przy nich uzbrojeni ludzie i są oni z różnych jednostek: policja, gwardia narodowa, obrona terytorialna. To są różne formacje. Legitymują przejeżdżających - stąd te wielkie korki.

Jak Pani zapamiętała czwartek 24 lutego?

Spodziewaliśmy się ataku, choć, myślę, nikt nie spodziewał się go w takiej skali i w takiej formie. Zamówiliśmy na tłusty czwartek pączki dla naszych pracowników i dla naszych partnerów z administracji lwowskiej, z miasta Lwowa; chcieliśmy podzielić się z nimi naszą tradycją. Jak tylko dowiedziałam się wybuchu wojny, najszybciej jak możliwe przedostałam się do konsulatu, utworzyliśmy sztab kryzysowy i rozpoczęliśmy działania. To był bardzo ciężki dzień i pewnie wszyscy takim będziemy go pamiętać. Od tamtego momentu staramy się nieść pomoc, teraz przybrała ona już bardziej systemowy charakter, bo na początku działaliśmy na gorąco, zbieraliśmy informacje. Nie ukrywam, byliśmy przerażeni tym, co się stało. I nie chodzi tu o panikę, bo jej u nas nie było, ale świadomość tego, co się stało, wszystkich nas poraziła.

Bartosz Cichocki, ambasador Polski na Ukrainie żartował w ubiegłym tygodniu w rozmowie z Robertem Mazurkiem, że bardziej martwi się o wynik Legii Warszawa, niż o własne bezpieczeństwo i o to poczucie bezpieczeństwa chciałam Panią zapytać. Czy to odwaga Ukraińców udziela się wszystkim, czy to okoliczności sprawiają, że ludzie potrafią się do tej odwagi stawić?

Obserwuję to również u moich współpracowników, bliższych i dalszych i pewnie to, co powiem, zabrzmi jak truizm, ale o wszystkim rozstrzyga psychika. Są ludzie, którzy są w mocnej kondycji psychicznej i tacy, którzy gorzej znoszą obecną sytuację. Wydaje mi się jednak, że to w ogóle nie powinno podlegać ocenie. Po prostu jesteśmy różni. Natomiast zdecydowanie, Ukraina i jej obywatele są silni. Są zahartowani. Pamiętajmy, że wojna na Ukrainie trwa od 2014 roku; ludzie tu na pewno są mocniejsi. Jednakże, wszystkim doradza się, by z tych miejsc, które są pod ostrzałem uciekać: rodziny z dziećmi i starsze osoby. To nie jest kwestia tego, że ludzie tak bardzo się boją i panikują, tylko oni chcą widzieć przyszłość dla swoich rodzin, dla swoich dzieci. Ale Ukraina jest mocna i myślę, że wielu może się uczyć od Ukraińców tej postawy. Ukraina jest też bardzo wdzięczna; jednoznacznie stoimy tu ramię w ramię z Ukraińcami i widzę, jak oni patrzą z niedowierzaniem, że tak można. W historii często bywa, że w takich sytuacjach państwa, narody, pozostają same. Myślę, że my dziś dajemy przykład tego, że tak nie jest i że jest coś więcej niż zwykła kalkulacja polityczna czy jakakolwiek inna. Jesteśmy absolutnie solidarni z Ukrainą, z Ukraińcami i oni to doceniają. Muszę powiedzieć o ogromnym szacunku, jaki widzę w ich oczach i czuję w ich słowach. W całym tym koszmarze można znaleźć sytuacje naprawdę piękne, budujące. To jest wielki sprawdzian dla nas, dla naszego człowieczeństwa. Widać, jak Polacy i Ukraińcy są i powinni być sobie bardzo bliscy. To trzeba pielęgnować.

Ile godzin na dobę Pani śpi?

Pierwsze trzy noce niemal nie spałam w ogóle. Teraz staramy się spać na tyle, na ile to możliwe. Trzeba oszczędzać siły, bo może przyjść gorsze. Nie chcę robić z siebie bohaterki, bo nie o to chodzi, my po prostu pracujemy. Ale przez pierwsze trzy doby, kiedy nie wiedzieliśmy, czy będzie przypuszczony atak na Lwów, odbieraliśmy nie kończące się telefony, reagowaliśmy na powtarzające się alarmy schodząc do schronów, to dwie godziny snu było sukcesem.

Co dziś Panią najbardziej niepokoi?

Tego niepokoju mam w sobie bardzo dużo. Najbardziej, jak patrzę na dzieci, które z rodzicami idą ku granicy, w nieznane. Najgorsze są noce, kiedy jest zimno i te dzieci stoją nocami po 10 i więcej godzin. Wszystkim chciałoby się pomóc i staramy się, ale zwyczajnie się nie da; nie da się tego robić szybciej, tak ogromna jest to liczba. Pociągi mają po 900 osób na składzie, odprawa takiego pociągu to trzy godziny, a takich pociągów w kolejce jest kilka, kilkanaście. Więc do odprawy czeka się kilkanaście godzin, więc ludzie cierpią. Myślę jednak, że to cierpienie – ono jest do przeżycia. Najbardziej martwię się o tych, którzy są na wschodzie Ukrainy. My mamy niedogodności, mamy trudną sytuację, są tacy, którzy się boją, ale to nie jest tak, jak tam. Tam jest piekło. Martwię się też o sam Lwów. To bardzo piękne miasto, bardzo ważne dla Polaków i Ukraińców, to nasze wspólne, historyczne dziedzictwo, nie wyobrażam sobie, że te kilkusetletnie, bardzo piękne zabytki mogłyby zostać zniszczone. To byłby dodatkowy dramat, bo to miasto jest wyjątkowe. Mam też poczucie, że wiele rzeczy nie wróci już do tego stanu sprzed inwazji, do tego, co było.

W weekend z przerażeniem oglądałam korespondencję dziennikarzy telewizji Sky News, których samochód jadący w stronę Kijowa został ostrzelany; dwóch dziennikarzy zostało rannych. Uratowała ich ukraińska policja. Jak wygląda sytuacja dziennikarzy we Lwowie? Czy działają hotele?

Hotele działają, ale wszystkie są zajęte. Podobnie, jak kwatery prywatne, mieszkania. Do Lwowa można dojechać, tylko wymaga to ogromnej cierpliwości, bo są straszne korki. W mieście panuje duży ruch, jest rotacja, ludzie tu zatrzymują się na kilka dni i wyjeżdżają. Ale miejscowi pomagają, my również pomagamy naszym dziennikarzom z Polski. Bardzo ciężko jest teraz znaleźć zakwaterowanie, ale jednocześnie nie ma takich ludzi, którzy by takiego miejsca nie znaleźli. Jeszcze raz to powtórzę: Lwów na razie jest miejscem względnie bezpiecznym, ci, którzy tu są, na razie nie musza martwić się o swoje życie. Ale to nie musi trwać wiecznie. Z jednej strony ważne jest, aby dawać świadectwo tego, co tu się dzieje, ale każdy, kto decyduje się, żeby przyjechać na Ukrainę, musi liczyć się z tym, że może stracić życie.

Kiedy słucham opinii różnych osób, czy to analityków, czy zwykłych ludzi, którzy pochodzą ze Lwowa, to jedni i drudzy mówią podobnie. Albo Rosjanie wejdą do Lwowa, albo nie wejdą do Lwowa. Jak to się widzi w samym Lwowie?

To najtrudniejsze z pytań. Nie można ludzi straszyć, ale myślę, że jeśli ktoś nie powstrzyma tego szaleńca, to nie jest wykluczone, że wejdą do Lwowa. Tak chyba myśli wielu. Oby to się nie sprawdziło.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Eliza Dzwonkiewicz: Jeśli ktoś nie powstrzyma Putina, to nie jest wykluczone, że Rosjanie wejdą do Lwowa - Portal i.pl

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24