Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa wygrywa z białaczką! Po 9 dniach wstąpiło w nią nowe życie

Janusz Pawlak
Dziś Ewa Skorupska wie, że z każdą chorobą trzeba walczyć i można wygrać. Na zdjęciu z synkiem Kubusiem.
Dziś Ewa Skorupska wie, że z każdą chorobą trzeba walczyć i można wygrać. Na zdjęciu z synkiem Kubusiem. Archiwum
- W walce z białaczką pomagała mi wiara, że to cierpienie ma sens - mówi Ewa Skorupska. Już 9 dni po przeszczepie poczuła się dużo lepiej. - To niezwykły przypadek, że komórki dawcy tak szybko się "zadomowiły" - twierdzą lekarze.

Choroba zawsze przychodzi w złym momencie. W przypadku Ewy był to najgorszy czas. Praca w dobrej niemieckiej firmie, nadzieja na awans, radość z dziecka. I nagle diagnoza - prawie jak wyrok. Białaczka!

Ile myśli przebiegło jej wtedy przez głowę, jakie obrazy stanęły przed oczami, gdy dowiedziała się o tym, że dopadło ją choróbsko, z którym medycyna nie do końca sobie daje radę - tego dziś nie potrafi wyliczyć. Była załamana. Ale krótko. Chciała walczyć. Wtedy nie spodziewała się, jak potworne zmagania szykuje jej los.

Za dużo szczęścia na raz

Do Niemiec Ewa Skorupska (pochodząca z Wolicy Piaskowej w gminie Sędziszów Młp.) trafiła po studiach we Wrocławiu. W sędziszowskim liceum była prymuską, miała łatwość uczenia się języków obcych. Taką zapamiętały ją koleżanki i koledzy z klasy. Znalazła dobrą pracę w biurze niemieckiej firmy w Solingen. Cieszyła się też z narodzin Kubusia.

W 2009 roku zdiagnozowano u Ewy białaczkę. Niemieccy lekarze zastosowali typowe leczenie, poddali ją chemioterapii. Choroba ustąpiła, lecz po jakimś czasie nastąpił jej nawrót.

Z listu Ewy: Przeżyłam wielkie rozczarowanie, gdy dowiedziałam się, że przegrałam ten etap walki z chorobą. To był nawet trudniejszy moment od tego, kiedy dowiedziałam się, że rozpoznano u mnie białaczkę. Po drugie, miałam już świadomość, co oznacza chemioterapia. Szok trwał około dwóch tygodni.
Potem zaczęłam patrzeć do przodu, budować nadzieję, że nowa terapia (a dokładnie transplantacja szpiku kostnego) będzie inna. Co prawda mocniejsza, ale skuteczniejsza. Takie sprawy, jak np. praca zawodowa przestały mieć wysoki priorytet. Chciałam każdą chwilę, która pozostała mi przed pójściem do szpitala, jak najlepiej wykorzystać: spędzić ją z rodziną, z synkiem, żeby dać im z siebie jak najwięcej.

Setki osób chcą pomóc Ewie

Gdy jedynym ratunkiem dla Ewy okazał się przeszczep komórek macierzystych (szpiku kostnego), rozpoczęto poszukiwania dawcy. Szukano i w Niemczech, i w Polsce, a dokładnie na Podkarpaciu.

W Sędziszowie Młp. 13 lutego znajomi i przyjaciele Ewy zorganizowali dzień dawcy szpiku kostnego. Aż 736 osób oddało krew do badania na możliwość bycia dawcą komórek macierzystych. Podobne zbiórki przeprowadzono w Rzeszowie, w Przemyślu, a także w niemieckim zakładzie, gdzie Ewa pracuje.

Mimo złego samopoczucia Ewa postanowiła każdemu z oddających krew osobiście podziękować. Przepłaciła to gwałtownym pogorszeniem stanu zdrowia. Nabawiła się infekcji.

Z listu Ewy: Zanim znalazłam dawcę komórek macierzystych, minęły dwa miesiące. Ciągle miałam nadzieję, że się zdarzy cud i choroba się cofnie. Z drugiej strony były smutne i trudne chwile, kiedy ta nadzieje bladła i bałam się nadchodzącej terapii, cierpienia, śmierci. Wtedy najbardziej pomagała mi moja wiara w Boga. Wiedziałam, że to cierpienie musi mieć sens, że Pan Jezus jest przy mnie i mnie nie opuści.
Pamiętam tekst, który przeczytałam jeszcze jako młoda dziewczyna, a którego nie potrafię przytoczyć dosłownie, ale sens był mniej więcej taki: W spokojne i szczęśliwe dni widziałam dwa ślady na piasku mojej drogi życia: swój i Jezusa. Ale kiedy było mi ciężko i źle, na piasku był tylko jeden ślad. Zapytałam Jezusa: dlaczego akurat teraz zostawiasz mnie samą? Jezus odpowiedział: w takie dni niosłem Cię na swoich ramionach
.

Nieco blada krew

Przeszczep szpiku kostnego przeprowadzono u Ewy 3 marca w klinice uniwersyteckiej w Dusseldorfie. W kilka dni przed przeszczepem przygotowano cały zabieg, czyli maksymalnie wyniszczano w jej ciele komórki krwi przez intensywną chemioterapię, naświetlanie i terapię antyciałami.

Wszystko po to, aby zniszczyć komórki rakowe. Zabiegi są tak wyczerpujące dla organizmu, że pacjent nie przeżyłby bez farmakologicznego wsparcia.

Przeszczep zastosowany u Ewy polegał na dostarczeniu do jej organizmu komórek macierzystych dawcy (ok. 300 ml) w postaci godzinnej kroplówki do krwi.

Z listu Ewy: Najtrudniejsze dla mnie były dwa tygodnie, kiedy bardzo źle się czułam, prawie nie wstawałam z łóżka, nic nie jadłam i byłam pod wpływem środków przeciwbólowych. Jednak jak tylko najgorsze minęło, wydawało się, że to wszystko co przeżyłam, to był zły sen i szybko poszedł w zapomnienie. Teraz mam wrażenie, że trwał tylko 1-2 dni.

Nowe życie

12 marca, a więc dziewięć dni po przeszczepie, Ewa nagle poczuła, że wstępuje w nią nowe życie. Z medycznego punktu widzenia spowodowało to pojawienie się już dzień wcześniej w jej organizmie leukocytów produkowanych z komórek dawcy. Dzień później zaczęła jeść i wstawać z łóżka. Potem zrobiła parę kroków. Infekcje i dolegliwości zaczęły się cofać.

Z listu Ewy: Proces zdrowienia po transplantacji wymaga dużo cierpliwości. Około 30 dni po transplantacji u większości pacjentów występuje reakcje tzw. Graft-Versus-Host Disease (GvHD), czyli choroba "przeszczep przeciwko gospodarzowi".
Komórki dawcy rozpoznają komórki pacjenta jako obce i mogą atakować wiele organów: np. wątrobę, skórę, oczy, układ pokarmowy. Może to trwać kilka miesięcy, a nawet kilka lat (reakcja chroniczna). U mnie na szczęście są te objawy dosyć łagodne.

Ogromną rolę w moim przypadku odegrał przyjazd ze szpitala do domu, gdzie mogę dużo lepiej wypoczywać i powoli wracać do zdrowia.

Niezwykły przypadek

Lekarze z kliniki, w której leżała Ewa, jeszcze nie odnotowali w swojej karierze przypadku, żeby komórki macierzyste dawcy tak szybko się "zadomowiły" i już na ósmy/dziewiąty dzień po transplantacji pojawiły się nowiutkie leukocyty.

Z listu Ewy: _Jestem już prawie 3 tygodnie w domu. Do naprawdę dobrego samopoczucia jeszcze dość daleko. Najważniejsze, że jestem w domu, zbieram siły i czuje się lepiej.
Moje plany na najbliższe miesiące to spokojnie żyć, cieszyć się wiosną i życiem. Mieć dużo kontaktu z najbliższymi. Być może powrócę do nauki języków obcych, zabiorę się za pisanie pamiętnika, pogram na mojej ulubionej gitarze.
Panie Januszu, zawitała wreszcie wiosna na Podkarpacie?


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24