Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fałszywe alarmy i głupie żarty to zmora ratowników

Beata Terczyńska
Wojciech Zatwarnicki
Ponad 3 godziny ratownicy GOPR-u szukali wzywającego pomocy przez aplikację RATUNEK. Okazało się, że telefon to dowcip

Jarosław Makutynowicz, starszy ratownik górski Grupy Bieszczadzkiej GOPR, opowiada, jak przebiegała akcja po tym, jak dostali od TOPR-u sygnał o zgłoszeniu od wzywającego pomocy. Przyszło ono na aplikację „Ratunek”, która działa w smartfonach z systemem Android w ten sposób, że ratownicy dostają informację o miejscu, w którym znajduje się zaginiony (współrzędne GPS), i inne informacje, typu: numer telefonu, poziom baterii, dane osobowe, choroby użytkownika. - Współrzędne pokazały nam, że oczekujący pomocy znajduje się powyżej Dwernika, na jednej ze „stokówek” - mówi.

- Próbowaliśmy nawiązać kontakt z tym numerem, ale nikt nie odbierał telefonu. Nie mogliśmy jednak zignorować sygnału, bo wzywający mógł np. stracić przytomność. Na początku nic nie wskazywało więc na to, że jest to głupi żart. - Tym bardziej że współrzędne pokazywały, że rzeczywiście mogło tam dojść do wypadku, bo na tym terenie możliwa była ścinka - mówi ratownik, który był w jednym z pierwszych patroli, jakie udały się na miejsce.

Było zimno, około minus 10 stopni. Ratownicy nikogo nie znaleźli. Nie było też żadnych śladów, co zdziwiło goprowców i kazało przypuszczać, że ktoś celowo z nich zakpił. Mimo to przeszukali oni teren w promieniu ok. 200 m od tego punktu, a w tym czasie policja próbowała namierzyć numer dzwoniącego. Po pewnym czasie ktoś wysłał SMS: „Pomyłka”. Wysłali mu prośbę, żeby jednak odebrał, bo chcieli się dowiedzieć, jakim cudem aplikacja pokazała nieprawdziwe dane. Nic z tego. Później zaczęły przychodzić kolejne SMS-y: „Nie mogę rozmawiac,”, a na końcu: „Nie dzwoń do mnie”.
Był to pierwszy fałszywy alarm z aplikacji „Ratunek”.

W ubiegłym roku na Podkarpaciu strażacy odebrali aż 562 fałszywe alarmy!

- Dzielimy je na złośliwe, czyli takie, które celowo wprowadzały nas w błąd, np. nieprawdziwe alarmy o bombach czy wiadomości o pożarach, których nie było, oraz na tzw. alarmy w dobrej wierze - mówi mł. bryg. Marcin Betleja, rzecznik KW PSP w Rzeszowie.

Tłumaczy, że w tym drugim przypadku chodzi np. o sytuacje, w których uruchamiały się czujniki pożarowe, choć tak naprawdę nic się nie działo. Jechali jednak, by to sprawdzić. - Mieliśmy też powiadomienie, że ktoś widzi ogromną chmurę dymu na jednym z pięter bloku, przy którym stało rusztowanie. Okazało się, że robotnik wykonywał prace budowlane i leciała chmura pyłu, a nie dymu. Zdarzało się, że jechaliśmy do pożaru w kuchni, ale gdy docieraliśmy, wszystko było ugaszone. To też liczy się jako fałszywy alarm.

Kom. Marta Tabasz-Rygiel, rzecznik KWP w Rzeszowie, wylicza, że odnotowali 74 przestępstwa dotyczące fałszywego zawiadomienia. Udało się zatrzymać np. 30-latka dzwoniącego do Urzędu Gminy Nowy Żmi- gród w sprawie podłożenia ładunku wybuchowego i 25-latka mówiącego o bombie w szkole w Ustrobnej. Rok wcześniej operatorzy numerów alarmowych w rzeszowskim CPR odebrali ponad 500 tys. zgłoszeń.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24