Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fotoradar, którego nie ma, a jednak jest. Stoi i straszy

Andrzej Plęs
Andrzej Plęs
Krzysztof Łokaj
Nocą przy drodze powiatowej między Czarną Łańcucką a Dąbrówkami stanął fotoradar. Niczyj, bo nie przyznaje się do niego żadna instytucja. Nie pstryka, nie błyska, a swoje robi, bo budzi postrach kierowców.

Na wściekle żółtej obudowie instalacji tkwi czujne oko obiektywu, powyżej – panel lampy błyskowej, i jeszcze antenka na szczycie, dla podkreślenia powagi sytuacji.

Tej wściekłej żółci z daleka nie widać, widać dopiero z 30-40 metrów, więc zdjęci grozą kierowcy, co to mają więcej na liczniku niż im wolno, gwałtownie wciskają pedał hamulca, aż dym idzie z opon.

Co ostrożniejsi wypatrzyliby obowiązkowy znak drogowy, ostrzegający wcześniej przed fotoradarem, ale nie wypatrzą, bo znaku nie ma. Tego fotoradaru też nie ma. Formalnie nie ma, bo w realu stoi i straszy. Ku radości właścicieli przydrożnych domów i grozie brawurowych kierowców.

Droga powiatowa między Czarną Łańcucką a Dąbrówkami, to nie tor formuły 1, ale wieczorami młodzież testuje tu swoje nastoletnie tuningowane auta z giełd samochodowych. Nawierzchnia ma swoje ograniczenia nośności, ale kierowcy pięćdziesięciotonowych tirów się tym nie przejmują, bo ta trasa, to przecież łącznik między dwoma drogami wojewódzkimi. Ograniczenia prędkości w ogóle mało kogo tu wzruszają.

W końcu jeden, wciąż niezidentyfikowany, ale zdesperowany obywatel wykazał się prywatną inicjatywą i postawił taka instalację. I jest nie do ruszenia, bo ta atrapa fotoradaru jest formalnie niczyja. I w dodatku stoi na gruncie, do własności którego też nikt się nie przyznaje. I w zasadzie nikomu specjalnie nie zależy, żeby jej tu nie było, a jest tłum ludzi, którym zależy, żeby była. Więc stoi i straszy piratów drogowych.

A ma wszystko, żeby się bać, bo to nie jakiś składak z blachy. To autentyczny, pewnie kupiony z demobilu albo punktu skupu złomu sprzęt, wciąż dumnie nosi blaszkę z numerem seryjnym: 1188.

Bo nie jest w pasie

Droga powiatowa, przy niej punktowo fragmenty chodnika dla pieszych, też powiatowe. Dalej od jezdni już nie ma powiatowego i na niepowiatowym ktoś wydłubał w ziemi dołek i wpuścił stalowy słup całej instalacji. I dlatego zarządzający drogą Zarząd Dróg Powiatowych w Łańcucie nie ma do niego nic.

- To nie jest nasz obiekt – stanowczo twierdzi Janusz Wolski, dyrektor łańcuckiego ZDP. – I stoi poza pasem drogowy, bo gdyby stał w pasie, to musiałby być usunięty. A poza tym jest na prywatnej działce. Gdyby w jakiś sposób utrudniał działanie kierowców, wtedy moglibyśmy interweniować. Ale nie utrudnia i – co ważniejsze – nie stwarza zagrożenia dla ruchu drogowego. Formalnie, to nie ma co z tym fantem zrobić, bo nie ma przepisu, którym można by zmusić właściciela prywatnego terenu, żeby ze swojej posesji coś usuwał.

I przyznaje, że jakkolwiek niczyj jest i nic – poza staniem - nie robi, to „dla bezpieczeństwa ruchu wpływa korzystnie”.

Łańcucka policja tez wie o instalacji i też zapewnia, że to nie jej dzieło.

- Atrapa znajduje się na prywatnej posesji, zapewne jej właściciel sam, ją sobie postawił – podpowiada sierż. sztab. Wojciech Gruca, rzecznik łańcuckiej „powiatówki”. – To dość ruchliwa droga, choć nie odnotowujemy, by dochodziło na niej do szczególnie wielu zdarzeń. W bieżącym roku tylko jedno zdarzenie drogowe, ale przyznaję, że mamy wiele zgłoszeń o przekroczeniach prędkości, droga została nawet oznakowana została na Krajowej Mapie Zagrożeń Bezpieczeństwa.

Jako że atrapa prywatna jest na prywatnym gruncie i nie wadzi nikomu, skarg na nią nie ma, to i policja nie ma podstaw do interwencji.

Do władztwa nad instalacją nie przyznaje się też Inspekcja Transportu Drogowego. Tajemniczego obiektu trudno szukać na internetowych mapach fotoradarów, nie ostrzegają przed nią nawigacje GPS, a ona jednak jest i działa. Choć nie działa, bo nie błyska i nie fotografuje.

I wójt Czarnej cieszy się, że działa, choć to ani nie pomysł ani wykonanie władz gminy.

- Myśmy tego nie montowali – zapewnia Edward Dobrzański. – I na pewno nie na gruncie gminnym, bo my tam działek nie mamy. Różne komentarze do mnie docierają, niektórzy zszokowani, większość zadowolonych. Bo na taki widok wielu piratów zdejmuje nogę z gazu. Szczególnie mieszkający przy niej są zadowoleni.

I dlatego wójt nie zamierza podnosić ręki na fotoradar widmo, bo: prywatny na prywatnym (zapewne) gruncie, a poza tym – mówi wójt – nie będzie działał wbrew woli i interesom tam mieszkającym.

Śladem swoich wyborców skarży się na nadtonażowe tiry na tej drodze i na testowanie tuningowanych aut, nich ta samowolna atrapa ukróci samowolę kierowców. I on też, podobnie jak policja, starostwo w Łańcucie, jak ITD, nie ma pojęcia, czyje to i kto stawiał. A stawiał po cichutku.

Przeworsk - 1152 wykroczenia.

Statystyki fotoradarów na Podkarpaciu z pierwszej połowy 202...

I dobrze, że stoi

Wiadomo, że stanął kilka dni temu i to wszystko, co wiadomo o tym przedsięwzięciu. W okolicy trochę mówi się, że to lokalny przedsiębiorca postawił, bo mniej zasobnego nie byłoby stać ani na urządzenie, ani na montaż. Nawet najbliższa sąsiadka tego pogromcy piratów drogowych nie zauważyła chwili, kiedy się pojawił.

- Nie wiem kto, w ogóle nie widziałam, żeby ktoś to tu stawiał – zapewnia starsza pani, która mieszka w domu odległym od słupa ledwie 20 metrów. – Jak się wieczorem kładłam spać, to jeszcze go nie było, wstaję rano, a on już jest. I bardzo dobrze, że jest, bo wcześniej jeździły tu, jak skurczysyny, a teraz to powolutku.

I bije się w piersi, że to nie na jej gruncie stanęło, bo przecież za ogrodzeniem jej posesji. A za ogrodzeniem to już gminne dobra. Tyle że gmina do tych dóbr się nie przyznaje. I nikt z miejscowych nie ma pojęcia, do kogo należy ten skraweczek wypalonego słońcem pobocza drogi.

Opinię swojej sąsiadki podziela znacznie młodszy od niej mężczyzna. Też ma z 50 metrów to tajemniczego obiektu, a wciąż nie jest pewien czy to działa, czy nie działa.

- Jeszcze wieczorem szedłem do sklepu, nie było go, a rano już stał – opowiada. - Trochę spokojniej na drodze zrobiło, bo jeździli, jak przygłupy, ale wcześniej powinien być jakiś znak ostrzegawczy. Nie ma go, to kierowcy hamują dopiero, kiedy go zobaczą, w ostatniej chwili. Co raz słyszę z domu, jak hamują z piskiem opon.

Na miejscu jest, a też nie ma pojęcie, czyj to pomysł i wykonanie.

- Wczoraj policja tędy przejeżdżała, zatrzymali się, popatrzyli, pośmiali się i pojechali – mówi.

Panu Wojciechowi nie było do śmiechu, ani wielu jego kolegom, kiedy zza kierownicy zauważali nagle, że przy drodze stanęło coś, czego tu wcześniej nie było i być nie powinno. A jeżdżą tędy od lat.

- Noga nagle na hamulec, ręce latają na kierownicy, bo za parę dni przyjdzie fotka z rachunkiem i bonusem punktów karnych – tłumaczy.

Nie przyjdzie, bo nie ma od kogo przyjść, a lokalny pogromca piratów i właściciel żółtej skrzynki pozostaje anonimowy. Ku chwale bezpieczeństwa ruchu drogowego.

Niektórych kierowców irytuje ten prywatny pomysł, bo jak się rozniesie, to każdy będzie mógł sobie postawić taką atrapę między swoją chałupą, a publiczną drogą, byle na swoim gruncie. I co mu pan zrobisz?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24