Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdyby był przestępcą...

Wojciech Naja
Andrzej Kanach w Grocie Narodzenia w Betlejem. To ostatnie zdjęcia przysłał w 2001 roku
Andrzej Kanach w Grocie Narodzenia w Betlejem. To ostatnie zdjęcia przysłał w 2001 roku
Zadzwonił z Izraela 11 czerwca 2002 roku. - Było popołudnie, dzień po jego urodzinach - opowiada żona Grażyna. - Rozmawialiśmy 15 minut. Mówił, że znowu miał atak kamienia nerkowego. Obiecał odezwać się za tydzień. Nie zadzwonił do dziś.

Minęły cztery długie lata. Wszystkie próby zdobycia jakiejkolwiek informacji zawiodły.
- Miał arabską urodę. Może pomylili go z jakimś Palestyńczykiem i zastrzelili? - zamartwia się żona. - Albo siedzi w więzieniu...

Są też inne domysły: być może chciał zmienić tożsamość i zwerbowały go służby specjalne.

Żona nie traci nadziei. - Może ten artykuł pomoże dotrzeć do kogoś, kto spotkał mojego męża w Izraelu.

- Kiedy zadzwonił ostatni raz, Madzia kończyła właśnie pierwszą klasę - wspomina Grażyna Kanach. - Czekałam na ten obiecany telefon. Myślałam, że będzie ciekawy, jakie oceny ma nasza córka. Minął tydzień, drugi.... I już wiedziałam, że coś jest nie tak.

Po miesiącu żona wspierana przez rodzinę zaczęła poszukiwania. - Zadzwoniliśmy do polskie ambasady Tel Avivie. Przypuszczałam, że jest w szpitalu, bo miał kłopoty ze zdrowiem; zapalenie płuc, a potem te kamienie nerkowe. Ambasada sprawdziła szpitale i kostnice. Żadnego śladu.

Gdyby był przestępcą...

[obrazek2] Żona i córka nie tracą nadziei. - Może ten artykuł pomoże natrafić na jakiś ślad? Ambasada proponowała rodzinie, żeby zwróciła się o pomoc do ojca Grzegorza Pawłowskiego, który zajmował się szukaniem zaginionych w Ziemi Świętej.

- Napisałam list, załączyłam zdjęcie. Bez odpowiedzi. Od znajomych dowiedzieliśmy się, że ksiądz nie odpisuje na listy. Informację o zaginionych po prostu wywiesza na tablicy ogłoszeń. Niestety, nikt się nie odezwał.

Jedno z największych rozczarowań G. Kanach przeżyła na policyjnym komisariacie. - Dowiedziałam się, że byłaby większa szansa na odnalezienie, gdyby mój mąż był... przestępcą. Wtedy wystawiono by za nim list gończy.

Jerozolima to nie raj

Dlaczego Andrzej Kanach wyjechał za granicę? - To niespokojny duch - wspomina szwagra Kazimierz Popielarz. - W Polsce nie miał stałej pracy. Kilka razy - wbrew rozsądkowi - rzucał dobrą robotę, żeby dostać jeszcze lepszą. Zawsze spadał na cztery łapy. Był okropnie ciekawy świata. Choć nie znał języków, nieźle sobie radził.
Żona opowiada: - Pracował kilka razy jako elektryk na kontraktach w Berlinie, wcześniej w Moskwie. Chciał wrócić do Niemiec, ale musiał odczekać dwa lata. Do Ameryki nie dostał wizy. Wreszcie w gazecie znalazł ogłoszenie: Firma Pol-Trop z Częstochowy organizowała nabór do pracy w Izraelu.

Kiedy na miejscu poznał warunki, był załamany. Mieszkanie w baraku, praca kiepska. Stracił kontakt z kolegami, bo zostali porozrzucani po całym Izraelu. Zresztą Pol-Trop specjalnie się nimi nie interesował.

Kanach układał kostkę brukową na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, ale po trzech miesiącach zaczął robotę na własną rękę. Pracował z Arabami. Przeniósł się do Tel Avivu.

Zostały tylko fotografie

Oglądamy zdjęcia, które Andrzej przysłał Grażynie w 2001 roku. Na większości z nich stoi niewysoki mężczyzna. Ogorzała twarz, ubrany zwykle w zieloną kurtkę z napisem Boston, spodnie przytrzymuje biały pasek. W tle albo Grota Narodzenia w Betlejem, albo inne miejsca związane z życiem Chrystusa. Są też zdjęcia z budowy i z wybrzeża Morza Śródziemnego. Na odwrotach fotografii podpisy: "Samir - kierowca, który nas przemycił na stronę arabską", "Jasir po lewej, Żyd. Po prawej Samir."

Andrzeja szukali w Izraelu też Żydzi z Kanady. Dotarła do nich matka Grażyny poprzez swoją koleżankę.
- Przez jakiś czas przekazywali sygnały z poszukiwań, ale potem kontakt się urwał.

Problemem jest to, że rodzina Andrzeja nie zna jego ostatniego adresu. - List wysyłałam na adres jakiejś jego znajomej Czeszki, ale to było długo przed zaginięciem - wspomina Grażyna - Później mieszkał w baraku, który spłonął, kiedy Andrzej był w pracy. Wtedy wystąpił do ambasady o wydanie paszportu blankietowego, bo dokumenty zniszczył ogień. Później ambasada potwierdziła, że odebrał dokument.

Kontakt się urwał

A może czegoś dowiem się od kolegów, którzy z nim wyjechali? - pomyślała żona. Przypomniała sobie, że mąż wspominał o jakimś Andrzeju, z którym mieszkał.

Niestety, nie znała jego nazwiska. Ustaliła je - nie bez trudności - w Pol-Tropie.

- Zdobyliśmy telefon do tego człowieka - opowiada teściowa zaginionego. - Odebrała jego żona i powiedziała, że go nie ma, bo wyjechał do Anglii. Obiecała, że zadzwonią, kiedy wróci na święta, ale się nie odezwali. Zresztą podobno on nie miał kontaktu z naszym Andrzejem od dłuższego czasu.

Policja potwierdza, że szuka Kanacha od lipca 2003. - Wykorzystaliśmy wszelkie możliwe urzędowe sposoby - zapewnia Marta Tabasz, oficer prasowy KPP w Ropczycach. - Niestety, do Izraela Polacy przestali już jeździć. To utrudnia poszukiwania.

Jest jeszcze cień nadziei. W Fundacji Itaka, która zajmuje się poszukiwaniem zaginionych, proponują by, rodzina wypełniła specjalny formularz.

- Mieliśmy kilka przypadków osób, które zaginęły w Izraelu i ogromną rolę w poszukiwaniach odgrywał konsul - tłumaczy Agnieszka Wolfram z Itaki. - Poza tym izraelska policja jest dobra w tego typu sprawach.

- Chciałabym wiedzieć cokolwiek... - Grażyna Kanach wypełnia formularz. Pozostaje tylko czekać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24