Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Gier” umiłował wolność i żył na własnych warunkach. Rozmowa z Armandem Urbaniakiem

Jaromir Kwiatkowski
Michał „Gier” Giercuszkiewicz
Michał „Gier” Giercuszkiewicz
Rozmowa z Armandem Urbaniakiem, scenarzystą i reżyserem filmu dokumentalnego „30 lat wymówek” – o Michale „Gier” Giercuszkiewiczu.

Jesteś fanem Dżemu?
Nie jestem. Co nie znaczy, że nie lubię tej muzyki. Wręcz przeciwnie, bardzo lubię. To jednak nie był bezpośredni powód zainteresowania się Michałem Giercuszkiewiczem.

A jaki był ten bezpośredni powód?
Nie interesował mnie były muzyk zespołu Dżem, lecz człowiek żyjący na własnych warunkach.

Ok, ale zanim do tego dojdziemy, chciałbym wyjaśnić jeszcze jedną kwestię. Film opowiada o powstawaniu opus magnum „Giera” – płyty „Wolność”. Zafrapował mnie jego tytuł – „30 lat wymówek”.
Tytuł jest prowokujący, ale ja postrzegam pozytywnie te wszystkie wymówki Michała związane z nagraniem płyty. To były wymówki na zasadzie: jestem wybredny i nie robię byle czego. Kiedy rozmawiali na temat tego dzieła życia Michała z Józkiem Skrzekiem, „Gier” nazywał je suitą bieszczadzką. To miało być coś wyjątkowego, muzyka miała być nagrana TAM, miała być pełna dźwięków natury. On w tej naturze się zasłuchiwał, kontemplował te wszystkie pluski, odgłosy zwierząt, wiatru, wody i w pewnym sensie zbierał w ten sposób materiał na swoją płytę. Zajęło mu to tyle czasu, ile musiało zająć. Te wymówki to są etapy świadomości, którą nabywał przez 30 lat.

Armand Urbaniak
Armand Urbaniak Krzysztof Kapica

Film zaczyna się sceną, kiedy „Gier” dostaje od wytwórni Metal Mind Productions propozycję wydania autorskiej płyty. Jest to już druga propozycja, pierwszą wytwórnia złożyła mu 30 lat wcześniej. Za pierwszym razem odmówił?
Michał wtedy nie odmówił. Wręcz przeciwnie, dogadał się z nieżyjącym dziś Tomkiem Dziubińskim, szefem Metal Mind, że nagra tę płytę. Przeczuwał już wtedy, że chciałby czegoś takiego dokonać.

Dlaczego zatem do tego nie doszło?
Mijały lata i Michał cały czas obiecywał, że nagra tę płytę. Obiecywał przede wszystkim sobie, ale także przyjaciołom i rozmówcom, którzy dopytywali go o płytę. Mówił, że ta płyta powstanie, że się do niej przygotowuje, że myśli nad składem muzyków. Trochę zwodził świat i siebie, szukając odpowiedniego momentu na nagranie tej płyty. Jakiejś wewnętrznej pewności, że to jest ten moment. Michał był bardzo wrażliwym człowiekiem, perfekcjonistą w swoich oczekiwaniach muzycznych. Przeszkody, które napotykał na drodze do nagrania płyty, zawracały go z tej drogi. Najczęstszą przeszkodą była dostępność muzyków, których sobie wymarzył. Jako że mieszkał w odosobnieniu nad Jeziorem Solińskim, nie każdy mógł do niego przyjechać wtedy, kiedy chciał. Pomysł nagrania płyty rozmywał się pomiędzy jego kolejnym pomysłem na skład, możliwościami a tzw. weną momentu.

Metal Mind był bardzo cierpliwy, skoro prezes Mariola Dziubińska, wdowa po Tomaszu Dziubińskim, ponowiła propozycję po 30 latach.
Ale i Michał był bardzo cierpliwy, aż prawie ten moment mógł przegapić. Na szczęście zorientował się w porę, że jego sytuacja zdrowotna, wiekowa powoduje, iż zbliża się ostatnia szansa i albo zrobi to teraz, albo nigdy. Mniej więcej w tym czasie, kiedy podjął tę decyzję, otrzymał telefon od Marioli Dziubińskiej: „Michał, co z obietnicą, którą dałeś Tomkowi? Czy jesteś gotów do nagrania albumu? Bo my tak”. Michał odpowiedział: „Wiesz co, Leszek (Winder, znakomity śląski gitarzysta – przyp. JK) też mnie o to męczy. Cieszę się, że do mnie dzwonisz i ja to teraz zrobię. Tylko jeszcze musi być ciepło, jeszcze musi być drewno, jeszcze musi Skrzek się zgodzić”. Czyli znowu zaczął obudowywać to warunkami, czasami nie do spełnienia. W 2004 r. „Gier” miał pierwsze podejście do nagrania płyty. Przyjechał Winder z magnetofonem, Ukrainka Roksana Wikaluk miała śpiewać wokalizy, było dwóch miejscowych muzyków, których Michał poprosił o pomoc, miał jeszcze przyjechać (Józef – przyp. JK) Skrzek i zagrać na syntezatorach. Skrzekowi jednak wypadła jakaś trasa koncertowa za granicą i nie przyjechał. Roksana Wikaluk miała dość prymitywne organki, na których próbowała stworzyć linię melodyczną do tych kompozycji. Nagrali 4 godziny muzyki. Winder zabrał te nagrania do Katowic, zrobił z nich taki ekstrakt, jego zdaniem najciekawszy, i wysłał go Michałowi. „Gier” przesłuchał i stwierdził: „no niestety, bez Skrzeka nie da rady”. Te organki drażniły go, zadecydował, że nie będzie tej płyty wydawał, nawet powiedział do Windera: „nigdy nikomu tego nie puszczaj”. Te nagrania później zaginęły, lecz szczęśliwym trafem już po śmierci Michała odnalazłem je, przekazałem Winderowi i tak powstała płyta „Bieszczady”, stanowiąca swoisty suplement do albumu „Wolność”, wydanego w 2020 roku.

„Gier” kojarzy się ludziom głównie z gry w grupie Dżem, z uzależnieniem od heroiny, z narkotykowej przyjaźni z Ryszardem Riedlem. Czy to, że rzucił Śląsk i zamieszkał w Bieszczadach na tratwie, która sam zbudował, było próbą wyrwania się z tego „zabójczego kręgu”?
W pierwszym odruchu jego ucieczka w Bieszczady rzeczywiście była ucieczką przed możliwością zdobycia towaru. Michał – co wynikało z jego obserwacji - nie wierzył w odwyki, uważał, że poznaje się na nich jeszcze większą liczbę ćpunów i wychodzi się stamtąd, żeby znowu zacząć brać. Nie poszedł tą drogą, tylko wyjechał w Bieszczady do zaprzyjaźnionych ludzi, m.in. Krzysztofa Brosa. Obok była Wyspa Skalista, na której przezimował. To był naprawdę hard core’owy odwyk, który sobie zafundował. W ten sposób się oczyścił. Później miał jeszcze kilka wpadek. Kiedy wracał do Katowic, to niestety wracał też do nałogu. Po kilku latach takiego boksowania się rzucił narkotyki na stałe. Co istotne: w ciągu tych paru lat walki zakochał się także w Bieszczadach. To była druga siła, która pozostawiła go tam na późniejsze lata, kiedy był wolny od nałogu heroinowego. Przez następnych dwadzieścia kilka lat, kiedy już nie ćpał, mieszkał tam z własnego wyboru. Nie był odludkiem ani człowiekiem nietowarzyskim, był to „dusza-człowiek”. Tam miał święty spokój, żył na swoich warunkach, nikt mu nic nie kazał, a miał przy tym potężną potrzebę wolności.

Czyli postrzeganie go jako człowieka samotnego, który ukrył się w Bieszczadach przed narkotykami, nie odpowiada prawdzie?
W moim filmie jest przedstawiony wycinek jego życia, kiedy nagrywał płytę, był głównie na tym skoncentrowany i jakby mniej towarzyski w tamtym momencie. Nie miał ochoty na gości, skupiał się na nagraniu. Natomiast tratwa Blues to było miejsce spotkań dla ludzi, którzy do niego przyjeżdżali i których gościł. Stamtąd zawiadywał swoimi koncertami, jechał na nie i wracał, prowadził bujne życie, również lokalne. Miał dziewczynę, Aleksandrę, mieszkającą kilkanaście kilometrów od tratwy. Nie był więc samotnikiem, inaczej: był samotnikiem wtedy, kiedy chciał. Żeby się do niego dostać, trzeba było mieć jego pozwolenie, nie można było przyjść z ulicy i zapukać, tak jak w Katowicach. Trzeba było się z nim umówić. Wyjeżdżał wtedy promem po swoich gości i płynęli na tratwę. W ten sposób dokonywał naturalnej selekcji i miał święty spokój od ludzi, których nie chciał widzieć.

Co było ceną tego, że „Gier” umiłował wolność i żył na własnych warunkach?
Na pewno brak domu, w sensie rodziny. Trudno było sobie wyobrazić osobę, która by tam z nim zamieszkała. Jego pierwsza żona zostawiła go i wyjechała do Australii jeszcze gdy mieszkał w Katowicach. Z tego samego powodu nie miał dzieci.

Co cię najbardziej fascynuje w jego postaci?
Najbardziej ujął mnie jego autentyzm, wielka szczerość i serce. Emanowała z niego prawda, która była czasami trudna, bo potrafił być nieprzyjemny, bardzo krytyczny, nie umiał owijać niczego w bawełnę, mówił jak jest.

Takich nie zawsze się lubi.

To prawda. Ale do tego miał jeszcze urok osobisty i nawet najcięższe sytuacje, krytykę czegoś czy kogoś, potrafił tak rozładować, że nie miało się poczucia, iż tutaj mieszka cham albo gbur, tylko ktoś krytyczny i ostry jak kosa, ale jednocześnie dobry człowiek.

Byliście przyjaciółmi?
Widziałem się z nim kilkanaście razy. Natomiast mieliśmy podobną wrażliwość. Z tytułem filmu wiąże się także mój wątek osobisty. Ja też jako operator filmowy niemal tyle samo lat co Michał o płycie, myślałem o zrobieniu swojego filmu autorskiego. Byłem jednak niepewny tego kroku, pozostając w cieniu reżyserów, redaktorów. Dopiero Michał mnie ośmielił. Dzięki niemu się odważyłem.

Co chcesz osiągnąć tym filmem?
Czy chcę nim coś osiągnąć? Myślę, że tak. Głównie Michał, bo o nim jest ta historia, ale również ja głęboko to odczuwam: spełniajmy swoje marzenia, pozwólmy się urodzić tym „dzieciakom”, które w sobie nosimy, ponieważ za chwilę może być za późno.

18 listopada br. w Kinie Za Rogiem Cafe w Rzeszowie odbyła się projekcja filmu „30 lat wymówek”, a po niej spotkanie z reżyserem.

Michał „Gier” Giercuszkiewicz (1954-2020) – charyzmatyczny perkusista, legenda bluesa i rocka. Pochodził ze Śląska. Na początku lat 80. dołączył do grupy Dżem, z którą nagrał pierwsze single i debiutancki album „Cegła”. Grał również w grupach Apogeum, Kwadrat i Bezdomne Psy. Współpracował z zespołami SBB i Krzak oraz sporadycznie występował w składach tworzonych przez Józefa Skrzeka. Przez pewien czas udzielał się w grupach Ości oraz Cree, gdzie wokalistą jest Sebastian Riedel. Z Janem „Kyksem” Skrzekiem, Leszkiem Winderem i Mirosławem Rzepą tworzyli Śląską Grupę Bluesową. Od ok. 1996 roku mieszkał w Bieszczadach, na zbudowanej przez siebie tratwie na Jeziorze Solińskim, w Zatoce Teleśnickiej, niedaleko Półwyspu Brosa. Nazwał ją Blues.

Michał „Gier” Giercuszkiewicz
Michał „Gier” Giercuszkiewicz
od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24