Gorąco na sesji w Rzeszowie. Tadeusz Ferenc starł się z Teresą Kubas-Hul

Ostatnie zawirowania wokół największej w Rzeszowie firmy przewozowej zdominowały dzisiejsze obrady rady miasta. Teresa Kubas-Hul przyjechała do ratusza w interesie własnym i firmy, której szefową rady nadzorczej była do połowy kwietnia. Podczas swojego wystąpienia przekonywała radnych, że roszady w zarządzie i radzie nadzorczej MPK Rzeszów nie mają nic wspólnego z sytuacją ekonomiczną przedsiębiorstwa, o czym od tygodni przekonują władze Rzeszowa.

- Kiedy obejmowałam stanowisko szefowej rady w 2008 roku firma miała wielomilionowe zadłużenie, a relacje na linii zarząd-załoga były kiepskie. Przez pięć lat złapaliśmy z pracownikami świetny kontakt i wyprowadziliśmy MPK na prostą. Zarabiamy sporo pieniędzy na dodatkowej działalności, w stosunku do innych tego firm w Polsce mamy niższe koszty utrzymania. Posądzanie mnie i byłego prezesa o niegospodarność to bezpodstawne, bolesne kłamstwa - przekonywała z mównicy Teresa Kubas -Hus.

W tym samym czasie przed ratuszem protestowało ok. 40 związkowców z MPK Rzeszów. Domagali się traktowania ich firmy na równi z innym spółkami komunalnymi oraz przywrócenia na stanowiska byłego prezesa - Sławomira Krygowskiego i przewodniczącej Kubas-Hul.

- Prezydent Ferenc jej podziękował, bo miała odwagę mu się sprzeciwić. Nie miał racji.

Dzięki niej firma jest w coraz lepszej kondycji. Utrzymuje płynność finansową, banki, które omijały nas szerokim łukiem same zgłaszają się z ofertą kredytów - przekonywali Stanisław Sadlej i Michał Białogłowski, przedstawiciele kierowców.

Władze Rzeszowa o żadnych rozmowach nie chcą jednak nawet słyszeć. Wystąpienie Teresy Kubas-Hul prezydent Ferenc skomentował bardzo stanowczo.

- To chyba pierwszy przypadek w kraju, gdy zwolniona ze stanowiska przewodnicząca odwołuje się od decyzji właściciela firmy. Jestem zażenowany tą dyskusją. MPK ma 9 mln zł długu, rocznie dopłacamy do niego 27 mln zł. Na stacji paliw tankują w zasadzie tylko autobusy, myjnia stoi prawie pusta. Budynki się walą i z dachu cieknie woda. Mam obowiązek reagować, bo odpowiadam za ten bałagan - grzmiał wyraźnie zdenerwowany prezydent.

I wypomniał Teresie Kubas-Hul wysokie zarobki, które straciła w chwili odwołania z funkcji.

- Owszem, miesięcznie dostawałam nieco ponad 1600 złotych. Ale pracę traktowałam nie jako źródło utrzymania, ale misję, pomoc dla MPK. Mogę pracować bez wynagrodzenia - zadeklarowała Kubas-Hul.

Prezydenta Ferenca jednak nie przekonała i chwilę później w minorowym nastroju opuściła salę sesyjną. Radni tematu nie podjęli.

- Na razie nasz protest ma charakter łagodny, ale jeśli miasto nie będzie z nami rozmawiać, nie wykluczamy zaostrzenia jego formy - kwitują zachowanie urzędników związkowcy z MPK.

Ciekawie było także podczas dyskusji na temat zagospodarowania terenów na osiedlu Drabinianka. Po raz trzeci na wniosek prezydenta pod obrady wróciła sprawa przeznaczenia pod budowę kortów tenisowych działki przy ul. Zielonej. I po raz kolejny radni prawicy nie zgodzili się na jej sprzedaż. Dodatkowo na wniosek klubu PiS uchylono uchwałę z 2011 roku, która pozwalała miastu sprzedać leżące po sąsiedzku 1,2 ha pod budownictwo mieszkaniowe.

- Mieszkańcy Drabinianki chcą w tym miejscu terenów zielonych i rekreacyjno-sportowych. Naszym obowiązkiem jest ich wysłuchać - przekonywał radnych wnioskodawca, Jerzy Cypryś z PiS.

Do swoich racji udało mu się przekonać m.in. cały klub PO. Efekt? Miasto musi odwołać zaplanowaną na 30 kwietnia licytację działki, za która chciało minimum 3,5 mln zł.