Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Grzyb: Rajd Polski to marzenie, ale na ten moment nierealne

Miłosz Bieniaszewski
Tytuł sobie przegrałem na Rajdzie Rzeszowskim - mówi Grzegorz Grzyb.
Tytuł sobie przegrałem na Rajdzie Rzeszowskim - mówi Grzegorz Grzyb. Miłosz Bieniaszewski
Rozmowa z GRZEGORZEM GRZYBEM, pochodzącym z Rzeszowa rajdowym wicemistrzem Polski.

Za tobą najlepszy sezon w karierze?

Zdecydowanie tak. Dobrze radziliśmy sobie nie tylko w Polsce, ale i na Słowacji, gdzie ponownie okazaliśmy się najlepsi. Team funkcjonował wyśmienicie. Oczywiście były błędy i awarie, ale w tym sporcie nie da się tego całkiem uniknąć. Tym bardziej, że przez ostatnie lata w Polsce rzadko się ścigałem w stosunku do innych kolegów, więc znajomością tras od nich odstawałem. Jesteśmy jednak bardzo zadowoleni, bo auto działało świetnie. Za rok chcemy znów startować w Polsce.

U naszych południowych sąsiadów walka o tytuł toczyła się do ostatniego wyścigu. Było nerwowo?

Już na Rajdzie Rzeszowskim, który też był rundą mistrzostw Słowacji, mogliśmy sobie zapewnić tytuł, ale rajdu nie ukończyliśmy. Później pojawił się konflikt, bo Rajd Wisły odbywał się w tym samym terminie, co Rajd Koszyc. Postanowiliśmy wystartować w Polsce, bo liczyliśmy się jeszcze w walce o tytuł, a na Słowacji mieliśmy przewagę punktową. Zaryzykowaliśmy i to się opłaciło, bo gdybyśmy nie wystartowali u nas w kraju, to pewnie stracilibyśmy szansę na podium. W ostatniej eliminacji słowackiego czempionatu musieliśmy się mieć na baczności, nie jechało nam się komfortowo, ale wszystko skończyło się po naszej myśli.

Jaki jest poziom mistrzostw Słowacji?

Jeździ tam sporo samochodów klasy WRC, więc poziom jest naprawdę wysoki. Mistrzostwa Słowacji odbywają się również poza granicami tego kraju i jest z kim się ścigać. Naszym głównym rywalem był Jozef Beres, który w przeszłości potrafił wygrywać z Kajetanem Kajetanowiczem, czy Bryanem Bouffierem.

Czego zabrakło do zwycięstwa w Polsce?

Tytuł sobie przegrałem na Rajdzie Rzeszowskim. Przy niemal zerowej prędkości wjechaliśmy do rowu, a kiedy chcieliśmy z niego wyjechać, to uszkodziliśmy chłodnicę i musieliśmy się wycofać. Dużo punktów uciekło i ciągnęło się to za nami do końca sezonu. Na pełną walkę nie pozwoliły również ograniczone finanse. Dopiero w ostatnich dwóch rundach mogliśmy wystartować autem klasy R5 i Rajd Nadwiślański ukończyliśmy na drugim miejscu, co dawało nadzieje, że w ostatnim rajdzie jeszcze powalczymy o tytuł. Niestety na jego początku przez gumę straciliśmy sporo czasu i postanowiliśmy się wycofać.
Za plecami zostawiłeś jednak wielu świetnych kierowców, co na pewno jest powodem do dumy...
Oczywiście, że tak. Przed sezonem nasze szanse na starty w mistrzostwach Polski ocenialiśmy pół na pół. W Arłamowie pojechaliśmy dlatego, że rajd organizował Automobilklub Rzeszowski, m.in. mój tata. Wygraliśmy go i postanowiliśmy jechać dalej i znów byliśmy na podium. Szło dobrze, więc mobilizowaliśmy się, aby znaleźć finanse na kolejne starty.
Trochę metodą Adama Małysza myśleliście tylko o najbliższym starcie?
Tylko, że Adam skupiał się na najbliższym skoku, a my na znalezieniu pieniędzy na start (śmiech).
Skąd ten fenomen naszego domowego rajdu? Wszyscy zawsze tak chwalą i się cieszą na samą myśl ścigania w Rajdzie Rzeszowskim...
Zacząć trzeba od tego, że Rajd Rzeszowski toczy się na pięknych trasach. Są to szybkie, techniczne odcinki. To niesamowita przyjemność ścigać się po nich. Najważniejsze jest jednak to, że organizator dba o to, aby atmosfera była dobra. W ogóle po tym, jak nasz rajd został reaktywowany to można zauważyć zmianę relacji pomiędzy organizatorami i zawodnikami. Inni musieli się dostosować do rzeszowskich standardów, a wcześniej czasem bywało tak, że organizatorzy uważali, iż my jesteśmy dla nich, a nie oni dla nas. A to wszystko musi współgrać.
W którym rajdzie było najwięcej niespodzianek, a co za tym idzie, gdzie było najtrudniej o powodzenie?
W każdym rajdzie jest dużo niespodzianek. Zresztą rajdowe powiedzenie mówi "nie ma łatwych zakrętów", o czym dobitnie przekonałem się na domowym rajdzie.
Często mówisz, że ścigasz się dosyć wysłużonym autem. Myślicie nad jego zmianą?
Teraz już jesteśmy do tego zmuszeni, aby na stałe przesiąść się do auta klasy R5. Na Słowacji natomiast będziemy się ścigać samochodem klasy WRC. To z jednej strony wymaga dużo większego budżetu, ale z drugiej, frajda ze ścigania jest zdecydowanie większa.

Na swojej stronie internetowej w rubryce marzenie, masz wpisane: zostać mistrzem Polski. Może już w tym roku?

To będzie naszym celem i bardzo byśmy tego chcieli, aby tak się stało. Wszystko jednak zweryfikuje życie.
Jak się będziesz przygotowywał do nowego sezonu?
Wiadomo, że w każdym sporcie trzeba odpowiednio dużo czasu poświęcić na trening. W przypadku rajdów jest to o tyle trudne, że nawet do trenowania trzeba mieć duże pieniądze. Oprócz elementów treningowych związanych typowo z jazdą, na pewno będę pracował nad kondycją i wydolnością. Jak to się mówi "w zdrowym ciele, zdrowy duch".

W tym roku ponownie Rajd Polski będzie jedną z eliminacji mistrzostw świata. Dla was to zbyt droga zabawa?
Powiem tak. Jeśli chcielibyśmy tam wystartować, to musielibyśmy zrezygnować z udziału w polskim czempionacie, a to się w tym momencie mija z celem. Bardzo bym chciał tam wystartować, bo to moja ukochana impreza. Trasy znam świetnie, ale to na teraz nie dla nas. To pozostaje w sferze marzeń.

A propos mistrzostw świata. Jak oceniasz 16 miejsce Roberta Kubicy w klasyfikacji generalnej?
Miejsce jest słabe, ale w tym wypadku nie można patrzeć tylko na to. Robert jest genialnym kierowcą, ale wszyscy wiemy, jak się toczyły jego losy. Robert tak naprawdę nie ma prawej ręki, a mimo wszystko stara się jeździć piekielnie szybko. Kierując jedną ręką ciężko byłoby przejechać przez Rzeszów, a co dopiero brać udział w rajdach. Ja mam dla niego pełen szacunek i mu kibicuję.

Jemu przygód nie brakowało. Nie jeździ zbyt brawurowo, jak na kogoś, kto w rajdach ściga się od niedawna?
Popełnia błędy, ale z tego wyrośnie. Potrzebuje doświadczenia, które nie przychodzi samo z siebie. Niezbędne jest również zbudowanie odpowiedniego teamu, który działa na 100 procent. Z czasem tego doświadczenia będzie miał więcej i ma szansę zaistnieć w mistrzostwach świata.

W mistrzostwach Europy Kajetan Kajetanowicz uplasował się tuż za podium. Widać, że to był dobry krok z jego strony, aby ścigać się na tym poziomie...
Kajtek już dawno chciał się ścigać w mistrzostwach Europy, ale nie pozwalały mu na to finanse. W końcu udało mu się wypracować odpowiedni budżet i jego postawa była bardzo miłą niespodzianką. Ścigał się jak równy z równym z zespołami fabrycznymi. Prześladowały go awarie, a i tak osiągnął świetny wynik. Mam nadzieję, że Polak będzie mistrzem Europy.

Ciebie nie kusi pójście wyżej?
Realnie patrząc nie mamy na to szans. To przedsięwzięcie wymaga wielu milionów euro, a jeżdżenie w granicach 10-15 miejsca mnie interesuje.

Wszyscy wiedzą, że od lat ścigałeś się Skodą, ale ze Skodą ma ona...mało wspólnego...
Oprócz wyglądu w zasadzie nic...Cały wkład jest inny i tak naprawdę nie ma ani jednego elementu z auta seryjnego.

Nie samym ściganiem człowiek żyje. Co lubisz robić w wolnym czasie?
Jak każdy lubię odpocząć, ale po jednym, dwóch dniach muszę się zabrać za jakąś pracę. Ogólnie musi się coś dziać. Tego luźnego czasu też za wiele nie mam i żyję dosyć aktywnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24