Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielki przekręt! Wyłudzono miliony? I Ty możesz mieć kredyt, o którym nie wiesz! - nowe fakty

Marcin Jarosz
Poszkodowane osoby wskazują, że w procederze wyłudzania kredytów uczestniczyło jedno ze staszowskich biur. W środę drzwi były zamknięte.
Poszkodowane osoby wskazują, że w procederze wyłudzania kredytów uczestniczyło jedno ze staszowskich biur. W środę drzwi były zamknięte. Marcin Jarosz
Wiele osób ze Staszowa i okolic może mieć kredyt od kilkunastu do nawet 100 tysięcy złotych, o którym… nic nie wie. Do policji zgłaszają się kolejni poszkodowani. Oni już wiedzą o "zadłużeniu" - muszą płacić. Pełne ręce roboty ma Powiatowy Rzecznik Konsumentów w Staszowie u którego poszkodowani szukają pomocy. Przychodzą tez po pomoc do redakcji "Echa Dnia" - mówią o szokujących sytuacjach.

Jak sprawdzić, że padłeś ofiarą wyłudzenia

Jak sprawdzić, że padłeś ofiarą wyłudzenia

Jak sprawdzić czy nie "zaciągnęliśmy" kredytu, o którym nic nie wiemy? Najłatwiej i najszybciej to skontaktować się z bakiem w którym mamy konto i za jego pośrednictwem sprawdzić swoją historię kredytową.

Policja i prokuratura badają sprawę finansowego przekrętu, w który może być zamieszanych wiele osób - nie chcą na razie nic na ten temat mówić. Chodzi o wyłudzanie kredytów na konkretne osoby bez ich wiedzy. Na razie nie wiadomo, ilu jest poszkodowanych. Codziennie zgłaszają się kolejni. Są osoby, na które wzięto nawet do 100 tysięcy złotych kredytu !

Sprawa wstrząsnęła Staszowem - od momentu publikacji na portalu echodnia.eu i w wydaniu papierowym "Echa Dnia" o niczym innym się nie mówi. Wyszło na jaw, że jedna z pracownic urzędu skarbowego wyłudzała kredyty, posługując się danymi podatników. Niektórzy być może jeszcze nie wiedzą o tym, że na ich nazwisko zaciągnięto kredyt. Ci, którzy się dowiedzieli, zawiadomili policję.

CORAZ WIĘCEJ PODEJRZANYCH

Nie wiadomo na razie, ile osób może być zamieszanych w tę aferę. Główne podejrzenia padają na pracownicę Urzędu Skarbowego w Staszowie, ale wskazywane sa też inne osoby - zwiazane z jednym z biur kredytowych, być może niektórymi firmami. Ci, którzy zdecydowali się nam opowiedzieć o całej sprawie, wskazują kilka innych osób i instytucji, które ich zdaniem uczestniczyły w tym wyłudzaniu.

We wszystkich tych historiach przewijają się te same nazwiska kobiet, które wyłudzały kredyty, to samo biuro kredytowe, za pośrednictwem którego zawierano umowy z bankami. Główną podejrzaną w tej aferze jest pracownica Urzędu Skarbowego w Staszowie. Okazuje się jednak, że, najprawdopodobniej, nie działała sama. Trop, którym szli poszkodowani, wiódł ich na staszowski Rynek. Tutaj swój interes prowadzi kolejna pani, która, zdaniem poszkodowanych, miała znajdować dla urzędniczki "skarbówki" między innymi potencjalnych kredytobiorców.

NAWET 100 TYSIĘCY DO SPŁATY

- O tym, że mam kredyt, dowiedziałam się w ubiegły piątek. Znajomy powiedział mi, że jest afera z wyłudzaniem kredytów, podał mi nazwisko osoby, która miała to robić - mówi pani Renata, jedna z pokrzywdzonych osób. - Gdy poszłam do swojego banku, poprosiłam o sprawdzenie, czy mam jakikolwiek kredyt. Nogi się pode mną ugięły, bo okazało się, że figuruję w Biurze Informacji Kredytowej, mam kredyt na 16 tysięcy złotych od lutego tego roku. Coś mnie tknęło, bo przypomniałam sobie, że w tym roku byłam wzywana do urzędu skarbowego, coś tam trzeba było wyjaśnić, nie pamiętam dokładnie, jaki był powód mojej wizyty - wyjaśnia kobieta.

Chwilę później dowiedziała się, ile pieniędzy musi oddać bankowi - ponad 18,5 tysiąca złotych i dwa pisemne upomnienia wysłane na adres kredytobiorcy. Okazuje się jednak, że ani umowa, ani jakiekolwiek inne pismo nie przyszło na adres pani Renaty. - Okazuje się, że kredyt wzięto na oświadczenie o zarobkach, które wydała firma, w której nigdy nie pracowałam. Wszystkie papiery wędrowały na różne adresy, tylko nie na mój - dodaje kobieta.

Kobieta natychmiast zawiadomiła policję. Okazało się, że nie jest jedyną poszkodowaną w tej aferze. Na razie nie wiadomo, jaka jest skala procederu, jego zasięg i liczba poszkodowanych. - Mogę potwierdzić, że prowadzimy czynności w tej sprawie. Szczegółów nie mogę jednak zdradzać - mówi Aneta Nowak - Lis, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Staszowie.

Z dnia na dzień krąg poszkodowanych rośnie.

Mężczyzna ze Staszowa. Ma do spłacenia ponad 50 tysięcy złotych. Kredyt na jego dane zaciągnięto prawdopodobnie w styczniu tego roku.

Kobieta ze Staszowa. Uzbierały się trzy kredyty, które zaciągnięto w 2010 roku. W sumie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Na dziś bankom trzeba oddać już grubo ponad 100 tysięcy, bo sumy powiększają odsetki. - Nie wiem, co mam robić, nie śpię, jestem cały czas na lekach. Nie stać mnie na spłatę takiego zadłużenia - mówi kobieta.

JAK MÓGŁ WYGLĄDAĆ PROCEDER?

To ustala na razie policja i prokuratura. Z naszej rozmowy z poszkodowanymi osobami wynika, że w wyłudzanie kredytów była zaangażowana nie tylko pracownica "skarbówki", ale również między innymi pracownicy jednego z biur kredytowych, którzy dawali kredyty. Zainteresowanie śledczych zapewne wzbudzi fakt, że w przypadku niektórych osób posługiwano się sfałszowanymi zaświadczeniami o zarobkach i zatrudnieniu, które miały wydawać "zaufane" firmy, między innymi staszowskie.

Jak to się stało, że w biurze kredytowym udzielano pożyczek bez sprawdzenia tożsamości kredytobiorców? Tego nie wiedzą sami poszkodowani. Okazuje się, że na ich miejsce przychodziły podstawione osoby, przy okazji na miejscu fałszowano podpisy. Czujności biura i samych banków nie wzbudziły różnice w adresach kredytobiorców z adresami do korespondencji. To dlatego żadna z poszkodowanych osób nie otrzymała pisma o przyznaniu kredytu, żadnej umowy, ani też powiadomienia o zaleganiu ze spłatą rat.

Wszystkie bankowe korespondencje dotyczące opisywanych przypadków wędrowały na adres urzędniczki "ze skarbówki", do jednego ze sklepów w Rynku, a także na ulice Krakowską i Kołłątaja. Czy do wspólników kredytowego interesu? To wyjaśnią policjanci i prokuratura.

Po pomoc do powiatowego rzecznika konsumentów w Staszowie

Po pomoc do powiatowego rzecznika konsumentów w Staszowie

Poszkodowani lub osoby, które podejrzewają, że mogły paść ofiarą oszustwa mogą przyjść po pomoc do pana Waldemara Wołczyńskiego - powiatowego rzecznika konsumentów w Staszowie. Urzęduje on w siedzibie Starostwa Powiatowego w Staszowie przy ulicy Świerczewskiego 7, pokój 26, codziennie w godzinach pracy urzędu, 7.30-15.30, z wyjątkiem wtorku, kie-dy biuro rzecznika jest czynne w godzinach 8-16. Telefon do rzecznika 15-864-22-11, wewnętrzny 64.

Sam dowód nie wystarczy, potrzebne było zaświadczenie o zatrudnieniu i "odpowiednie" dochody, aby klient był wiarygodny.

FAŁSZYWE ZAŚWIADCZENIA - KTO I DLACZEGO WYSTAWIAŁ?

"Lewe" papiery wypisywały staszowskie firmy. Ile ich było? To sprawdza policja. Zdobywamy numer do jednej z firm. Przedstawiamy się, prosimy o rozmowę z szefem. Niestety okazuje się, że jest on poza biurem. Prosimy o możliwość kontaktu. Kobieta zaczyna podawać numer komórki i połączenie zostaje zerwane. Kolejna próba. Odbiera inna osoba i mówi, że innego numeru telefonu nie ma i możemy próbować zastać szefa pod tym numerem.

Po kilkunastu minutach telefon od przedstawicielki firmy, która już na wstępie mówi, że odmawia wszelkich rozmów w tej sprawie. - Wszystkie nasze wyjaśnienia zostały złożone w prokuraturze w momencie, kiedy się dowiedziałam o całej sprawie. Na temat moich wyjaśnień odsyłam na policję, do prokuratury, lub adwokata, który nas reprezentuje - mówi kobieta.

Kobieta mówi o problemach związanych z urzędniczką "skarbówki". Chodzi między innymi o kontrole i zastraszanie, ale nie chce podawać szczegółów. Nalegamy na spotkanie, proponujemy pełną anonimowość, ale rozmówczyni konsekwentnie odmawia spotkania. - Proszę nie wyciągać ode mnie informacji, nie mam pewności, że pan nie wykorzysta tych informacji przeciwko naszej firmie. Lepiej będzie jeśli damy sobie spokój - mówi i kończy rozmowę. Gdy pytamy o to, kiedy dowiedziała się o całej aferze, odpowiada, że pod koniec czerwca.

Kto zatem wypisał "lewe" zaświadczenie, na podstawie którego wzięto kredyt kilka miesięcy wcześniej? - Ja nie wierzę w przypadek. Firma mówi, że była zastraszana. Dlaczego nikt tego nie zgłosił na policji, tylko wypisywano "lewe" papiery, a teraz, jak wszystko wyszło na jaw, okazuje się, że wszyscy są poszkodowani, tylko my musimy spłacać kredyty, których nigdy nie zaciągaliśmy - mówią ofiary oszustwa.

NACZELNIK URZĘDU SKARBOWEGO JEST W SZOKU

Całym obrotem sprawy jest zszokowany naczelnik Urzędu Skarbowego w Staszowie. - Ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Ta osoba przekroczyła swoje uprawnienia. Zawiadomiłem prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa. Wszczęliśmy również postępowanie dyscyplinarne - mówi Jacek Mąka naczelnik Urzędu Skarbowego w Staszowie.

Naczelnik staszowskiej "skarbówki" w rozmowie z nami przyznał, że ta sprawa odbije się negatywnie na postrzeganiu urzędu i jego pracowników. - Jesteśmy urzędem państwowym i powinniśmy być godni zaufania. Każdy z urzędników ma dostęp do informacji, ale obowiązuje go tajemnica skarbowa. Nie może wykorzystywać ich do jakichkolwiek innych celów niezwiązanych z pracą zawodową i kompetencjami. W tym przypadku wszystkie te normy zostały złamane - mówi Jacek Mąka, naczelnik Urzędu Skarbowego w Staszowie.

URZĘDNICZKA ZE SKARBOWEGO NA LECZENIU ?

Co dzieje się z osobą, którą poszkodowani wskazują jako mózg całego procederu? Nasi rozmówcy, zarówno poszkodowani, jak też przedstawiciel firmy, która miała paść ofiarą szantażu, wskazują na to, że przebywa ona na leczeniu w szpitalu. Nie udało nam się jednak potwierdzić tej informacji.

- Sprawa jest rozwojowa - mówią policjanci. Być może część poszkodowanych zgłosi się na policję w najbliższych dniach, gdy dowie się, że wizyta w staszowskiej "skarbówce" miała dwojaki charakter.
Jakie mogą być kwoty wyłudzenia ? Mówi się ,że od kilkunastu do nawet ponad 100 tysięcy złotych na osobę. W sumie kwoty jakie pobrano mogą iść w miliony.

Pod znakiem zapytania jest też kwota, jaką udało się wyłudzić w bankach. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że już teraz przekroczyła milion złotych. Suma może być jednak dużo większa.

Wiele osób zgłasza się do Rzecznika Praw Konsumentów. - Cała sprawa jest bardzo skomplikowana. Przyznam, że liczę tutaj na działania policji i prokuratury. Moją rolą jest na razie pomoc w uzyskaniu informacji, gdzie i w jakiej wysokości jest kredyt, oraz co na chwilę obecną się z nim dzieje. Poszkodowane osoby nie mają wiedzy w tym temacie. Chcemy też zatrzymać proces windykacji długów do momentu wyjaśnienia sprawy - mówi Waldemar Wołczyński, powiatowy rzecznik konsumenta w Staszowie.

Więcej o tej aferze w papierowym wydaniu "Echa Dnia" w piątek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie