Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Igor z Majdanu: Dobrze, że nie odstrzelili mi ręki

Andrzej Plęs
Protezę nogi ufundował Igorowi jeden z podkarpackich biznesmenów.
Protezę nogi ufundował Igorowi jeden z podkarpackich biznesmenów. Krzysztof Łokaj
Igor Zastawny na Majdanie stracił nogę. Dzięki protezie, którą założono mu w Rzeszowie, znów będzie mógł chodzić.

Poczuł żar w brzuchu, ale nie ból. Najpierw zobaczył krew spływającą z draśniętego pociskiem lewego przedramienia, potem zobaczył, że jego koszulka szybko czerwienieje poniżej piersi, ale wciąż jeszcze nie czuł bólu.

Skulił się, padł na plecy i zaczął się odczołgiwać. Ból poczuł dopiero, kiedy druga kula omal nie oderwała mu lewej nogi. Koledzy z Majdanu szybko podbiegli w półskłonie, kryjąc się za tarczami. Zapakowali Igora na nosze. Tego dnia na ul. Instytuckiej w Kijowie zginęło od kul 50 osób.

Poszło ich kilku, bo widzieli, jak z piętra pobliskiego budynku wali do nich berkutowiec. Grzał do tych z Majdanu, jakby był na strzelnicy sportowej. Igor Zastawny ruszył jako jeden z pierwszych. Pałki jakieś mieli, może któryś butelkę z koktajlem Mołotowa, i tarcze, które bardziej chroniły "psychę“ niż ciało. Na głowach - kaski robotnicze, co dla kuli z karabinu snajperskiego nie stanowiły przeszkody. Wariactwo jakieś, ale bezbronni poszli po tego z Berkutu.

Igor przyczaił się za swoją tarczą po kilku krokach, po swojej lewej stronie zobaczył kilku swoich towarzyszy. Huk strzałów słychać było zewsząd, dym z płonących barykad gryzł w oczy. Miał zrobić kilka następnych kroków i właśnie wtedy poczuł ten żar w trzewiach.

Rozejrzał się, ale towarzyszy już nie było. Zorientowali się, że są pod ostrzałem, wycofali się szybciej. Igor też próbował, ale drugi pocisk trafił go w lewą nogę, tuż poniżej kolana. Makabrycznie trafił. W kijowskim szpitalu powiedzieli mu, że nogi raczej nie da się uratować.

Na Majdan - dla dzieci

We Lwowie Igora Zastawnego czuć było tę atmosferę walki o lepszą Ukrainę. On i kilku jego kolegów w stolarni nieustająco słuchali w radiu doniesień z protestów w Kijowie, wspólnie wybierali się na Majdan, ale pojechał tylko Igor. Pięć razy tam jeździł, kiedy jechał po raz czwarty, zahaczył o miasto Chmielnicki, gdzie miał wuja.

- Wuj mówił, że to nie ma sensu, że te protesty nic nie dadzą, bo władza w tym kraju zawsze okradała naród, i z nową też tak będzie - opowiada Igor. - A ja mu tłumaczyłem, że zawsze tak nie będzie. Mój brat ma dwójkę synów, jestem chrzestnym dla tego starszego, co ma trzy lata. I chrzestnym dla młodszego dziecka siostry. Nie dla siebie jadę na Majdan - tłumaczyłem wujowi - ale dla tych dzieci.

I siostra była przeciwna jego wyprawom do Kijowa, i brat też. I nawet ojciec, który zmarł w lutym tego roku. Też się bił, do Afganistanu na wojnę posłał go Związek Radziecki. Niczego nie wywalczył, bo jak wcześniej pod władzą radziecką bida u nich była, tak pod nową, ukraińską - też bida.

Cała rodzina przeciwna była tym jego narodowowyzwoleńczym wypadom na Majdan, a on się uparł. Nawet jej nie uprzedził, kiedy 18 lutego wprost z pracy poszedł na autobus do Kijowa. Specjalny, "majdaniarski" autobus. Sto hrywien musiał zapłacić za kurs, żeby pojechać walczyć o lepszą Ukrainę.

Sami bojownicy: bez przeszkolenia wojskowego, z pałkami i kaskami robotniczymi, niektórzy z tarczami z cienkiej blachy. Powinien się zgłosić i wpisać jako podróżny przed godziną 17, ale nie zdążył, toteż wsiadł do autokaru niezarejestrowany.

Rankiem następnego dnia sześć lwowskich autobusów wysypało się na Majdan, ale i tu, w polowej administracji protestów, nie chcieli go zarejestrować, bo nie miał skończonych 21 lat.

O przyjęciu go do sotni, grupy ochraniającej protestujących, nawet nie chcieli słyszeć. Sam poszedł na barykady. Podniośle było i patriotycznie, dopóki nie zjawili się ci z jednostek specjalnych Berkut. Dopóki nie zaczęli strzelać do ludzi.

Podjeżdżali transporterami opancerzonymi na "majdanowy“ plac albo - częściej - strzelali z pięter okolicznych budynków, zza skarp. Wtedy Igor z innymi ruszał w ich kierunku, żeby wyprzeć snajperów, chronić tych, którzy zostają na placu.

- Czy ktoś myślał, że może zginąć? - uprzedza pytania. - Pewnie tak, ale ci, którzy tam przyjechali, byli na to gotowi. Do dziś nie wie, czy chłopak z czarną brodą przeżył, nie wie, jak miał na imię.

Po raz kolejny ruszyli kilkuosobową grupą naprzeciw berkutowcom, ten z brodą był rok, może dwa lata starszy od Igora. Szedł kilka kroków przed nim. Nagle padł na kolana, walnął czołem o asfalt i zastygł w tej pozycji. Znaczy - postrzał w brzuch. Igor podbiegł, choć mógł być następny. Zasłonił chłopaka tarczą, która nie mogła ochronić przed pociskami. Zasłonił, bo berkutowcy mieli zwyczaj "dostrzeliwać“ rannych.

Do Polski po zdrowie

W kijowskim szpitalu niewielkie dawali mu nadzieje, że lewą nogę uda się uratować. Niespecjalnie się przejął, dla niego ważniejsze są ręce, bo w stolarni to on tylko pracuje.

W akademii artystycznej uczy się rzeźby, i to jego pasja. I dopiero utrata ręki byłaby dla niego prawdziwą tragedią. A noga? Ucięli.

Po amputacji pod szpitalną pościelą na łóżku jeszcze prawą stopą szukał tej lewej, ale natrafiał na pustkę. Dla konsylium w kijowskim szpitalu większym problemem był postrzał jamy brzusznej. Problemem był też tłok, bo cały szpital był pełen "postrzeleńców" z Majdanu. To lekarze zdecydowali wysłać Igora na leczenie do Polski.

Trafił do rzeszowskiego szpitala MSW. - Pierwsze wrażenie było takie, że takiego sprzętu, takiej opieki w naszych szpitalach publicznych nie ma - mówi, wciąż zaskoczony. - I wyspałem się za wszystkie czasy. Leżałem w sali ze starszym człowiekiem, opowiadałem mu o Majdanie. Popłakał się.

Samotny się nie czuł, odwiedzali go ukraińscy studenci z rzeszowskich uczelni. Nogi już nie ma, ma protezę, wykonaną w Rzeszowskich Zakładach Ortopedycznych, sfinansowaną przez jednego z podkarpackich przedsiębiorców.

W RZO zapewniają, że to sprzęt klasy światowej, ale Igor dopiero się jej uczy, bez dwu kul nie rusza się z miejsca. Olga Kotok zaglądała do Igora, kiedy ten leżał jeszcze w szpitalu MSW.

Nie on jeden, pięciu "postrzeleńców" z Majdanu było w rzeszowskich szpitalach. Z Dniepropietrowska ją przygnało na studia do Rzeszowa.

- Kilkoro nas przychodziło do Igora i do innych z Majdanu - potwierdza. - Jedzenie przynosiliśmy, pamiątki, książki. Mówi, że Igorowi na Ukrainie z protezą nie będzie łatwo. - U nas raczej nie ma dużej tolerancji dla ludzi niepełnosprawnych - przyznaje. - Ale przecież Igor to bohater Majdanu, inaczej na niego będą patrzeć.

A Igor pewnie po miesiącu będzie mógł swobodnie spacerować po swoim Lwowie, w oczekiwaniu na tę swoją lepszą Ukrainę. Pojechałby jeszcze raz, choćby miał stracić nogę?

- Pojechałbym - mówi po chwili, ale z przekonaniem. - Dla dzieci mojego brata i siostry. Żeby ich Ukraina nie była taka, jak do tej pory była.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24