Ilu jeszcze ludzi musi zginąć

Nie boję się tego powiedzieć - problem polskiej turystyki autokarowej. Zdefiniować można go w paru punktach.

1. Przepisy nie dla nas.

Autobusy ze znaczkiem PL na masce mają fatalną opinię: w Niemczech, Czechach, na Węgrzech, we Włoszech itd. Dlaczego? Polscy kierowcy nagminnie łamią przepisy, naruszają zakazy i nakazy. Takie zachowania wymuszają na nich przewoźnicy (…musisz jeszcze jechać) lub biura turystyczne (…ludzie z wami nie chcą jeździć).

2. Jakoś się uda.

Ktoś musi położyć kres turystyce autokarowej (może i taniej), która świadomie naraża ludzi na utratę życia i zdrowia. Przemęczeni kierowcy, w sezonie jeżdżący non stop, bez solidnego wypoczynku (kłania się hotel), nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa przewożonym ludziom.

3. Na to muszą być pieniądze.

Dzięki Inspekcji Transportu Drogowego z naszych dróg zniknęły ciężarówki - ruiny. Przypomnijmy sobie, że jeszcze niedawno to one były zmorą na naszych drogach.

Dzisiaj przyszła pora, aby ITD zabrała się za autobusy i przewoźników. Zwiększenie liczebności etatów ITD (obecnie 314 osób) przyniesie społeczeństwu więcej korzyści niż telewizyjne akcje Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

4. I sprawa najważniejsza…Szkolenie kierowców.

Brak doświadczenia był najprawdopodobniej główną przyczyną tragedii we Francji.
Włos na głowie się jeży, że nasze przepisy nie regulują potrzeby stażowania, zdobywania poszczególnych stopni zawodowego wtajemniczenia ludzi, którzy przewożą najcenniejszy ładunek - ludzi.

Dzisiaj, w zgodzie z prawem, wystarczy zdać egzamin i można przesiąść się z "malucha" do autokaru i wyruszyć z 50 ludźmi we francuskie Alpy!