Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ivan Illić przestał grać w Resovii, ale Rzeszowa nie porzucił

Anna Janik
Ivan Illić z drużyną Asseco Resovii Rzeszów zdobył dwa brązowe i jeden srebrny medal mistrzostw Polski.
Ivan Illić z drużyną Asseco Resovii Rzeszów zdobył dwa brązowe i jeden srebrny medal mistrzostw Polski. Bartosz Frydrych
Po tym, jak przestał grać w Asseco Resovii, mógł wyjechać za granicę i kontynuować karierę w każdym innym miejscu. Siatkarz z Serbii Ivan Illić swoją przyszłość związał jednak z Rzeszowem. Tu zamieszkał i założył rodzinę.

Z 39-letnim siatkarzem umawiamy się w jego nowym miejscu pracy, czyli Strzyżowie, w którym będzie szkolił siatkarzy, a niewykluczone, że również grał w II-ligowym Wisłoku Strzyżów. Poniedziałek był jego pierwszym dniem w nowym miejscu i nowej pracy, i zarazem pierwszym dniem dwutygodniowego zgrupowania.

- Czuję się tu bardzo dobrze, ale w sumie jest jeszcze za wcześnie, żeby coś było źle - śmieje się sympatyczny Serb. - Nie mogę się doczekać, kiedy ruszy ten sezon, bo wcześniej miałem za dużo wolnego czasu. Poza tym widzę w tej drużynie potencjał i chcę współpracować z chłopakami - dodaje Ivan Illić.

Do Strzyżowa zwerbował go prezes Wisłoki, Tomasz Zając, dobry znajomy trenera Asseco Resovii Andrzeja Kowala, z którym w latach 90. grał w I-ligowej Resovii. To właśnie Kowal zasugerował, że rozgrywającym w strzyżowskim zespole może być Illić, który nie wyjechał z Rzeszowa i nie zapomniał, jak się gra.

- Z Resovią rozstałem się blisko cztery lata temu, ale nie wyjechałem, bo moja córka Vanja chodziła już do szkoły. Nie chciałem robić jej w życiu rewolucji - przyznaje siatkarz, który w stolicy Podkarpacia mieszka już dziewiąty rok.

Próbował prowadzić biznes

Nie jest tajemnicą, że były rozgrywający mistrza Polski próbował swoich sił w biznesach niezwiązanych z siatkówką. Cały czas za nią jednak tęsknił, dlatego na propozycję ze Strzyżowa przystał z chęcią. Mimo że oznacza to kolejne wyjazdy, zgrupowania i sporo stresu. W klubie cały czas trwają jeszcze ustalenia, co do roli Ivana w drużynie.

- Czy będzie zgłoszony do rozgrywek, to zadecyduje sam. Ja go do tego namawiam, bo w trudnych momentach zawsze będzie mógł wejść do gry. Doświadczenie ma, palce mu zostały, dlatego musimy to dogadać, porozumiewając się jeszcze z serbskim związkiem piłki siatkowej - mówi Tomasz Zając, prezes Wisłoka Strzyżów. - A co do celów, to poprzedni sezon był dla nas najgorszy, bo walczyliśmy o utrzymanie. Tymczasem sponsorzy wymagają od nas czegoś więcej. Pierwsza czwórka to będzie już sukces - dodaje.

Sam Ivan nie ukrywa, że najbardziej zależy mu na sprawdzeniu się jako trener. Głośno mówi o tym, że granie w Resovii kosztowało go sporo zdrowia. Zwłaszcza powrót do sprawności po każdej poważniejszej kontuzji. Mówi wprost: - Strasznie się męczyłem, bo nie jestem typem twardziela.

Dokuczał ból z kolanami, plecami i dlatego Serb zakończył karierę, mając 35 lat. W wieku, w którym sporo zawodników jeszcze gra.

Córka idzie w ślady ojca

Mimo to Ivan Illić nie uważa, że trenowanie II-ligowego klubu to życiowa degradacja lub porażka, bo realizować siebie można zawsze, kiedy osiąga się zamierzone cele i po prostu się spełnia.

- Mi wcale nie zależy na byciu w najlepszym klubie z najlepszej ligi - tłumaczy. - Dla mnie samo trenowanie to wyzwanie. Zwłaszcza że tu jest inny klimat niż panował w Resovii. Tu nie ma takiej presji, zawsze z każdym chłopakiem można po prostu pogadać na dowolny temat. Siatkówka na takim poziomie jak w Rzeszowie oznacza, że trzeba poświęcić jej wszystko. Całe życie, włącznie z długością odpoczynku jest zaprogramowane. Nie ma czasu, żeby robić cokolwiek innego, chociażby mieć pasję. Tu chłopaki studiują, pracują i grają - opowiada Ivan Illić.

Przyznaje, że jego samego poza siatkówką ciekawią informacje ze świata. Lubi wiedzieć, co się dzieje, o czym się mówi, dlatego regularnie czyta prasę.

39-letni Serb na razie nie zamierza wyprowadzać się z Rzeszowa. Razem z żoną Mirjaną wynajmują tu dom. Co ciekawe, życiowa partnerka Ivana, w odróżnieniu od żon sportowców, pracuje i to sporo. Jest tłumaczką i przekłada język serbski na angielski.

Tylko ona ma w ich domu prawo jazdy i samochód, więc to ona w razie potrzeby jeździ. Illiciowie w Rzeszowie mają nie tylko dom i pracę, ale też swoich przyjaciół. To tutaj ich córka Vanja wychowuje się, odkąd skończyła 2 latka i to w Rzeszowie nauczyła się mówić. Posługuje się płynną polszczyzną, bez cienia obcego akcentu.

Co ciekawe, z własnej woli, nie namawiana przez tatę, rok temu zaczęła trenować siatkówkę. W tym tygodniu wyjechała nawet na obóz sportowy. Wcześniej przez 7 lat tańczyła w zespole "Uśmiech".

- Ona lubi po prostu występować, nieważne, czy to taniec, sport czy teatr. Ja nigdy nie zapisywałem jej na żadne zajęcia dodatkowe, bo sama wybierała. W szkole idzie jej dobrze, płynnie mówi po polsku, serbsku, uczy się niemieckiego, angielskiego i sama wybierze, co będzie chciała robić w przyszłości - mówi Ivan. - Ale trudno będzie wybić jej tę siatkówkę z głowy, bo widziałem ją w grze i wiem, że ma talent. Tyle że ja nie mogę się odzywać na temat siatkówki, bo wtedy słyszę, że trener mówił inaczej i ona wie lepiej. To zabawne, bo ostatnio czytałem, że Roger Federer, którego córka też zaczęła grać w tenisa, również nie może jej nic doradzić, bo ona nie słucha. Więc ja tym bardziej nie mam szans - śmieje się.

Życie tam i tu

Jak zdradza Ivan, córka w pewnym sensie czuje się oderwana od ojczystego kraju, bo kiedy jest tutaj, wspomina dziadków, których widuje tylko w wakacje. Ale kiedy jedzie do Serbii, tęskni za koleżankami z klasy.
- Z kolei żona nie jest typową Serbką, bo lubi pracować. To jest główna różnica pomiędzy Serbami a Polakami. Polacy są bardzo pracowici, Serbowie wręcz przeciwnie. Odbierają pracę jako przykrą konieczność i wolą żyć na średnim poziomie, pracując mniej, niż mieć luksusy i poświęcać się zarabianiu pieniędzy - uśmiecha się Ivan.

I dodaje, że w Serbii, jak ktoś mówi, że musi pracować, to się mu współczuje. Sporo osób mieszka tam z rodzicami, żeby nie musieć dużo pracować i spłacać przez pół życia kredytów. Albo szukają takiej pracy, żeby w każdej chwili można było wyskoczyć na kawę, papierosa, posiedzieć na mieście i popatrzeć, co się dzieje. Restauracje są tam oczywiście zawsze pełne klientów.

Jaka inna cecha różni jeszcze narody bałkańskie od słowiańskich? Tam ludzie często się kłócą, bo każdy wprost mówi to co myśli, przez co komunikacja staje się prostsza. W Polsce na pierwszym miejscu jest grzeczność, co nie zawsze ułatwia zrozumienie czyichś intencji. Zwłaszcza, kiedy pracuje się z drużyną lub w drużynie.

- Przede mną teraz sporo wyzwań. Muszę przypomnieć sobie, jak wygląda życie sportowca i na pewno będę w lepszym humorze. Pamiętam, że kiedy byłem zawodnikiem, marzyłem o dniu wolnego, żeby pójść z rodziną na spacer albo do restauracji. Teraz raczej ciągnie mnie do hali - uśmiecha się Ivan Illić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24