Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Krzynówek: Piłkarze nie piją, bo się boją

Sebastian Staszewski
Jacek Krzynówek: Przez grę w piłkę miałem poważne kłopoty z kolanem i mogłem skończyć na wózku inwalidzkim
Jacek Krzynówek: Przez grę w piłkę miałem poważne kłopoty z kolanem i mogłem skończyć na wózku inwalidzkim Grzegorz Jakubowski
Mamy zespół, monolit. Pół Europy się nas boi, chociaż nasze miejsce w rankingu FIFA nie rzuca na kolana - tak Jacek Krzynówek ocenia reprezentację Adama Nawałki przed Euro 2016.

Kto w tym roku będzie triumfatorem Ligi Mistrzów?

Biorąc pod uwagę jakość gry i indywidualności moim kandydatem numer 1 jest Barcelona. Pod tymi względami nikt nie może się z nią równać. Natomiast zespołowo z Barcą powalczyć są wstanie Real Madryt, PSG i Bayern Monachium.

A Pan kibicuje…

Bayernowi właśnie. Człowiek patrzy przychylniej na ten klub, bo gra tam nasz Robert Lewandowski. Poza tym spędziłem w Niemczech kilka dobrych lat, więc dla mnie to naturalny wybór.

Chyba wszyscy zastanawiamy się gdzie powinien grać wspomniany Lewandowski. Dwa lata temu wielu ekspertów przekonywało, że idealnym dla niego miejscem jest Dortmund. Dziś ci sami ludzie mówią, że Monachium… Pan zna Bundesligę od podszewki. To rozgrywki skrojone na miarę Roberta?

Widać, że chłopak pokochał Niemcy z wzajemnością. Bundesliga to jego środowisko. Zna język, kulturę, kraj. „Lewy” musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy w Niemczech wciąż może się rozwijać. W tej chwili jest najlepszym napastnikiem Bundesligi, być może nawet jej najlepszym piłkarzem. Przed nim trudne miesiące. Powinien być pewny swojej decyzji. Gdy zdecyduje się na transfer, kolejka chętnych ustawi się w minutę.

Jeśli transfer to Hiszpania lub Anglia, a może Francja, Włochy?

Primera División albo Premier League. Stawiałbym jednak na Hiszpanię.

Czyli na przykład na Real. Czy Lewandowski pasowałby do madryckiego gwiazdozbioru pod względem charakterologicznym? To raczej nie jest typ gwiazdy robiącej show w świetle fleszy. Nie rozbija się drogimi autami, nie wymiotuje w knajpach, nie podrywa żon kolegów.

Robert jest gwiazdą w znaczeniu stuprocentowo pozytywnym. Nie sądzę, aby pisano o nim mniej, niż o Cristiano Rolando, ale żadnego negatywnego artykułu na temat „Lewego” nie pamiętam. Skoro więc Robert dziś nie korzysta z pokus życia, to nie sądzę, aby zaczął to robić w Madrycie. A do Realu trafiają najlepsi piłkarze na świecie - urwisy, ale ci bardziej pokorni też. Każdy znajdzie tam swoje miejsce.

Trio Bale-Ronaldo-Lewandowski byłoby lepsze niż Neymar-Messi-Suarez?

Barcelonie udało się złożyć idealną trójkę. Trudno będzie ją przeskoczyć. Poza tym pamiętajmy, że w Realu wciąż jest Karim Benzema, który rozgrywa świetny sezon. Francuz pasuje do Realu tak, jak Lewandowski do Bayernu. Rywalizacja między tymi piłkarzami byłaby ostra jak brzytwa.

„Lewy” to dziś bez wątpienia symbol reprezentacji Polski. Jaka jest jednak prawdziwa siła kadry? Bo wielu twierdzi, że wyniki są lepsze niż gra.

Zwycięzców się nie sądzi. Fakt, że na Stadionie Narodowym Niemcy byli od nas lepsi o trzy klasy, ale kto wygrał? Polska. Wierzę, że selekcjoner Adam Nawałka już dawno wyciągnął wnioski z eliminacji i wie, co trzeba poprawić. Jego zespół przypomina mi trochę moją reprezentację. Też nie graliśmy meczów idealnych, ale awansowaliśmy na kilka turniejów.

W czym więc tkwi siła reprezentacji?

Mamy zawodników, którzy robią różnicę. Gra nie jest jednocześnie uzależniona od jednego piłkarza. Jest zespół, monolit. Pół Europy się nas boi, chociaż nasze miejsce w rankingu nie rzuca na kolana.

Ma Pan za sobą przygotowania do mistrzostw świata w Korei i Japonii, a także w Niemczech, oraz przed Euro w Austrii i Szwajcarii. Co wtedy poszło nie tak? Na co powinien zwrócić uwagę Adam Nawałka?

Na pewno zawiodło przygotowanie fizyczne. Na obozie w Niemczech trener Engel dał nam niezły wycisk. Ale nie brakowało też innych problemów. Przeszkadzało to, co działo się wokół reprezentacji…

Czyli winni dziennikarze?

Chodzi mi raczej o decyzje selekcjonerów. Były trzęsienia ziemi, bo Engel nie wziął na Mundial Tomka Iwana, a Janas Jurka Dudka i Tomka Frankowskiego. To popsuło atmosferę. Obecnie sztab szkoleniowy jest bardzo wyczulony na niuanse i wierzę, że przygotowania rozpisane są co do godziny.

Pamięta Pan Adama Nawałkę z czasów jego współpracy z Leo Beenhakkerem?

Pamiętam i to całkiem nieźle, chociaż pracowaliśmy krótko. Co mogę powiedzieć? Był asystentem Leo, więc nie rzucał się w oczy. Prowadził rozgrzewki, analizy, czasami treningi. I tyle. Wspominam go dobrze.

Czy można zbudować atmosferę w reprezentacji bez alkoholu? Bo przez lata - jakkolwiek brutalnie to brzmi - było to drugie, po wynikach, spoiwo kadry. A za Nawałki o większych imprezkach zawodnicy mogą raczej zapomnieć.

Wyniki pokazują, że się da. Obecnie jest inna generacja piłkarzy. My nie mieliśmy Facebooka, Twittera. Siadaliśmy przy piwku, rozmawialiśmy, opowiadaliśmy anegdoty. Wszystko jest przecież dla ludzi. W Bundeslidze nikt nie robił kłopotu, jeśli dzień przed meczem wypiło się piwo. Zmieniły się czasy, zmieniły się obyczaje. Chłopaki boją się dziś pić, bo dookoła jest tyle par oczu, że nawet najmniejszy wyskok trafia do Internetu. A to może kosztować bardzo dużo.

Od zawsze kadra ma ten sam kłopot: lewa strona - w mniejszym stopniu - pomocy i - w większym - obrony. A jak jest w tej chwili?

Problem wciąż istnieje, bo Maciek Rybus to jednak piłkarz ofensywny. Poradził sobie na obronie, to świadczy o jego futbolowej inteligencji i dojrzałości, ale jak mu nie pójdzie, to ma gotową wymówkę: gra na nienaturalnej pozycji. Niestety nie widzę dla niego alternatywy.

Niedawno rozgrywki wznowiła Ekstraklasa. Zajmuje Pana ta liga?

Bez przesady.

Do Polski zimą wrócili kolejni piłkarze: z Krasnodaru Artur Jędrzejczyk, z Cambuur Sebastian Steblecki, a z Lokeren Filip Starzyński. Lada dzień Wisła Kraków ma ogłosić wypożyczenie z Mechelen Rafał Wolskiego. Tych, którzy w ciągu ostatnich pięciu lat wyjechali i dali sobie radę, można policzyć na palcach jednej ręki. Polscy piłkarze - poza kilkoma wyjątkami - są za słabi nawet na średnie europejskie ligi?

Najgorsze jest to, że te ligi i tak są dużo lepsze niż Ekstraklasa. Wszędzie tam naszym gra się bardzo ciężko. Łatwo jest wyjechać na Zachód, czasem wystarczy tylko sprawny menedżer, a znacznie trudniej się tam utrzymać. Chłopaki powyjeżdżali spełniać swoje marzenia, ale szybko sprowadzono ich na ziemię. No, może poza Jędrzejczykiem.

Wymienieni zawodnicy to nie są dziadkowie. Steblecki ma 24 lata, tyle samo ma Starzyński, a rok młodszy jest Wolski. Wcześniej wrócili także rówieśnicy Wolskiego: Dominik Furman, Michał Chrapek, Bartłomiej Pawłowski. Młodzi wyjeżdżają za szybko? Pieniądze odbierają im rozum?

Nie, nie uważam, że wyjeżdżają za szybko. Przegrywają, bo nie dają rady mentalnie. Nie potrafią zacisnąć zębów, zaprzeć się nogami i rękoma. Wywieszają białą flagę i wracają. Wydaje im się, że tak jest lepiej.

Powrót do Ekstraklasy to dziś albo ostatnia deska ratunku, albo emerytura?

To tylko złudzenie. Dobrym przykładem jest Sławek Peszko. Grał w Bundeslidze, Championship, a w Lechii długo sobie nie radził. Nasza liga poziomem nie rzuca na kolana, ale i tak nie jest łatwa. To trochę jak z ligą czeską. Dla nas to egzotyka, ale i tak nie każdy Polak dałby tam radę.

W 2007 roku chciała Pana sprowadzić z Wolfsburga mocna wówczas Wisła Kraków. Dlaczego się nie udało? Nie chciał Pan na koniec kariery pokopać w ojczyźnie?

No właśnie chciałem. Dlaczego się nie udało, trzeba pytać trenera Felixa Magatha. To on nie zgodził się na transfer. Rozmawiałem wtedy z Wisłą, ale była także oferta z Legii Warszawa. Sam Maghat mnie o tym poinformował. Mi było obojętne gdzie zagram. Nic jednak z tego nie wyszło.

Jak ma się Pana zdrowie? Pamiętam naszą rozmowę z 2009 roku, kiedy powiedział Pan: „Lekarze ostrzegali mnie, że mogę być kaleką”. Co z Pana kolanem?

Doktor przed operacją nie dawał mi wówczas żadnej gwarancji, że będzie lepiej. Powiedział za to, że za trzy, cztery lata mogę jeździć na wózku inwalidzkim. Starałem się wrócić do piłki, ale nic z tego nie wyszło, kolano było zdewastowane. Teraz kopię tylko od czasu do czasu. Noga nie boli, choć muszę uważać. Przez to kolano musiałem skończyć karierę.

Podoba się Panu praca dyrektora sportowego? Taką funkcję od lata ubiegłego roku sprawuje Pan w Bełchatowie. Do twarzy Panu w krawacie?

Krawata nosić nie muszę, a ta robota to dla mnie coś nowego. Jestem dumny, że pracuję w klubie w którym debiutowałem w reprezentacji i na stadionie którego zakończyłem zawodową karierę. Bełchatów jest w moim sercu.

Co właściwi Pan tam robi?

Odpowiadam za cały pion sportowy - od pierwszej drużyny po 500 dzieciaków, które mamy w naszych szkółkach. Działam też przy transferach. I muszę przyznać, że znacznie łatwiej jest być piłkarzem transferowanym, niż dyrektorem sportowym. W ogóle bycie piłkarzem jest przyjemniejsze. Ale dziś uczę się nowej roli i powiem szczerze, że podoba mi się to coraz bardziej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24