Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak gwiazdy i VIP-y wywracały się na lodzie [WIDEO]

Ewa Gorczyca
Bójki są nieodłączną częścią hokejowego meczu, podobnie było i tym razem.
Bójki są nieodłączną częścią hokejowego meczu, podobnie było i tym razem. Tomasz Jefimow
- Nie o wynik tutaj chodzi - zgodnie podkreślali przed meczem w Sanoku goście z Reprezentacji Artystów Polskich i ich przeciwnicy, sanockie VIP-y. Ale widowisko stworzyli przednie.

Reprezentacja Artystów Polskich kontra miejscowe VIP-y i amatorska drużyna hokejowa. Takiego pojedynku jeszcze na tafli sanockiej Areny nie było. I takiego gola też nie.

Tylko 22 sekund potrzebowali gospodarze i krążek po perfekcyjnym strzale Jakuba Gruszeckiego, prezesa miejscowej firmy "Agenda2000", wślizgnął się do bramki. - Daliśmy się zaskoczyć. Myśleliśmy, że początek będzie spokojny, a tu proszę... - śmiał się w przerwie po pierwszej tercji aktor Marcin Mroczek.

Od pomysłu do realizacji nie upłynęło wiele czasu. Dwa miesiące wcześniej do Fundacji Czas Nadziei przyszedł Jacek Glazer, kapitan "Niedźwiedzi", czyli rodziców dzieciaków ze szkółki hokejowej, którzy skrzyknęli się i regularnie pogrywają na sanockim lodowisku.

- Zaproponował, żebyśmy zorganizowali wspólnie jakąś charytatywną imprezę - wspomina Damian Biskup, wiceprezes fundacji. - Wymyśliliśmy mecz z celebrytami.

Dlaczego hokej? - To oczywiste, Sanok to miasto, które żyje dyscyplinami łyżwiarskimi - mówi Biskup.

Spodziewali się "schodów": wiadomo, artyści to ludzie zajęci i ciężko ich namówić na podróż na koniec Polski. - Tymczasem już po pierwszym mailu do stowarzyszenia przyszła odpowiedź, że owszem, bardzo chętnie przyjadą - opowiada Biskup.

Bramkarz już w rynsztunku. Burmistrz?

Data charytatywnego meczu okazała się szczególna. To był w Sanoku weekend wyjątkowych hokejowych emocji. Zanim w niedzielę na taflę wyjechali amatorzy, to kibice Ciarko Sanok przez dwa kolejne wieczory przeżywali pojedynki swojej drużyny z rywalem z Tych.

- Fajnie się złożyło, że w tym roku Sanok gra z GKS-em w finałach Mistrzostw Polski - mówi Bogdan Kalus, aktor znany z popularnego serialu Ranczo, kapitan drużyny artystów. - W Tychach powstała nasza reprezentacja, występowaliśmy tam już ze 12 razy i za każdym razem był komplet widzów. W Sanoku jesteśmy po raz pierwszy, ale widzę, że w hali są też ponad trzy tysiące.

Rafał Jasiński, prezes fundacji Czas Nadziei potwierdza - "cegiełki" na imprezę rozeszły się szybko. - Nie chcemy chodzić i zbierać pieniędzy do puszek. Chcieliśmy dać ludziom zabawę, fajne widowisko, możliwość spotkania z gwiazdami. Artyści przyjechali za darmo, więc wszystkie kupione cegiełki to będą pieniądze dla naszych podopiecznych.

Po ostatnią pulę kolejka ustawiała się przed wejściem do Areny już na dwie godziny przed meczem. W tym czasie w szatni miejscowych VIP-ów panowała pełna mobilizacja. W gromadzie zawodników z trudnością rozpoznajemy burmistrza Wojciecha Blecharczyka w ochronnym stroju bramkarza.

Założył już specjalne spodnie, ochraniacze na nogi, ramiona i łokcie, rękawice, maskę... Pewnie krócej będę grał niż się ubierałem - śmieje się. Pytamy burmistrza o łyżwiarską praktykę.

- Przecież ja jestem z Sanoka. Tutaj wszyscy jeżdżą na łyżwach i kochają ten sport - obrusza się żartobliwie. Przyznaje jednak, że hokejówki ostatnio miał na nogach w liceum. - Chociaż nie, w 2004 roku, jeszcze na starym lodowisku przy Mickiewicza, stanąłem jako bramkarz - przypomina sobie. - Jeden z sanockich hokeistów ciężko zachorował i zbieraliśmy pieniądze na jego leczenie.

Teraz też przyjął rolę gokipera. Dlaczego?

- Już przekroczyłem 50-tkę i pewnie w polu bym nie dał rady. A tak, jak osłabnę, będę się mógł oprzeć o bramkę - mówi. Choć skromność to pewnie przesadzona, bo na treningu poszło mu całkiem nieźle. Puścił tylko trzy bramki. Ale trening, przyznaje, był bolesny. - Zostało mi chyba jeszcze z 15 siniaków.

Na początku chybotliwość

Artyści, choć przywieźli do Sanoka własnego bramkarza, to wypożyczyli też miejscowego. I to z premedytacją, spodziewając się, że nikt nie poważy się na czynną napaść na "funkcjonariusza kościoła". W bramce stanął franciszkanin, o. Piotr Marszałkiewicz.

- Pomyślałem: warto wspomóc dobre dzieło - mówi. Hokej to dla niego codzienność, jest kapelanem Ciarko Sanok i nie opuszcza żadnego meczu swojej drużyny. Ale rola zawodnika będzie dla niego nowym doświadczeniem.

Chociaż... nie tak całkiem. Pochodzi z Nowego Targu, a tam co drugi chłopak trafiał na lodowisko.

- Grałem w Podhalu przez 15 lat - zdradza. - Ale to były lata 70-80. Byłem młodym chłopakiem, teraz mam ponad 50 lat, brzuszek urósł. Jednak napinki nie ma. - Bo tu nie chodzi o wynik, ale o spontaniczną zabawę - zaznacza.

Adam Siembab, dyrektor szpitala specjalistycznego w Sanoku, łyżwy ostatnio miał na nogach w ostatniej klasie podstawówki.

- Po 33 latach przerwy przyjąłem ambitne wyzwanie - nie ukrywa. - Na początku była duża chybotliwość na lodzie, potem jakoś poszło.

Waldemar Bukowski, prezes Ciarko PBS Bank KH Sanok, na ślizgawce był może parę razy w życiu. Dlatego po pierwszym półgodzinnym treningu miał dość. Pot lal się z niego strumieniami.

- Zawsze wiedziałem, że zawodnicy mojego klubu muszą się nieźle namęczyć, ale teraz doświadczyłem tego na własnej skórze - uśmiecha się. Zgodził się zagrać dla fundacji, bo ważne, by udało się zebrać jak najwięcej pieniędzy.

- Tu nie o wynik meczu chodzi, ale jak uda się strzelić bramkę, to zrobię na kolanach gest zwycięstwa, jak nasi zawodowi hokeiści - obiecuje.

Olbratowski wreszcie trafił. W słupek

W szatni artystów też ostatnie przygotowania. Trenerem ekipy jest nie byle kto, bo Wiesław Jobczyk, kiedyś wielokrotny król strzelców hokejowej ligi, dziś sprawozdawca telewizyjny. Wczoraj komentował mecz Ciarko z GKS-em. Dziś zagrzewa do boju swoją ekipę.

- Przeciwnik to dla nas niewiadoma. Ale i my mamy swoje "czarne konie". Przede wszystkim - trzy kobiety. Są też bracia Mroczkowie, Boguś Kalus i Piotrek Świerczewski, były piłkarz, który fajnie sobie radzi na lodzie.

Tomasz Olbratowski, satyryk, felietonista i dziennikarz radiowy gorączkowo poszukuje większych spodni, te które dostał, dały się wciągnąć tylko do kolan.

- Kontuzji się nie boję, w tym stroju jest bezpiecznie. Wiem, bo już parę razy w bandę walnąłem. Z meczu na mecz idzie mi jednak coraz lepiej i myślę, że gdzieś ok. 60-tki awansuję z czwartej do trzeciej piątki.

Olbratowski na mecz z sanoczanami nastawił się bojowo.

- Zdarzyły mi się już w karierze z reprezentacją dwie sytuacje bramkowe, tylko nie trafiłem kijem w krążek. Ale tym razem się przygotowałem, patrzyłem w telewizji jak hokeiści ustawiają się do strzału - zdradza. Nie wie tylko, jak długo trener dziś pozwoli mu grać. - Może ze trzy minuty - przypuszcza. - A samo zakładanie stroju to przedsięwzięcie na pół godziny.

Jak się okazało, po meczu Olbratowski miał powody do satysfakcji: oddał pierwszy strzał na bramkę. Celnie trafił w słupek.

Bij sędziego!

Podporą ekipy był aktor Rafał Mroczek, finalista telewizyjnego show "Gwiazdy tańczą na lodzie".

- Jest w naszym gronie jedynym człowiekiem, który wykonał podwójny obrót na łyżwach -zaznacza Mariusz Gabrek, reżyser, scenarzysta, kabareciarz.

Sam Rafał tylko się śmieje z pochwał kolegi.

- A nie wspominał o moim pierwszym wyjeździe na lód po tym właśnie programie, na meczu w Tychach? Przywaliłem brodą o taflę lodowiska i trzeba mnie było zszywać.

Spotkanie w Sanoku to już szósty występ Rafała w drużynie.

- Ważna jest idea tego meczu - zaznacza Gabrek, założyciel Reprezentacji Artystów w Hokeju. - Konkretne pieniądze na konkretny cel.

Zaproszenie do sędziowania przyjął z wielkim entuzjazmem Jacek Chadziński, jeden z najlepszych polskich arbitrów, w przeszłości sędziujący m.in. na mistrzostwach świata. Był pod wrażeniem atmosfery na sanockiej Arenie.

- Nie sam mecz jest najważniejszy, ale to, że tyle osób chce przy tej okazji okazać serce chorym dzieciom - mówi.

Stowarzyszenie artystów grających w hokeja powstało 12 lat temu. Pomysł pojawił się w sposób naturalny.

- Wychowywałem się na jednym podwórku z Mariuszem Czerkawskim - tłumaczy Gabrek. - Więc siłą rzeczy wiadomo było, że prędzej czy później coś wymyślimy. I choć Mariusz nie mógł dziś przyjechać, to przywiozłem mocną ekipę.

Kto skosztuje "Mamrota"?

Przez reprezentację przewinęło się kilkudziesięciu artystów. Najdłuższy staż ma Bogdan Kalus.

- Dlatego jestem kapitanem - uśmiecha się. - Nie mam dość, bo to piękny sport, w Polsce niestety niedoceniany.

Kalus do Sanoka nie przyjechał z pustymi rękami.

- Przywiozłem butelkę oryginalnego Mamrota, z autografami całej naszej ławeczki z "Rancza" - zaznacza. Spożywczy rarytas trafił do rąk prezesa fundacji Czas Nadziei, z przeznaczeniem na licytację na rzecz podopiecznych. Kalus ambitnie na lodzie dawał z siebie wszystko. Ale po pierwszej tercji i tak marudził.

- Zaliczyłem dwie asysty, ale nie trafiłem do pustej bramki - narzekał. - Teraz widzę, że gospodarze są po prostu lepsi sportowo i tyle. Swoją "frustrację" wyładowywał na głównym arbitrze, kilkakrotnie wdając się z nim w bójki.

Cieszył się za to Marcin Mroczek. W 13 minucie meczu w Sanoku strzelił swojego pierwszego gola w hokejowej reprezentacji. Marcin gra też w reprezentacji piłkarskiej i przyznaje, że w hokeju jest o wiele trudniej trafić w bramkę niż w futbolu.

- Czekałem na to cztery mecze, myślałem, że się nigdy nie uda - mówi. - Doping był znakomity, zabawa fantastyczna, nie spodziewaliśmy się, że przyjdzie tyle ludzi. Kibicowali nam, choć graliśmy przeciwko miejscowej drużynie. Mam nadzieję, że tu jeszcze wrócimy - dodaje aktor. Bo prywatnie braciom Mroczkom miasto bardzo się spodobało. - Piękny Rynek, zamek, muzeum. I widoki, których można pozazdrościć - mówią zgodnie.

- Sanok to miasto, gdzie kocha się hokej, to trzeba przyznać - podkreśla Wiesław Jobczyk. Ze swojej drużyny jest zadowolony. - Potrafili strzelić siedem bramek, to niezły wyczyn. Ale i przeciwnikom gratuluje. - Burmistrz był wyśmienity, prawie nie do pokonania, mieliśmy szczęście, że zremisowaliśmy.

To, co robimy, jest potrzebne

Jacek Glazer, szef stowarzyszenia Amatorski Hokej i kierownik sanockich "Niedźwiedzi" podziwia miejscowych VIP-ów, że odważyli się wyjechać na lód, bo hokej to sport kontuzyjny, wymaga kondycji i poczucia równowagi. Wtóruje mu Jacek Chadziński. - To nie jest sport dla chłopców odciągniętych od fortepianu. Trzeba mieć charakter wojownika.

Sara Chmiel, twierdzi, że kobiety nie mają taryfy ulgowej.

- Parę razy mnie szturchnęli i zaliczyłam dwie wywrotki, ale to nic - relacjonuje rozemocjonowana wokalistka zespołu Łzy (przed chwilą przekazała na licytację na rzecz Fundacji najnowszą płytę z autografami członków zespołu). Fantazyjny koczek schowała pod kaskiem, opadające spodnie i obszerne ochraniacze pościskała taśmami, makijaż trochę się rozmazał. - Jak wychodzę na scenę podczas koncertu, to zwracam uwagę jak wyglądam. Teraz to nie jest takie ważne - macha ręką.

- Jeśli przyszło ponad trzy tysiące ludzi to znaczy, że to, co robimy, jest komuś potrzebne - podsumowuje Bogdan Kalus. - Mecz jest meczem, to tylko przykrywka dla idei, która nam przyświeca. Ale jeśli przy okazji przysłużymy się tej trudnej dyscyplinie, to nas cieszy. Bo - jak to mówimy w naszym gronie - w piłkę każdy głupi grać potrafi, a w hokeja już niekoniecznie.

Współpraca: Tomasz Jefimow

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24