Byłoby szybciej, gdyby nie fatalne polskie drogi.
Marzenie mojego kolegi Irka było konkretne: opel astra w najnowszej budzie, maksymalnie czteroletni, najlepiej srebrny metalik. Z rozsądnym przebiegiem, bo wiadomo, że Niemcy nabijają kilometry. Budżet: nie więcej jak 50 tys. złotych. Termin sprowadzenia do Polski: przed 15 września, bo wtedy Irek ma zaplanowany wyjazd na urlop do Hiszpanii.
Bo Niemcy dbają o samochody
- Dlaczego samochód chcesz sprowadzić akurat z Niemiec? Przecież w Polsce też jest wybór - pytam zaciekawiony.
- Nie jestem mechanikiem, ani znawcą aut - odpowiada Irek. - Boję się, że polski handlarz wciśnie mi wyklepany, powypadkowy. Albo "prawdziwą okazję, którą cały czas tylko kobieta jeździła".
Irek podkreśla, że ma zaufanie do Niemców, bo tam są bardzo dobre drogi, a ponadto tamtejsi kierowcy dbają o samochody (w przeciwieństwie np. do Francuzów). Używają dobrych olejów i części zamiennych. Ponadto niemieckie pojazdy regularnie przechodzą restrykcyjne badania techniczne TÜV i mają skrupulatnie prowadzone książki serwisowe
Ponad milion ofert
W poszukiwaniu samochodu zaglądamy do komputera. W internecie są setki tysięcy ofert. Jedną z lepszych wyszukiwarek jest niemiecka www.mobile.de. Najwięcej na niej propozycji z Niemiec, ale są też inne kraje. Francja, Litwa, zdarzają się komisy z USA. Łącznie, gdy my wchodziliśmy na mobile, w ofercie było ponad 1,2 mln aut.
Na początek wpisujemy markę: opel. W ofercie jest ich 200 tys. Precyzujemy model: astra. Wyskakuje 2 tys. pojazdów. Wpisujemy datę - nie starsza niż 4 lata. Wynik: 1818. Ale dużo z nich to astry II, czyli starszego typu, który nas nie interesuje.
Można bardziej szczegółowo określić swoje wymagania. Wybrać kolor, maksymalny przebieg, maksymalną cenę. Samych parametrów technicznych jest kilkadziesiąt do wyboru - rodzaj paliwa (benzyna lub gaz), szyberdach, ABS, elektryczne szyby, skórzane fotele... Lepiej jednak zbytnio nie uszczegółowiać wymagań, bo otrzymamy mało wyników.
Niech będzie ten!
Poszukaj swojego nowego samochodu w internecie
Godne polecenia są www.mobile.de, www.autoscout.de, www.ebay.de.
Znając cenę samochodu w Niemczech, łatwo można wyliczyć, ile nas będzie kosztował łącznie po dopełnieniu wszystkich formalności. Wygodny kalkulator znajduje się na stronie www.autokalkulator.pl. Wystarczy wpisać cenę w euro, a komputer poda nam końcowy wynik w złotych, po aktualnym kursie.
Po przewertowaniu dziesiątek witryn z astrami, decydujemy się na srebrny metalik. Akurat taki, jaki był wymarzony. Pojedziemy do salonu Autowelt w Brehna w Saksonii, we wschodnich Niemczech. Sto, góra dwieście km na zachód od granicy polskiej.
Zauważamy, że Autowelt w Brehnie to duża firma. Jeżeli na miejscu nie spodoba się nam "nasza" astra, to wybierzemy coś innego.
W czwartek wieczorem wysyłamy do Autowelta e-maila. Pytamy, czy interesujący nas samochód jeszcze jest w salonie.
Odpowiedź przychodzi w piątek rano. Jest astra. Zarezerwować? Tak.
Wyjeżdżamy pod wieczór, na miejscu jesteśmy w sobotę rano. Mamy wrażenie, że droga z Przemyśla do Krakowa trwała tyle samo, co trzy razy dłuższa z Krakowa do Brehny. Tyle, że ta druga część w zdecydowanej większości to autostrady.
Niemiec pomaga załatwić formalności
Nigdy nie wpłacaj jakichkolwiek pieniędzy przed kupnem samochodu. Choćby niewielkiej zaliczki niby za zarezerwowanie auta. Dobre salony i komisy nie pobierają żadnych opłat za rezerwacje, ani nie żądają pieniędzy wcześniej.
Niestety. Pieniądze na kupno samochodu musisz wziąć w gotówce (euro) lub wybrać na miejscu z bankomatu, co jednak wiąże się z dużymi kosztami dodatkowymi.
Teoretycznie przelewy bankowe też są możliwe. Byłyby najwygodniejsze i najbezpieczniejsze. Niestety, Polacy nadal nie mają opinii solidnych kupców, dlatego Niemcy nieufnie podchodzą do operacji bankowych.
Pracownik autokomisu już na nas czeka. Proponuje, że możemy rozmawiać po niemiecku, angielsku albo nawet po polsku. Pokazuje zarezerwowaną astrę. 28 tys. km przebiegu. Czyściutka, żadnych zarysowań. Oglądamy, coś tam grzebiemy w silniku. Bardziej dla efektu, bo i tak się nie znamy. Na próbę przejeżdżamy się kawałek. Niemiec cały czas nam towarzyszy.
Nie chcemy wyjść na frajerów, więc prosimy, aby nas na pół godziny zostawił samych. Idziemy oglądać inne auta.
- Patrz. Te astry są w sumie podobne w cenie i przebiegu. Chyba dobrze wybraliśmy - mówi Irek.
Sprawdzamy okres ważności TÜV. Znajomi uprzedzali nas, że bez ważnych badań technicznych moglibyśmy dostać tylko tzw. żółte, rejestracyjne tablice wywozowe. Można na nich jeździć właściwie tylko w Niemczech. Są po to, aby dojechać do serwisu przeprowadzającego badania techniczne. Ale do Polski i dalej musielibyśmy targać samochód na lawecie. A po co?
- Bierzemy - decyduje Irek. I wykłada 7700 euro. Tyle, ile w ofercie na stronie internetowej. Potem żałujemy, że się nie targowaliśmy.
Pracownik komisu jedzie z nami do niemieckiego wydziału komunikacji (SUV). Wszystko załatwiamy w kilkadziesiąt minut. Próbne tablice i ubezpieczenie na dwa tygodnie. Razem 150 euro.
Uścisk dłoni uczynnego Niemca. Zapewniamy go, że za rok znowu przyjedziemy po auto, na co bardzo nalega, i w drogę.
W Polsce więcej formalności i opłat
Niemcy kochają typowo "niemieckie" samochody. To porsche, mercedes, bmw, audi, lepsze modele volkswagena. Dlatego ceny na te samochody są dość wysokie. Ale za to taniej można kupić auto, które przez wielu w tym kraju nie są uznawane za stuprocentowo niemieckie. Opel, Ford. Jeszcze korzystniej można kupić, raczej pomijane przez zamożniejszych Niemców auta produkowane w innych państwach. Są tańsze i mają znacznie mniejsze przebiegi - seat, renault, peugeot, fiat.
Resztę formalności Irek załatwia w Poznaniu. Tam jest zameldowany. W poniedziałek - tłumaczenie niemieckich dokumentów (70 zł.), we wtorek -badania techniczne (150 zł.). Dowiaduje się, że musi zapłacić akcyzę, czyli 3,1 proc wartości samochodu. Graniczny haracz wyniesie go jakieś 1,5 tys. złotych. To i tak mniej niż płacą inni. Większy problem jest z samochodami o pojemności silnika powyżej 2000 cm. A takich w Niemczech jest sporo. Wówczas akcyza wynosi aż 13,6 proc. wartości.
Nowe tablice, jakieś inne opłaty to w sumie 200 - 300 złotych. Irek się buntuje, ale musi zapłacić jeszcze 500 złotych opłaty recyklingowej.
- Powinni jeszcze pobierać podatek za powietrze przywożone z Niemiec - narzeka.
Wychodzi pięć tysięcy złotych mniej
Siadamy i podliczamy. 7700 euro to daje jakieś 25 tys. złotych. Do tego opłaty, cło, dojazd. Razem dodatkowe koszty - 3 tys. złotych.
Sprawdzamy ceny czteroletnich astr naszego typu na giełdach w Polsce. 29 - 35 tys. złotych.
- Jakieś cztery tysiące jesteśmy do przodu - mówi zadowolony Irek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Zadymy na urodzinach uczestniczki "Rolnika". Karetka pogotowia, gaz pieprzowy. Szok!
- Dni Gąsowskiego w "TTBZ" są policzone?! TAKĄ niespodziankę zgotowała mu produkcja!
- Maja Rutkowski ZROBIŁA TO z premedytacją, teraz się tłumaczy. Okropne, co ją spotkało
- Była pięknością ze "Złotopolskich". Dziś Gabryjelska nie przypomina siebie | ZDJĘCIA