Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak się żyje za ekranem dźwiękochłonnym?

Marek Pękala, Wojciech Zatwarnicki
Zaciemniony chodnik wzdłuż ekranów przy al. Witosa.
Zaciemniony chodnik wzdłuż ekranów przy al. Witosa. FOT. WOJCIECH ZATWARNICKI
Kiedy na wiosnę rozpoczęto się w Rzeszowie montaż dźwiękochłonnych ekranów, przez miasto przetoczyła się fala protestów.

Mieszkańcom nie podobały się zwłaszcza nieprzeźroczyste ekrany. Z naszej sondy wynika, że protestujący trochę odpuścili, a zadowolonych jest... wielu.

Osiedle Kmity, ul. Bohaterów, w pobliżu alei Witosa, odciętej wysokimi ciemnozielonymi ekranami. Jesteśmy przed Zakładem Ślusarskim Tadeusza Dworzańskiego, stanowiącym dolną część domu.

- To była pełna zieleni, czysta ulica - mówi. - A teraz jest jak w getcie. Te ekrany niewiele dały. Ich ściana kończy się tuż za moją posesją. Dlatego huk wyjeżdżających zza ekranów samochodów jest zwielokrotniony. O, słyszycie? - Rzeczywiście - potwierdzamy. - To normalna ściana płaczu... - wzdycha nasz rozmówca. - Tak samo jest przy Krakowskiej. Zresztą, co ja będę gadał. Idźcie do sąsiada, bo on ostro protestował, ale to nic nie dało. Akurat jest na dachu. Olek! Zejdź no, masz gości z gazety!

Coś za coś

Kiedy gospodarzowi udaje się uciszyć ujadającego psa, uchylamy furtkę. Aleksander Karp:

- Wcześniej protestowałem z innymi, również tymi z bloków, bo chcieliśmy mieć przeźroczyste ekrany. Ten facet, który obok mojej działki buduje pawilon handlowy, chciał nawet dopłacić miastu, żeby tylko zamontowali te przeźroczyste. Miasto nie zgodziło się. I dobrze, bo one nic nie dają. Mówili o tym fachowcy na spotkaniu z mieszkańcami w Urzędzie Wojewódzkim. Że tak jest, przekonałem się sam, gdy moja ekipa pracowała na Ziemowita. I teraz, choć mieszkamy w środku miasta, jest spokój, cisza, mamy jak na wsi! - śmieje się. Ale kończy poważnie: - No cóż, coś za coś...

Strach iść tym chodnikiem

Między ścianą ekranów a gęstym, równie wysokim pasem zieleni jest chodnik. Akurat przejeżdża kilku rowerzystów. Pani spaceruje z psem na smyczy. Zagadujemy.

- Przepraszam, ale nie mam czasu, bo pies... - No tak, pies jest ważniejszy - uśmiechamy się na odchodne.

Schodzimy na dół, pod bloki przy ul. Szarych Szeregów. Mijamy grupkę chłopaków, od podstawówki po gimnazjum, czapeczki obowiązkowo z daszkami od tyłu. Na nasz widok chowają w dłoniach dymiące papierochy.

- Podobają się wam te ekrany?

- Eeee.... - pada chóralna odpowiedź. - Jak kiedyś poszedłem tam z psem, to chcieli mnie pobić, ledwo uciekłem - opowiada Adaś, przez wzgląd na karzącą rękę ojca nie podajemy nazwiska, a nawet imię mu zmieniamy. - To pies cię nie obronił? - To malutki piesek! - śmieją się chłopaki. - A pobili tam już kogoś? - Na razie my nie słyszeli... Ale na niektórych ekranach są już bazgroły...

Na ławce siedzą dwie młode mamy, ich pociechy baraszkują w piaskownicy.

- Tak, teraz jest ciszej - mówi Romana M. - Ale przez ten chodnik wzdłuż ekranów zrobiło się bardziej niebezpiecznie, zwłaszcza nocą - dodaje Katarzyna W. - Tamtędy dawniej z nocnej zmiany wracali ludzie z Zelmeru, z Polfy... A teraz boją się tam chodzić, bo chodnik jest nieoświetlony. Aż strach iść tamtędy nawet w dzień.
Mijamy dwie starsze panie. - A co my, takie babki, możemy wam powiedzieć? - uśmiecha się pani Anna. - Jest ciszej. I tyle.
[obrazek2] Zaciemniony chodnik wzdłuż ekranów przy al. Witosa. (fot. FOT. WOJCIECH ZATWARNICKI)Super sprawa

Przed wieżowcem przy ul. Szarych Szeregów dwóch młodych facetów, obnażonych od pasa w górę, majstruje przy aucie. Przygląda się dziewczyna.

- Te ekrany to super sprawa - przerywając robotę, mówi Patryk Baran. - A ci co narzekają, to po prostu tragedia... Nie wiedzą, co zyskali. Zamiast to docenić, psioczą i szukają dziury w całym.

A Sandra Żyradzka dodaje:

- Tylko z tym chodnikiem wzdłuż ekranów trzeba zrobić porządek. Tam potrzebne są latarnie.

Różnie na różnych piętrach

Pani w średnim wieku, Elżbieta Puzyniak:

- Jest ciszej, lepiej niż było.

Arkadiusz Zając, zmierzający do auta, mówi, że mieszka na ósmym piętrze.

- Na tej wysokości ekrany w ogóle nie działają. Huk z Witosa słychać u mnie nawet przy zamkniętych oknach. A przez ten nieoświetlony chodnik to teraz jest u nas raj dla złodziei. Trzeba bardzo uważać.

Teresa Dobek zatrzymuje się ze swoim pieskiem.

- Mieszkam na czwartym piętrze. Problem polega na tym, że teraz dochodzi do naszego mieszkania większy huk z drugiej nitki Witosa, a nie z tej najbliższej, osłoniętej przez ekrany. W sumie - dla nas to żadne udogodnienie. Najlepiej mają ci z niższych pięter i z parteru. Ale oni za to nie mają z okien żadnego widoku...

Jak za murem

Przenosimy się na ul. Krakowską, w stronę Przybyszówki. Jesteśmy na ul. Ropczyckiej, przed domem państwa Wronów. Od strony ulicy - niekończąca się wysoka bariera z mieszanych ekranów. Pani Barbara:

- Żyjemy teraz jak za wielkim chińskim murem. Ekrany w naszym przypadku nic nie dały - jest głośno, jak było. Mamy firmę, musieliśmy więc na domu postawić baner. On z drogi i tak jest mało widoczny i nikt nie może do nas trafić. A dodatkowo szpeci budynek. Dawniej rano widziałam z okna budzące się miasto, a teraz widzę tylko tę zgniłozieloną przeszkodę... Uważam, że ekrany powinny być ustawione dopiero po konsultacjach z mieszkańcami.

Normalność nienormalna

Przejeżdżamy na wschodnią stronę Rzeszowa. Z Lwowskiej skręcamy w Królewską. Doganiamy gościa w średnim wieku, pod krawatem, z dyplomatką.

- Panowie, o czym wy mówicie? - odpowiada pytaniem i dodaje, że jego nazwisko nic nam nie powie. - Gdzie na Zachodzie zobaczycie w mieście takie ekranowe kotary? One są przy autostradach, obwodnicach, na wylotach. A u nas, zamiast wyprowadzać przelotowy ruch z Rzeszowa, funduje się nam w środku miasta te koszmarne... zamulacze przestrzeni. W ten sposób nie dogonimy Zachodu. Tu trzeba mieć perspektywę rozwojową na lata i wyobraźnię, ale naszym urzędnikom tego brakuje. I wszystko zwalają na brak pieniędzy. Ale na te ohydne plastikowe ściany to mają. Bo daje Unia. Pewnie Unia nie wie, że "ekranizujemy" sobie miasta. Może niedługo zaczniemy ustawiać te bariery w samym centrum? - śmieje się ironicznie.

- A jak już przyzwyczaimy się do tych zgniłozielonych płacht, zamykających nas jak w klatach, to nienormalne uznamy za normalne. Tak jest z każdą brzydotą...

- Ale z pana prorok... - wzdychamy.

- No to zobaczycie za parę lat! - dodaje z uśmieszkiem, macha ręką na znak rezygnacji i odchodzi.

***
Jaki morał z naszej sondy płynie? Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24