Na wschodnim wybrzeżu Ameryki Północnej był już kilka dni przed rozpoczęciem mistrzostw globu. Nad Zatoką Świętego Wawrzyńca sięgnął po Puchar Świata i czekał na najważniejsze starty. Było nerwowo.
- Najpierw czekałem w stresie na rower, bo na lotnisku pojawiły się jakieś dziwne problemy z transportem. Do tego doszły lekkie kłopoty żołądkowe. Kilka dni po przylocie nie czułem się komfortowo, za to czułem presję i duże oczekiwania - nie kryje rzeszowianin.
Jako dwukrotny mistrz igrzysk w Londynie, Wilk spodziewał się w Kanadzie silnej konkurencji ze strony rywali. Rok temu wjechał do światowej czołówki kolarzy ręcznych z dużą prędkością.
- Wiedziałem, że przeciwnicy ostro trenują i łatwo nie będzie. Dlatego starałem się skupić tylko na sobie. Przygotowanie, trening, koncentracja.
Syrop daje siły
Dwa dni przed pierwszym startem w Baie-Comeau reprezentacja handbike'owców dostaje zaproszenie na kolację. Od sióstr zakonnych.
- Było bardzo sympatycznie. Siostry poczęstowały nas naleśnikami polanymi syropem z liścia klonowego. To kanadyjska specjalność, która miała dodać sił naszym kolarzom - opowiada po biesiadzie trener polskiej reprezentacji Tomasz Bartosik.
Zakonne menu wychwala też faworyt do złota. - Kolacja była smaczna, a syrop okazał się przebojem wieczoru. Na starcie powinno być więc nieźle - puszcza oko lider biało-czerwonej reprezentacji.
Koledzy z kadry wymieniają Rafała jako głównego kandydata do złota. - W jeździe na czas nikt go nie pokona. To pewne. Pytanie na ile rywale sprężą się w wyścigu ze startu wspólnego - prognozuje Zbigniew Wandachowicz, kolega Wilka z reprezentacji.
Pologne, Pologne
Dzień przed zawodami jest oficjalny trening oraz ceremonia otwarcia mistrzostw. Ulicami 25-tysięcznego Baie-Comeau w kolorowym korowodzie maszerują wszystkie reprezentacje.
- Pologne, Pologne, brawooo - krzyczą siostry zakonne, budząc zdziwienie wśród innych mieszkańców malowniczego miasteczka. - Jeszcze tylko kolacja, sen i do roboty. Czuję, że jest power - przekonuje ambasador podkarpackiego sportu.
Srebro góralki
Dzień zawodów Wilk rozpoczyna od wspierania koleżanki. Renata Kałuża, jako jedyna w gronie pań, reprezentuje Polskę w jeździe indywidualnej na czas. Dopingowana przez polską ekipę, przywozi srebro.
- Uff, było bardzo ciężko. Ale radość po zdobyciu medalu przesłania ten ból, z którym musimy się zmagać na treningach. Teraz czas na fajerwerki ze strony Rafała. Wierzę, że będzie mistrzowsko - mówi góralka spod Zakopanego, która też ma swoją historię.
Czucie w nogach straciła podczas wspinaczki, bo koleżanka nie zawiązała guzka na linie.
Czapki z głów
- Nie ma co ukrywać, pokonywanie zakrętów i ułożenie ciała na prostej pozostało mi z żużla. Tylko metanolu nie czuć w powietrzu i rower ma hamulce oraz biegi - śmieje się w swoim stylu.
Wcześniej na metę wpada jego najgroźniejszy rywal, Vico Merklein. Obaj panowie znają się znakomicie, bo o czołowe lokaty rywalizują na każdych zawodach. W prowincji Quebec, podobnie jak w Londynie, szybszy jest rzeszowianin. Wyprzedza Niemca o pół minuty.
- Wooow, jeeeest, udało się - krzyczy zaraz za metą spocony, ale szczęśliwy Rafał. - Spełniło się moje marzenie. Mam medal mistrzostw świata. I to od razu złoty - promienieje na swoim rowerze.
- Czapki z głów przed Rafałem. To niesamowity facet. Ma w sobie tyle energii i zapału, że starczyło by dla kilku osób - gratuluje Polakowi reprezentant Niemiec.
Lampka i prestiż
Uroczysta dekoracja przynosi kolejne niezapomniane chwile. - Wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego na tak dalekiej ziemi jak ta kanadyjska to piękna sprawa. Tygodnie morderczego treningu zwracają się właśnie w takim momencie - przyznaje Wilk.
Wieczorne świętowanie sukcesu jest skromne. Jedna lampka wina i chwila wspomnień, bo za 35 godzin kolejny, ważny start. I bardziej prestiżowy.
Podkarpackie drogi na medal
O mistrzostwo w wyścigu ze startu wspólnego ma być dużo trudniej. - Tu nie dość, że trzeba się zmagać ze swoimi słabościami, to jeszcze przede wszystkim z rywalami.
Czasem są jakieś wypadki, zajeżdżanie drogi czy inne nieprzewidziane okoliczności - analizuje rzeszowski kolarz tuż przed startem. I faktycznie.
Już pierwsza część 70-kilometrowej trasy przynosi wypadek reprezentanta Kanady. Rafał odjeżdża do przodu z dwoma kolegami, a w połowie dystansu ściga się już tylko z Niemcem Merkleinem.
- Na przedostatnim okrążeniu, jadąc pod górkę, musiałem zaatakować. I powiodło się. Na mecie miałem bezpieczną przewagę nad Vico - komentuje już po wyścigu.
Wilk wjeżdża na metę sam, bez zbędnego oglądania się na rywala.
- Znów okazało się, że podkarpackie drogi znakomicie nadają się do treningu. Górki, fałdy, hopki - wszystko podobne do tych kanadyjskich. Niektóre krajobrazy francuskiej prowincji przypominały mi Alaskę. Na przykład łosie i szopy leżące na poboczach dróg robiły duże wrażenie - opowiada.
Wieloryby na koniec
Podbijanie Kanady przez Wilka kończy się wizytą na środku Zatoki Świętego Wawrzyńca. W drodze na lotnisko w Quebec polska ekipa wstępuje obejrzeć wieloryby.
- Fantastyczne przeżycie. To były chyba największe gatunki. Oglądaliśmy je z bliska, a to rzadka przyjemność - Rafał dzieli się wrażeniami. - Jak mi się będzie kojarzyć Kanada? Znakomicie! Przecież tu zdobyłem wszystko, co mogłem - przyznaje. - Znów mam bodziec do dalszej pracy i kolejnych startów. Teraz trzeba będzie bronić tego, co się zdobyło. No i myśleć o igrzyskach w Rio za trzy lata.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Opozda podjęła decyzję w sprawie Vincenta. Królikowski nie ma tu nic do gadania
- Ostrzegamy: Daniel Martyniuk znowu "śpiewa". Ekspertka wysyła go na oddział
- Dawno niewidziana Szostak na imprezie. Bardzo się zmieniła [ZDJĘCIA]
- Roksana Węgiel i Kevin Mglej wezmą nowy ślub! Sensacyjne szczegóły tylko u nas