Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Winiecki: W końcu Zachód dogonimy

Rozmawiała Alina Bosak [email protected]
Jan Winiecki: W końcu Zachód dogonimy
Jan Winiecki: W końcu Zachód dogonimy Bartosz Frydrych
O gospodarczych prognozach dla Polski i dlaczego socjal nie może być zbyt wygórowany w rozmowie z prof. nadzw. dr. hab. JANEM WINIECKIM, ekonomistą, członkiem Rady Polityki Pieniężnej, wykładowcą WSIiZ.

- Przebudowujemy polską gospodarkę już 25 lat. Jedni mówią o zmianach w superlatywach, inni patrzą na nie krytycznie. Pana zdaniem te ćwierć wieku to nasz sukces czy porażka?

- Co jakiś czas pojawia się fala zwątpienia i krytyki. Teraz także podobną obserwujemy, ale jest ona zupełnie nieuzasadniona. Świadczą o tym statystyki. Popatrzmy chociażby na wydajność pracy - 25 lat temu wynosiła ona nieco mniej niż jedną czwartą poziomu niemieckiego. Teraz jest to prawie 60 proc. Odrobiliśmy połowę drogi. Przed nami kolejne 20-25 lat, w czasie których mamy szanse dojść do poziomu, jaki Niemcy prezentują dzisiaj, a być może nawet do tego, jaki będą prezentować wówczas. Patrząc z tej perspektywy, odnieśliśmy ogromny sukces. Mało tego, 25 lat temu nasz PKB na mieszkańca był taki, jak Ukrainy, dzisiaj jest trzy razy wyższy. Przegoniliśmy też np. nieco od nas bogatsze Węgry. Inne wskaźniki (np. poziom konsumpcji) też mówią o naszym sukcesie. Pod względem pozytywnych zmian jesteśmy w czołówce krajów uważanych za liderów transformacji.

- Wciąż jednak zżymamy się, jak daleko nam do Zachodu.

- Spójrzmy na naszą pozycję międzynarodową. Narzeka się, że nie mamy nowoczesnych gałęzi przemysłu. Ale pamiętajmy, od czego zaczynaliśmy. Co eksportowała Polska za czasów komunizmu i parę lat później? Węgiel, siarkę, proste półfabrykaty stalowe, itp. W tej chwili są to samochody, autobusy, płaskie telewizory i podobne. Jesteśmy o klasę wyżej, jeżeli chodzi o poziom zaawansowania tego, co sprzedajemy za granicą. Nasz udział w handlu międzynarodowym wzrósł ponad dwukrotnie. Szczerze mówiąc, nie widzę wielu rzeczy, które nam się w ciągu tych ostatnich 25 lat n i e udały...

- Co można było zrobić lepiej?

- Owszem, jak w każdym kraju, tak i u nas popełniono błędy. Jednak nie takie, o jakich mówi współczesna propaganda, że za mało uwagi zwracaliśmy na sprawy socjalne. Wręcz odwrotnie. Jednym z nieudanych i bardzo kosztownych kroków był pomysł Jacka Kuronia, aby zastąpić bezrobocie wcześniejszym przechodzeniem na emeryturę. To było dla finansów publicznych katastrofalne posunięcie, ponieważ „na bezrobociu” ktoś byłby pół roku, rok czy nawet (z przeszkoleniem) dwa lata, ale potem wróciłby na rynek pracy. Natomiast przechodząc na emeryturę czy rentę inwalidzką pozostawał ciężarem dla finansów publicznych do końca, przez 20-30 lat. Taki ciężar „socjalu” musiała ta przekształcająca się gospodarka nieść na swoich plecach. Jeśli robiliśmy jakieś błędy, to wynikały one najczęściej z nadmiaru troski o konsekwencje społeczne.

- Wielu Polaków oburzyłoby się na takie stwierdzenie. Prof. Leszek Balcerowicz, który jest twarzą trudnych, gospodarczych reform, powiedział, że jego syn musiał w szkole odbyć niejedną bójkę z powodu złej sławy ojca.

- Ludzie wciąż opowiadają na temat tamtych reform banialuki. Kiedyś pewien stary lekarz w sanatorium, człowiek wykształcony, oświadczył mi, że Balcerowicz powinien dostać dożywocie za to, co zrobił z gospodarką, i że niskie zarobki lekarzy to jego wina. Przypomniałem mu, że niskie płace lekarzy zostały wyniesione z komunizmu, w którym ludzie wykształceni musieli płacić haracz na rzecz pegeerów i całej tej niewydolnej gospodarki.

- Dla ekonomistów zasługi prof. Balcerowicza są niepodważalne?

- Dla poważnych ekonomistów, oczywiście. To, co zostało przyjęte w czasie tzw. Okrągłego Stołu, w sferze gospodarki było bzdurą - próbą zastąpienia jednej formy nieefektywnego kolektywizmu, inną, bezsensowną formą - samorządów fabrycznych. Po paru miesiącach, kiedy się uformował pierwszy rząd, dla parlamentarnej reprezentacji Solidarności przygotowany został program, który w znacznej mierze bazował na tzw. raporcie Beksiaka (w jego zespole ja również odegrałem jakąś rolę). Mówił on, że trzeba wrócić do kapitalistycznej, rynkowej gospodarki. Na taki też krok zdecydowała się równolegle ekipa wicepremiera Balcerowicza. To jest jego zasługa.

- Roman Kluska powiedział, że współczuje młodym, którzy dziś otwierają firmy. Brodzą w gąszczach przepisów.

- 25 lat temu było łatwiej z dwóch powodów. Jeden to rzeczywiście taki, że przyjęto wówczas formułę Mieczysława Wilczka: „Co nie jest zabronione przez prawo, jest dozwolone w działalności gospodarczej”. To na początku rzeczywiście był silny bodziec. Po drugie, komunizm pozostawił po sobie tak ogromny deficyt dóbr i usług, że względnie łatwo było założyć biznes, produkować lub importować cokolwiek i osiągnąć sukces. Tego dziś nie ma. I jak na całym świecie jest duży procent firm, którym się nie udaje utrzymać ma rynku. W Stanach Zjednoczonych połowa biznesów znika po pięciu latach od ich założenia. To normalna sytuacja.

- Jednak coraz więcej publicystów współczuje młodymi ludziom, którzy wchodzą dziś na rynek pracy.

- Będę brutalny i powiem, że przechodzi przez Polskę i świat zachodni kolejna fala zidiocenia ekonomicznego. Mówi, że u nas jest zbyt niski „socjal”. Jak człowiek wie coś o gospodarce, to także i to, że poziom wydatków publicznych zależy od poziomu zamożności, czyli poziomu produktu krajowego na mieszkańca. Kiedy spojrzeć na statystyki i wykresy, pokazujące relację tegoż poziomu do wydatków publicznych, widać, że Polska ma zbyt w y s o k i udział wydatków publicznych.

- Będzie lepszy „socjal”, jeśli staniemy się bogatsi? Kiedy poziom życia w Polsce dorówna zachodnim gospodarkom?

- Świat się zmienia, a stara, bogata Europa rośnie coraz wolniej. To stwarza pułap także dla naszego wzrostu, ponieważ na jej rynki idzie trzy czwarte naszego eksportu. Jednak, jeśli sami nie popsujemy sobie gospodarki, m.in. nadmiarem wydatków socjalnych i różnych regulacji, to może być tak, że oni będą rosnąć w tempie 1 procenta, a my 3-3,5 proc. (ta różnica może się pogłębiać, bo według mnie świat zachodni wejdzie w przyszłej dekadzie w okres stagnacji i zerowego wzrostu gospodarczego). W takim wypadku, gdyby nam udało sie utrzymać ów wzrost 3-3,5 proc. rocznie, to zrównanie poziomów życia jest możliwe nawet za 10-15 lat.

- Pan jest optymistą?

- Umiarkowanym, w stylu amerykańskiego biznesmena i polityka George’a Shultza, który zwykł mawiać, że jeśli sytuacja zrobi się dostatecznie niedobra, to ludzie podejmą nawet najbardziej oczywiste i sensowne kroki. My też…

Jan Winiecki, ekonomista, w latach 1985-89 doradca ekonomiczny Solidarności; wykładowca m.in. KUL, Uniwersytetu Aalborg (Dania), Uniwersytetu Europejskiego Viadrina we Frankfurcie (n. Odrą), z rzeszowską Wyższą Szkołą Informatyki i Zarządzania związany od 2002 r.; współzałożyciel i prezes fundacji Centrum im. A. Smitha; członek Rady Nadzorczej EBOR; współzałożyciel i prezes Towarzystwa Ekonomistów Polskich. Od 2010 r. członek Rady Polityki Pieniężnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24