Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Szeremeta, „Kozak” z Dynowa wierzył, że wróci…

Szymon Jakubowski
W piątek na komunikatorze internetowym mówił bratu, że wychodzi właśnie na nocną misję. Zginął z niedzieli na poniedziałek, nawet dokładnie nie wiadomo, w którym rejonie wschodniej Ukrainy.
Janusz Szeremeta z Dynowa i jego kolega Krzysztof Tyfel z Częstochowy zginęli w nocy z niedzieli na poniedziałek (4/5 grudnia). Tyle wiemy na pewno. Oficjalnego komunikatu nie ma i zapewne nie będzie. Pojawiają się różne domysły i czasami sprzeczne informacje. Nie wiemy nawet, gdzie dokładnie doszło do tragedii. Z niektórych medialnych przekazów wynika, że obaj zginęli w walkach w okolicach Bachmutu, 70-tysięcznego miasta położonego w obwodzie donieckim. Ale nie jest to pewne, bo z kolei z informacji bliskich Janusza wynika, że mogli zginąć w obwodzie ługańskim.

Rzucił magazynek koledze


Jako pierwszy informację o śmierci Janusza i Rafała przekazał reporter wojenny Polsatu News Mateusz Lachowski, który kilka miesięcy temu przeprowadził z dynowianinem dłuższy wywiad. Według reportera „Superwizjera” Michała Przedlackiego, Janusz został śmiertelnie ranny odpierając natarcie wroga. W ostatniej chwili miał rzucić magazynek koledze, któremu skończyła się amunicja.

Mieszkający obecnie w Holandii Waldek, młodszy brat, o śmierci Janusza dowiedział się w poniedziałek po południu. Kończył właśnie pracę. Musiał powstrzymać emocje. Był bowiem jedną z ostatnich osób, może ostatnią poza towarzyszami walki, która rozmawiała z Januszem.

- Wiedziałem, że muszę bezpiecznie wrócić do domu autostradą. Dusiłem w sobie myśli i emocje. Wybuchły one z pełną mocą, gdy zaparkowałem. I dalej nie mogę się otrząsnąć - mówi brat poległego. Mimo rodzinnej tragedii, chętnie godzi się na rozmowę i wspomnienia, bo - jak twierdzi - „Januszowi należy się pamięć”.

Człowiek wielu pasji


Janusz urodził się w Dynowie, tu spędził dzieciństwo, chodził do szkoły podstawowej i zawodowej. Jakiś czas później rodzina przeniosła się do Szklar w sąsiedniej gminie Hyżne. Był drugim z pięciorga rodzeństwa. Miał starszego brata Marcina i młodszych: Anię, Waldka i Adama.

Znajomi Janusza, z którymi rozmawialiśmy, wspominają, że był on człowiekiem, którego wręcz roznosiła energia. Miał wiele pasji i zainteresowań. W młodości nosił ksywę „Meta”, po latach częściej nazywano go „Kozakiem”. Nie miał co prawda przygotowania wojskowego, ale bardzo dbał o kondycję fizyczną. Trenował sztuki walki, w Anglii na amatorskich zawodach ju-jitsu zdobył srebrny medal, myślał o walkach w ramach którejś z federacji MMA. Pływał, „morsował”. Kilka lat temu samotnie przeszedł całą Wielką Brytanię, gdzie długi czas mieszkał i pracował. Pieszo, z południa na północ. Uwielbiał podróżować. Próbował sił na planie filmowym, w Anglii ukończył dwuletnią szkołę aktorską.
Janusz Szeremeta, „Kozak” z Dynowa wierzył, że wróci…
archiwum rodzinne

W 2014 roku przyjechał na Zaporoże, wciągnął się w społeczność ludzi kultywujących tradycje Kozaków - stepowych wojowników. Żył wśród nich, przyjął kozackie obyczaje, ćwiczył jazdę konną, strzelanie z łuku, posługiwanie się różnymi rodzajami broni. Jakieś dwa lata temu dziennikarze anglojęzycznego tygodnika i portalu „Kyiv Post” nakręcili o nim krótki filmik.

- Jestem Kozakiem, to odmieniło moje życie. Kocham wolność, tu na Zaporożu narodziłem się na nowo - mówił przed kamerą. Marzył, by propagować kozackie idee i tradycje gdzie się da. Miał plany, by konno ruszyć w świat i opowiadać o ludziach z ukraińskich stepów. W 2021 roku wziął udział w realizowanym w dynowskim ośrodku kultury projekcie „Ludzie z pasją”, gdzie opowiadał o Kozaczyźnie. Wtedy nawiązał ścisłą współpracę ze swym krajanem Jakubem Piskorkiem, twórcą internetowym i fotografem.

WIDEO:




Na froncie


24 lutego br., kiedy tlący się od ośmiu lat konflikt za sprawą agresji Rosji na Ukrainę przerodził się w otwartą wojnę na pełną skalę, Janusz nie miał wątpliwości, co ma robić. Najpierw zadbał o sprowadzenie z Ukrainy swej siedmioletniej córki i jej matki. Gdy bezpiecznie dotarły do Polski, uznał, że musi tam jechać sam. 7 marca ruszył w kierunku Medyki, by wstąpić do Legionu Międzynarodowego.

- Tuż przed wyjazdem nagraliśmy rozmowę. Stworzyliśmy fanpage na Facebooku i Instagramie „Janusztokozak”, by na bieżąco informować szerszą społeczność o tym, co dzieje na Ukrainie - opowiada Jakub Piskorek. W kolejnym miesiącach Jakub koordynował z Polski zbiórkę pieniędzy na zakup wyposażenia dla ochotników.

Czy Janusz brał pod uwagę, że może zginąć? Waldemar zapewnia, że brat zdawał sobie sprawę z ryzyka, był bowiem człowiekiem twardo stąpającym po ziemi, a jego decyzja była przemyślana.

- Nie ma co ukrywać: nie byliśmy zadowoleni z wyjazdu Janusza. Baliśmy się o niego, ale uszanowaliśmy jego decyzję. Mówił, że tak trzeba. Że to również nasza wojna - wspomina Waldemar, który przez cały okres pobytu brata na Ukrainie utrzymywał z nim ścisły kontakt, stale pisali do siebie na komunikatorze internetowym. Ostatni raz kilkadziesiąt godzin przed śmiercią „Kozaka”.
Janusz Szeremeta, „Kozak” z Dynowa wierzył, że wróci…
archiwum rodzinne

Dowodził plutonem ochotników


Janusz z bezpośrednim zagrożeniem życia zetknął się jeszcze w marcu, w czasie szkolenia w obozie ochotników w Jaworowie, na który Rosjanie zorganizowali zmasowany nalot. Znajomym opisał z pewną dozą czarnego humoru, jak musieli kryć się przed „ruskimi rakietami”. Prawdopodobnie chodziło tu o rosyjski atak 13 marca. Rosjanie podawali informację o 180 „zabitych zagranicznych najemnikach”, strona ukraińska zaprzeczała takim doniesieniom.

Ze względów bezpieczeństwa w czasie rozmowy internetowej czy telefonicznej trzeba było zachowywać powściągliwość. Wiadomo, że rosyjskie służby starają się śledzić rozmowy ukraińskich żołnierzy. Każda informacja może mieć znaczenie militarne. Stąd też nie wiemy dokładnie, w jakich rejonach Ukrainy Janusz walczył. Dowodził plutonem ochotników. Jego skład stale się zmieniał. Byli tu Polacy, Japończycy, Kanadyjczycy, niemal cały świat. Niektórzy ginęli, inni odchodzili sami z różnych powodów. Ze skąpych relacji dotyczących udziału Janusza Szeremety w walkach wynika, że wielokrotnie wykazywał się niepospolitą odwagą. Kilkakrotnie wynosił rannych spod huraganowego ostrzału wroga. Za jeden z takich wyczynów otrzymał w czerwcu medal „Za wojskową służbę Ukrainie”. Cieszył się dużym szacunkiem nie tylko wśród podległych mu żołnierzy. Nieraz zdarzało się, że nowi ochotnicy przybywając na front prosili dowódców, by „przydzielić ich do Polaka”.

„Janusz bohater”


W mediach społecznościowych znajomi i przyjaciele żegnają dynowianina wzruszającymi słowami i wspomnieniami.

„Janusz bohater - tak mam zapisany twój numer. Wysyłaliśmy sobie wiadomości głosowe, bo szkoda nam było czasu na pisanie. Słuchałam dziś wszystkich. W ostatniej mówisz - Ola walimy do przodu, czuję, że zwyciężymy!!! Byłeś takim pozytywnym człowiekiem. Kiedy pytałam co Ci potrzebne, chciałeś tylko słoik polskiego miodu i polską flagę. Zawsze prawy i uczciwy. Prawdziwy wojownik. Oddałeś swoim braciom z Legionu Międzynarodowego serce, kochałeś ich. Kochałeś Ukrainę! Na zawsze pozostaniesz w naszej pamięci. To zaszczyt, że mogłam Cię poznać” - napisała na Facebooku Aleksandra.

„<>. Januszku (pewnie byś mnie znowu za to wytargał za uszy), słucham tej wiadomości sprzed kilku dni od wczoraj wiele razy, bo nie wierzę, że Ciebie już nie ma” - tak żegnała się na FB z Januszem Szeremetą reporterka wojenna „Wprost” Karolina Baca-Pogorzelska, przez ostatnie miesiące utrzymująca stały kontakt z ochotnikiem z Polski.

WIDEO:




Planował przyjazd na Boże Narodzenie


- Janusz Szeremeta był człowiekiem w Dynowie powszechnie znanym i szanowanym. Był bardzo aktywny, otwarty. Chciał pomagać innym. Dla naszej lokalnej społeczności jego śmierć to ogromna tragedia. Zginął jeden z nas, człowiek odważny i nietuzinkowy - mówi Zygmunt Frańczak, burmistrz Dynowa.

- Mówił, że człowiek bez pasji po śmierci umiera, a człowiek z pasją po śmierci zawsze żyje w sercach innych. I tak jest w tym przypadku. On na pewno na zawsze pozostanie w naszych myślach i sercach - dodaje Daniel, przyjaciel Janusza z młodzieńczych lat.

Janusz Szeremeta osierocił czwórkę dzieci: trzech synów mieszkających obecnie w Anglii i urodzoną na Ukrainie córkę. Po dziewięciu miesiącach spędzonych na froncie planował przyjazd do domu na święta Bożego Narodzenia. Ponoć dowództwo już się na to zgodziło…
Janusz Szeremeta, „Kozak” z Dynowa wierzył, że wróci…
archiwum rodzinne
od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24