Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Wiśniewski: wszystko zaczęło się od "Samotności w Sieci"

kmularz
Krystyna Baranowska
Z Januszem L. Wiśniewskim, naukowcem i pisarzem, rozmawia Agnieszka I. Skowron.

Janusz L. Wiśniewski - naukowiec, pisarz, felietonista urodzony w Toruniu, mieszkający we Frankfurcie nad Menem. Twórca takich powieści i zbiorów opowiadań jak m.in. "Samotność w sieci", "Los powtórzony", "Molekuły emocji", "Bikini", "Łóżko", "Na fejsie z moim synem", i innych.

W Rzeszowie podczas spotkania z czytelnikami promował swoją najnowszą książkę, napisaną z Rosjanką Iradą Wownenko - "Miłość oraz inne dysonanse" (wydaną w Polsce przez wydawnictwo ZNAK)

- Jak to się stało, że naukowiec dziedzin ścisłych w wolnych chwilach staje się pisarzem?

- Wszystko zaczęło się od "Samotności w Sieci", co miało być w moim życiu jednorazowym romansem z literaturą. Romansem, który się przydarzył w moim małżeństwie z nauką. Właściwie nie potrzebowałem pisania książek, bo sobie doskonale radziłem jako naukowiec. Wiele kwestii zawodowych w życiu powiodło mi się, zatem byłem spełniony pod tym kątem.

Jednak w którymś momencie pomyślałem, że ciągle piszę tylko o tym, co wiem, że się mądrzę w artykułach naukowych. A nigdy nie pisałem o tym, co czuję. I pierwsza powieść powstała z takiego pragnienia właśnie. Później dopiero zrozumiałem, że pisanie książek jest mi potrzebne, bo moje życie jest wbrew pozorom bardzo samotne. Czasami po dziesięć godzin siedzę przed komputerem, przez co czuję się emocjonalnie zubożony. A pisząc powieści, niezwykle dużo się uczę, żyję losami moich bohaterów. Jednak, co zawsze podkreślam, nauka jest dla mnie ważniejsza niż pisanie książek.

- Pod kątem naukowym Rzeszów nie jest panu obcy...

- Bywałem na Politechnice Rzeszowskiej. Bardzo miło wspominam profesora Zdzisława Hippe. To jeden z najważniejszych ludzi, którzy zajęli się chemio-informatyką w Polsce. Pamiętam jak recenzował pracę mojego doktoranta i przy okazji bezpośredniego spotkania w 2004 r., kiedy to "Samotność w Sieci" stała się bardzo popularna, podszedł do mnie i powiedział, że myślał że jestem poważnym człowiekiem, a tu okazało się że piszę powieści. Ale później przy wieczornym spotkaniu przyznał, że mi tego trochę zazdrości. W Rzeszowie też mieszka jeden z moich najlepszych przyjaciół ze szkoły - z Technikum Rybołówstwa Morskiego. Dlatego bywam tutaj z przyjemnością.

- Podjął się pan pewnego eksperymentu literackiego, pisząc najnowszą powieść z Rosjanką.

- Historia "Miłości oraz innych dysonansów" jest dość prosta. Ze względu na popularność innych moich książek w Rosji, w 2009 r. pojechałem do Sankt Petersburga na spotkanie autorskie. Podeszła tam do mnie kobieta - właśnie Irada Wownenko, której dotychczas nie spotkałem. Po prostu zapytała, czy napiszę z nią książkę. Byłem już po dwóch książkach napisanych z Małgorzatą Domagalik - stąd wiedziałem, że pisanie we dwójkę nie jest proste. Jest to dzielenie się intymnością pisania. A podzielenie się nią to zgoda na wiele różnorakich kompromisów. Irada ujęła mnie swoją wiedzą z zakresu kulturoznawstwa, na koncie miała książki dla dzieci. Czułem, że będę mógł z niej wydobyć wiedzę o kulturze, sztuce, muzyce rosyjskiej. Ponadto tliło się we mnie pragnienie napisania o Rosji i Rosjanach. Jednakże ciągle wydawało mi się, iż za mało o niej wiem. I nagle los zsyła mi kogoś, kto mógłby w tym mi pomoc.

- Pisaliście wspólnie, na odległość? Jak wyglądał proces powstawania tej powieści?

- Mieszkam we Franfurcie nad Menem, Irada w Sankt Petersburgu. Ze względu na jej współpracę z muzeum w Berlinie bardzo często bywała w nim - a wtedy ja tylko dojeżdżałem na spotkania. Dwa razy zamykaliśmy się w hotelu i dyskutowaliśmy o książce, a dwa razy byłem w Sankt Petersburgu. Omawialiśmy wątki, które chcemy poruszyć, omawialiśmy rysy charakterów bohaterów. Bohaterowie spotykają się dopiero na 300 stronie, w związku z tym prowadziliśmy równolegle i zarazem osobno ich życia do tego momentu. Trudne to było, ale zawsze pozostawał nam skype, telefony, e-maile. Pewnym utrudnieniem była obecność tłumacza. Projekt był trudny, ale nikt w Polsce współczesnej tego nie zrobił. Dojrzałem do tego momentu, żeby coś w Rosji napisać, opowiedzieć z Rosjanką. Pomysł na książkę powstał w głowie Rosjanki, a przy rozmowach był dostępny rosyjski wydawca. Prawa do tej książki na cały świat nabyło rosyjskie wydawnictwo.

- Można powiedzieć, że "Miłość oraz inne dysonanse" obala stereotypy Polaków i Rosjan we wzajemnym postrzeganiu siebie?

- Irada za mało zna Polskę, żeby tępić stereotypy. Ja za to w Rosji bywam często. Zauważam, że Polacy są bardzo miło postrzegani. Jesteśmy nawet w pewnym sensie tam podziwiani, stanowimy dla nich pierwszy przyczółek Zachodu. Poza tym jesteśmy do nich bardzo podobni. Mamy ten sam poziom smutku, który oni uwielbiają. Rosjanie interesują się rzeczami mistycznymi, wzniosłymi, organizują rewolucje, z którymi nie wiedzą co zrobić. W moich książkach polityki praktycznie nie ma. W tej jednak trochę się znalazło ze względu na to, że podczas pisania książki z Iradą wydarzyła się ta nieprawdopodobna tragedia w Smoleńsku. Wydawało nam się, że jeżeli Polak rozmawia z Rosjanką - pominięcie tego tematu byłoby czymś sztucznym, oszukańczym, nieprawdziwym. W związku z tym pokazaliśmy jak na tę tragedię reagowała ulica w Moskwie, a jak w Krakowie. Muszę zaznaczyć, że po tej katastrofie dostałem ogromną ilość e-maili od Rosjan z wyrazami współczucia. Informowano mnie np., że w Moskwie skończyły się biało-czerwone goździki. To było prawdziwie ludzkie, nie polityczne.

- W Rosji rozpoznawany jest pan natychmiastowo, także i w Polsce pana książki cieszą się popularnością. A jak to wygląda w Niemczech, gdzie pan mieszka?

- W Niemczech nie wydałem żadnej książki, bo bardzo się staram, żeby być tam postrzeganym jako naukowiec i autor programów komputerowych, a nie autor bestsellerów. Przez wiele lat moi koledzy z korporacji, dla której pracuję, nie wiedzieli nawet, że piszę książki. Teraz dopiero staram się, aby w Niemczech ukazała się moja powieść "Bikini" - czyli historia miłości, która wydarzyła się podczas II wojny światowej. Jest to spojrzenie na cierpienie Niemców. Pisanie o tzw. dobrych Niemcach przez Niemca jest mniej wiarygodne niż pisanie o dobrych Niemcach przez Polaka, który tam od ponad dwudziestu pięciu lat mieszka. Pewne wątki w tej powieści mają osobisty charakter, bo mam specyficzną biografię. Mój ojciec był więźniem obozu koncentracyjnego. Z kolei matka była Niemką urodzoną w Berlinie. Chciałem tutaj pokazać, że nie ma jakiejś zbiorowej odpowiedzialności. Ludzie odpowiedzialni za tragedię, za zło mają swoje nazwiska i imiona.

- Jakiej następnej powieści możemy się spodziewać?

- Teraz pracuję nad współczesną powieścią o roboczym tytule - "Hotel". W swoim życiu bardzo dużo podróżowałem, głównie jako naukowiec. Mieszkałem w ponad 2,5 tys. hoteli. Właściwie ciągle mieszkam w jakimś hotelu. A w nich odbywa się mnóstwo bardzo interesujących rzeczy. Ludzie w hotelach są inni niż w domach. O tym postanowiłem właśnie napisać. Chcę zebrać intrygujących ludzi w pewnym znanym hotelu, który sam posiada niezwykłą historię i specyficzny klimat. Wejść do pokoi, w których mieszkają, wkraść się do ich biografii i opowiedzieć o dwóch dniach ich życia, konfrontując to z pewnym niebywałym wydarzeniem. Więcej zdradzać nie chcę...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24