Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Lubas: Jak świat dokuczy, gotuję i patrzę na mój Rzeszów

Alina Bosak
Kuchnia to jego królestwo. Można usiąść na stołku między szafkami, oprzeć łokcie na blacie i porozmyślać. Albo złapać mikser i wyczarować pyszny keks.
Kuchnia to jego królestwo. Można usiąść na stołku między szafkami, oprzeć łokcie na blacie i porozmyślać. Albo złapać mikser i wyczarować pyszny keks. Bartosz Frydrych
Naciskam guzik windy i już jadę na 10. piętro wieżowca z wielkiej płyty, by spotkać Jerzego Maksymiuka. - Vel Maksymiuka. Vel - podkreśla dwa razy Jerzy Lubas, otwierając z uśmiechem drzwi.

Jerzy Lubas

Jerzy Lubas

Człowiek teatru, od ponad 40 lat związany z Teatrem im. Wandy Siemaszkowej. Wziął udział w produkcji ponad 300 spektakli, w niektórych występował ( "Jan Maciej Karol Wścieklica", "Sługa dwóch panów", "Pan Tadeusz"). Grał w reklamach telewizyjnych i filmach: "Znaki szczególne", "Popielec", "Alfa i Omega". Film dokumentalny pt. "W cieniu Chucka Norrisa" z jego udziałem pokazany zostanie 9 października na Multimedia Happy End Festiwal w Rzeszowie. Otrzymał odznaki: Zasłużony Działacz Kultury i Zasłużony dla Kultury Polskiej. Trzykrotny zdobywca tytułu Sobowtór Roku w ogólnopolskim konkursie.

Zza właścicielem podąża z sapaniem wielki amstaf. Rasa niby groźna, ale Iron wyraźnie nadstawia łeb do głaskania.

- To bardziej pies żony niż mój, ja kiedyś miałem pudla - zastrzega Jerzy Lubas, sobowtór słynnego dyrygenta, i zdradza, że Iron (tak bowiem wabi się owo stworzenie) uwielbia o 6 rano siadać w oknie i obserwować miasto. A widoki ma rozległe, stąd widać i zamek, i kawał Wisłoka, i nawet Galerię Rzeszów. - Mieszkam na Nowym Mieście od ponad 30 lat - opowiada gospodarz. - Świetne miejsce, wszędzie blisko. Chociaż za młodu też nie miałem daleko, bo na świat przyszedłem na ul. Lenartowicza. W kamienicy, w której oprócz mojej rodziny mieszkały trzy inne. Mam tam teraz magazyn pamiątek, bo przez lata pracy w teatrze i kariery sobowtóra uzbierało się ich niemało. Rzeszów to moje miasto. Jak śpiewała Marina Milov, "Tu jest mój dom, to jest moje miejsce, raz dobrze, raz źle, lecz wciąż kocham je..." Kawy?

- Poproszę.

Czarne krople kapią do filiżanki ze spienionym mlekiem.

- U świętej pamięci profesora Chłopeckiego to dopiero była pyszna kawa - wspomina Jerzy.

Człowiek - orkiestra

Jego profesję trudno określić jednym słowem. Bo, owszem, pracuje w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej jako kierownik działu technicznego i obsługi sceny, ale przecież i w spektaklach zdarzało mu się tam występować. Żywiołowy charakter, zupełny brak tremy i wyrazista fizjonomia kuszą reżyserów nie tylko teatralnych.

Jerzy Lubas gra więc w reklamach i filmach, zapraszany jest do programów telewizyjnych. Zdarzyło mu się nawet wyjść zamiast Jerzego Maksymiuka do orkiestry i dyrygować wykonaniem finału siódmej symfonii Beethovena.

- I nawet moja mama nie wiedziała, kto jest kto - śmieje się artysta, który trzykrotnie wygrywał konkurs na sobowtóra roku. Jak to rzekł Maksymiuk w książce Ewy Piaseckiej: "Mój sobowtór jest bardziej do mnie podobny niż ja sam. Włosy á la Maksymiuk, szaliki á la Maksymiuk... Esencja Maksymiuka".

Próbkę możliwości Jerzego Lubasa można teraz zobaczyć w Telewizji Rzeszów, ale i na YouTube, w teledysku do piosenki Alka Berkowicza pt. "Korki". Stoi na środku ulicy zapchanej samochodami i dyryguje batutą.

- Zaczęliśmy kręcić ten teledysk na chodniku. Ale wiedziałem, że ujęcia będą najlepsze, jak wkroczę między auta. Przez 12 lat pracowałem dla TVN-u, a wcześniej dla Telewizji Wisła. Kręciło się informacje z regionu, kasetę wsadzało wieczorem do pociągu i na drugi dzień news był w telewizji. Doświadczenie operatora mam. Wkraczam więc na jezdnię między stojące w korku auta. Koledzy zbledli, ale kręcą. Żaden kierowca nawet nie zatrąbi, za to paru robi zdjęcia. Zjawia się i policja, ale na pouczeniu poprzestaje, bo przecież to wszystko trwa raptem parę minut i tak naprawdę żadnego zagrożenia nie ma.

Ujęcia wyszły znakomite. Filmik z występu na jezdni w internecie ma już ponad siedem tysięcy wejść. "Niech pan przyjedzie do Krakowa pokierować ruchem", pisze jedna dziewczyna, "zapraszamy do Sydney", namawia znajoma z Australii.

"Świetlik" Niemena

Siedzimy przy stole w dużym pokoju, gdzie na kanapie rozwalił się Iron, a pianino przytula się do stołu.

Jerzy Lubas mówi: - Lubię, kiedy coś się dzieje. Jestem, można rzec, naładowany dynamitem. Żona Anna nie miała ze mną lekko. W domu bywałem gościem, więc ciężar wychowania czwórki naszych dzieci ona na siebie wzięła. Trójka z nich już się usamodzielniła i mieszka z nami tylko najmłodsza córka - Karolina.

- Ta, dla której Jerzy Maksymiuk napisał kołysankę?

- To było, kiedy mnie odwiedził. Zdobyłem do niego numer faksu i napisałem, że ma sobowtóra. Tak zaczęła się przyjaźń, która trwa do dzisiaj. Karolina miała wtedy 3 latka. Usiadł przy pianinie, ale nie tym, które tu teraz stoi, tylko poprzednim. Wziął karton, narysował pięciolinię i zaczął wypełniać ją nutami. Jakieś natchnienie musiało spłynąć i na Karolinę, bo skończyła szkołę muzyczną. Teraz studiuje prawo.

Znajomy namawiał go, żeby rękopis kołysanki wystawił na Allegro, ale Jerzy Lubas nie lubi wyzbywać się pamiątek. Na stole kładzie stosik programów teatralnych. - Mam tego więcej, o tyle - mówi, zawieszając rękę półtora metra nad ziemią. - Z każdej premiery, a pracowałem przy ponad trzystu.

W każdym programie kilka słów skreślonych rękami reżyserów, aktorów. "Drogi Jurku. Bardzo serdecznie dziękujemy za spokojną i sumienną pracę. Na tle kierowników technicznych w RP jesteś jak brylant w przepięknej oprawie - Buśka Czosnowska". "Jurku! Znów przyjemnie i zawodowo się z Tobą współpracowało! Należysz do nielicznych Ludzi Teatru! Dzięki! Jan Szurmiej."

- Do teatru trafiłem w 1972 roku. Akurat trwały próby do "Ożenku" Gogola. No i tak się z tym miejscem ożeniłem. Chociaż pociągała mnie też praca w serwisie urządzeń elektrycznych, bo ja, szczerze mówiąc, po odgłosie silnika wiem, co dolega odkurzaczowi. Jako elektromechanik z zawodu zostałem na początek oświetleniowcem. Miałem już wcześniej doświadczenie ze sceną. Jeździłem jako "świetlik" z Czesławem Niemenem, robiłem sprzęt oświetleniowy dla Breakoutów. Praca w teatrze pochłania czasem większość dnia, dział, którym kieruję jest odpowiedzialny za dekoracje, kostiumy i obsługę spektakli. Wiele rzeczy powstaje w ostatniej chwili, ad hoc. Bywa stresująco. Ale ja nie lubię narzekać. Nie czekam na lepsze jutro. Po co ciągle biadolić? Trzeba brać to, co jest i się z tego cieszyć. Dlatego, jak wracam do domu zły, to pytam tylko moje dziewczyny: "Co wam dziś ugotować" i zamykam się w kuchni.

Kuchnia to jego królestwo

Może nie jest olbrzymia, ale to jego królestwo. Można usiąść na stołku między szafkami, oprzeć łokcie na blacie i porozmyślać. Albo złapać mikser i wyczarować pyszny keks. Może być też dwudaniowy obiad czy pasztet z królika.

- Lubię piec, gotować. Mam to po ojcu. Sprawiłem sobie nawet piekarnik z termoobiegiem, żeby mięso równiutko się opiekało. Teraz mam też warzywa i owoce z własnego ogrodu - i na dowód przynosi z kuchni czerwonego pomidora i kilka papryczek.

- Wokół działki posadziłem 140 tui, postawiłem tunel, wybudowałem altanę. Mam jarzyny, maliny, rabarbar, nawet chrzan i owoce goi. Rozmawiam z roślinami, chociaż żona się śmieje, że dziwak jestem. Kiedy zaniepokoi mnie kolor liści u gruszy, zrywam jeden i idę do sklepu ogrodniczego zapytać, co jej dolega. Czytam "Mój piękny ogród" i inne fachowe periodyki.

Co jeszcze lubię? Wstać o 5 rano, przeczytać w internecie najnowsze wiadomości, wiedzieć, co się dzieje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24