Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Stuhr w wielkim stylu wraca po chorobie. W Operze Krakowskiej premiera spektaklu "Cosi fan tutte"

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Jerzy Stuhr reżyseruje w Operze Krakowskiej już po raz trzeci
Jerzy Stuhr reżyseruje w Operze Krakowskiej już po raz trzeci Marek Korneluk
W piątek 12 marca w Operze Krakowskiej będzie miał premierę spektakl "Cosi fan tutte", który wyreżyserował Jerzy Stuhr. Rozmawialiśmy z krakowskim twórcą o jego inscenizacji słynnego dzieła Wolfganga Amadeusza Mozarta.

FLESZ - Niższy VAT dla gastronomii?

- "Cosi fan tutte" to już trzeci spektakl w pana reżyserii w Operze Krakowskiej. Co najbardziej spodobało się panu w tego typu realizacjach?
- Tym razem to najambitniejsza próba – bo miałem do czynienia z Mozartem. Ciągle jednak obracam się w kręgu włoskiego języka, bo się najlepiej czuję w tej kulturze. Również „Cosi fan tutti” odzwierciedla klimat Italii. W tej operze oprócz humoru, dowcipu i gagów, jest coś więcej. Bo w pewnym momencie konkluzja z tej całej zabawy jest dosyć gorzka: czy możemy zawsze do końca zaufać najbliższym nam osobom? I to mi się podoba, że pada taki cień.

- „Cosi fan tutte”, podobnie jak dwie pana poprzednie spektakle w Operze Krakowskiej, to opera buffa. Co pana pociąga w tym gatunku?
- Przede wszystkim nawias. Dzisiaj nie można tego świata postrzegać i odtwarzać jeden do jednego. Dla tych opowieści trzeba znaleźć jakiś cudzysłów. I te ramy opery buffa doskonale się do tego nadają. Widz i słuchacz ma wrażenie zabawy, która jednak czasem opowiada o ludzkich przywarach. Niby więc jest to smutne, ale nadal mamy wrażenie, że uczestniczymy w zabawie.

- Tomasz Tokarczyk, który jest kierownikiem muzycznym spektaklu, powiedział że „Cosi fan tutte” to „przede wszystkim wspaniały teatr”. To też było dla pana ważne?
- Oczywiście. Dzieło Mozarta prowokuje do wielkiej inscenizacji. I tak je wyreżyserowałem, że przekracza pewien próg absurdu, skręcając w stronę wręcz surrealizmu. Stąd też współczesny nawias, który nadaje spektaklowi eklektyczny posmak. Libretto i muzyka prowokują „Cosi fan tutte” do takiego kabaretowego ujęcia.

- Fabuła spektaklu osnuta jest wokół typowego dla antyku i renesansu motywu „próby” kobiecej cnoty. Taki temat był dla pana atrakcyjny?
- Tak. „Cosi fan tutte” opowiada generalnie o „próbie” zaufania, jakiej możemy poddać naszych bliskich. Pokazujemy to jako zabawną bufonadę, ale na koniec pojawia się gorzki posmak. Niby kochankowie się godzą, ale już zaufania takiego jak kiedyś, między nimi nie ma.

- Ta tematyka będzie ciekawa dla współczesnego widza?
- Oczywiście. Co chwilę ktoś się rozwodzi. Myślę więc, że współczesny widz będzie wiedział o co chodzi.

- Czyli „Cos fan tutti” to moralitet, niczym pana filmowe dzieła?
- Moralitet to za dużo powiedziane. Na końcu bohaterowie słyszą „pogódźcie się” i „bądźcie razem”. Nie ma już jednak w tym takiego entuzjazmu, jak niegdyś. W finale naszej inscenizacji słońce zapada i na aktorów pada cień. Czyli bajka – ale z morałem.

- Zaangażował pan do spektaklu cały zespół Opery Krakowskiej.
- Taka była prośba dyrekcji, żeby tym razem oprzeć inscenizację o cały zespół. Myślę, że z powodów ekonomicznych przede wszystkim. Przy obecnych obostrzeniach nie mogliśmy liczyć, że przyjedzie do nas jakaś gwiazda z zagranicy. Ja czekam już półtora roku na zabieg zaćmy u profesora z Petersburga – i nadal go nie ma (śmiech). Dlatego powiedziałem: „Stwórzmy to własnymi siłami”.

- Jak się panu pracowało z krakowskim zespołem?
- Ja ich znam bardzo dobrze. Choćby z innych inscenizacji. Oni też mnie znają, mój styl i sposób pracy. Ja jestem z rodziny aktorów, więc więcej im pokazuję, bo widzę, że oni to bardzo lubią. Ja nie zaśpiewam tak jak oni, ale mogę im pokazać pewną intencję. I oni bardzo sobie cenią takie konkretne wskazówki.

- Ze śpiewakami operowymi pracuje się tak samo jak z aktorami w teatrze czy na planie filmowym?
- Nie. Oni rządzą się innymi prawami. Trzeba ich dyskretnie prowadzić, by ich śpiew wyszedł na pierwszy plan. Reżyser musi więc być bardzo delikatny, nie może wymagać nic na siłę, jak w teatrze dramatycznym.

- Za co ceni pan muzykę Mozarta do tej opery?
- W porównaniu z poprzednimi moimi inscenizacjami w Operze Krakowskiej, to dzieło jest przesycone muzyką. We włoskich operach są tylko piękne pieśni i wspaniałe arie, a potem – dużo gadania. Tymczasem u Mozarta jest taka magma, że cały czas jest się w centrum muzyki. Te arie wychodzą ni stąd ni z owąd z samej akcji. To niesłychany kunszt.

- Na czym polega pana dobre porozumienie z Tomaszem Tokarczykiem, że pracujecie już po raz trzeci razem?
- Ja mu zawierzam całą stronę muzyczną spektaklu. Nic się w to nie wtrącam.

- Pana poprzednie inscenizacje w Operze Krakowskiej pokazały, że przykłada pan dużą wagę również do kostiumu i scenografii. Tak będzie i tym razem?
- Podobnie. W kwestii scenografii znów pracuję z Natalią Kitamikado. Zrobiliśmy razem „Szewców” w Łodzi czy „Cyrulika sewilskiego” w Krakowie. Ona ma rozmach, a ja właśnie lubię scenografów, którzy tak podchodzą do swej pracy.

- Pandemia nie utrudniła pracy nad spektaklem?
- Strasznie. Słyszałem nawet takie głosy: „A czy oni muszą tak bisko siebie stać? I się obściskiwać”. „No przecież się kochają!” – tłumaczyłem. Nie wiem czy Sanepid tu nie zaingeruje na premierze. (śmiech)

- Planuje pan w przyszłości zrealizować jakiś operowy dramat w rodzaju „Toski” czy „Traviaty”?
- Nie pociąga mnie to. Ja bardzo lubię poruszać się w kręgu włoskiej kultury i języka. Jestem już starszym reżyserem i nie mam jakichś wielkich ambicji. Chcę widzom przynieść trochę przyjemności i radości w obcowaniu z tą piękną muzyką. Mnie włoska kultura bardzo pomogła: stałem się dzięki niej artystą bardziej tolerancyjnym, dowcipnym, wyrafinowanym estetycznie. Wcześniej byłem w ponurych klimatach Dostojewskiego. A tu nagle – słońce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska