Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Junacy wymierają. Czy doczekają sprawiedliwości?

Andrzej Plęs
Tadeusz Łakomy próbuje zainteresować polskie władze losem junaków.
Tadeusz Łakomy próbuje zainteresować polskie władze losem junaków. Andrzej Plęs
Polska Ludowa potraktowała ich jak niewolników. Dziś czasami mają wrażenie, że wciąż się ich tak traktuje. Junacy i junaczki Powszechnej Organizacji "Służba Polsce".

Powszechna Organizacja Służba Polsce" tylko w 1949 roku gromadziła 1,2 mln młodych ludzi w wieku 16-21 lat. Nabór prowadziły Wojskowe Komendy Uzupełnień na zasadzie przymusu. Celem akcji było wychowywanie młodzieży w duchu socjalistycznego kolektywizmu, ale przede wszystkim - darmowa siła robocza przy budowie strategicznych inwestycji PRL. Junacy i junaczki z PO "SP" odbudowywali Warszawę, budowali Nową Hutę i Hutę Częstochowa, pracowali w kopalniach i kamieniołomach, osuszali Żuławy Wiślane. Po 1953 roku udział w "SP" był ochotniczy, z końcem 1955 roku "SP" przestała istnieć.

Trafiali do obozów wbrew własnej woli. Zabrano im po dwa albo sześć miesięcy życia, niektórym rok, wielu zabrano zdrowie. Grosza złamanego nie dostali od PRL za to, że w latach 50. kopali węgiel, kładli tory, budowali fabryki.

Junacy i junaczki Powszechnej Organizacji "Służba Polsce", kiedyś młodzi - piękni, dziś starzy są i chorzy, a starych i chorych nikt nie słucha.

Wciąż żyje wielu tych, którzy przeżyli ówczesne obozy pracy, ale coraz mniej ich. Na Podkarpaciu - ze 3,5 tysiąca. Piszą do posłów i biskupów, do Prezydenta RP.

Przypominają, że przecież od lat leży w Sejmie projekt ustawy, który tej topniejącej garstce ludzi dawał jakąś rekompensatę finansową. Leży i nikogo nie interesuje. I oni też nikogo nie interesują.

Losy różne

Nastoletniego wówczas Józefa Białka z Brzeźnicy koło Dębicy mundurowi wygarnęli z domu w połowie marca 1953 roku.

- Nie pytali, czy chcę, czy mogę, czy na wiosnę trzeba będzie pomóc ojcu w gospodarce - opowiada pan Józef. - Wywieźli w nieznane, pod Częstochowę i kazali budować hutę.

Kopał fundamenty pod wielkie piece, woził taczkami zaprawę, rozładowywał wagony z materiałami budowlanymi. Od świtu do nocy, na obiad - dorsze, albo śledzie.

Z niedożywienia niektórzy przy ciężkiej robocie padali z wycieńczenia. Jeden z tych dni zaważył na życiu pana Józefa. Wspólnie z kolegą niósł kantówkę na budowę, potknął się o kupkę gruzu, runął, kantówka na niego.

- Upadła na mój brzuch, zmiażdżyła jądra, z bólu straciłem przytomność - opowiada. - Kiedy się ocknąłem, sam musiałem dowlec się do lekarza, dwa tygodnie leżałem.

Potem wrócił do pracy, ale nie do zdrowia. Starał się o odszkodowanie, przecież wypadkowi uległ w pracy i to państwowej.

- Powiedzieli mi, że nie jestem w wojsku, więc mi wojskowe odszkodowanie nie przysługuje, nie jestem też w służbie cywilnej, więc i takie mi nie przysługuje - tłumaczy. - Przyjechałem pod Częstochowę, jako młody, zdrowy chłopak, po pół roku wróciłem do Brzeźnicy kaleką, ze zgniecionymi jądrami, przepukliną i objawami padaczki.

Tadeusza Łakomego wzięto do Służby Polsce razem z całą niemal, 30-osobową, klasą licealną tuż po maturze w mieleckim liceum 1951 roku.

- Akcję organizował Związek Młodzieży Polskiej i w chwili wcielenia nikt z nas nie wiedział dokąd i na jak długo nas wysyłają - mówi Łakomy.

Z kolegą klasowym Stefkiem Kuligiem wylądowali w Siemianowicach Śląskich. Dwa miesiące mieszkania w namiotach bez ciepłej wody, ale raz w tygodniu wozili ich do kopalni na gorącą kąpiel.

Przez dwa miesiące ryli łopatami ziemię pod nową kopalnię w Piekarach Śląskich. Sześć dni w tygodniu, bo siódmego - jak kazał pan - był odpoczynek. Socjalistyczny, więc nie machali łopatami, ale prowadzono ich na prelekcje o wyższości socjalizmu nad inną formą organizacji ludzkości.

Plus trochę musztry, w końcu Służba Polsce była organizacją na wzór wojskowy: mundury, skoszarowanie, dozór obozowy, organizacja w kompanie i bataliony, apele poranne i wieczorne. Dwa miesiące rycia w ziemi za darmo.

17-letnią wówczas Stefanię Kogut spod Przemyśla wyrwano z domu i wywieziono na trzy miesiące na drugi koniec Polski. W Białym Borze pod Szczecinem pasła z koleżankami krowy, kopała ziemniaki, kosiła trawę.

Urszulę Wałek i Krystynę Światowiec zabrano z podmieleckich domów i wywieziono pociągiem pod Tczew. Na trzy miesiące pracy przy młócce zboża i kopaniu buraków.

Przez trzy miesiące spędzone głównie w polu miały jedną wolną niedzielę. Do jedzenia - ziemniaki i śledzie. Kilkadziesiąt "polowych" dziewczyn zrobiło bunt, domagając się chleba i kawy zbożowej, to za karę kadra kazała im biegać dookoła koszar.

Trzy miesiące pracy za darmo, w dwudniową podróż powrotną pod Mielec dostały po dwie bułki i 10 dag kiełbasy.

Stanisław Tabor z Chorzelowa pod Mielcem budował kopalnię na Śląsku. Tego dnia czołgał się kopalnianym korytarzem w chwili, kiedy "na przodku" dynamitem wysadzano ściany.

Zatrzęsło ziemią, Taborowi bryła węgla spadła na plecy, do Chorzelowa wrócił niemal kaleką, a kręgosłup leczy do dziś.

Spychologia

Nikt nie pytał ich, czy chcą tak budować PRL. Według wojskowego drylu, pod wojskowym nadzorem, za darmo, w koszmarnych warunkach.

Nieraz zwracali się do władz państwa o rekompensatę finansową za niewolniczą pracę i zawsze bez echa.

"Pan Prezydent szczególnym szacunkiem darzy wszystkich, którzy doznali krzywd ze strony władz komunistycznej Polski, również osoby więzione i przymuszane do pracy w różnych formacjach" - odpisał na ich apel Gabinet Prezydenta Komorowskiego.

I w piśmie zastrzeżono, że zajęcie się tą sprawą leży w gestii parlamentu. Na szacunku wyrażonym w czterech zdaniach się skończyło.

"Pragę wyrazić swoje poparcie dla ruchu, któremu Pan przewodniczy i zapewnić Pana o wsparciu, które znajdzie swoje odbicie w ramach szeroko rozumianej pomocy" - odpisał Tadeuszowi Łakomemu były prezydent Aleksander Kwaśniewski.

Nigdy żadnej "szeroko rozumianej pomocy" nie otrzymali. Poseł Jarosław Kaczyński przesłał prośbę Łakomego do sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny i na tym zainteresowanie się skończyło.

"Marszałek Sejmu RP Ewa Kopacz z uwagą zapoznała się z nadesłanymi przez Pana dokumentami w sprawie zadośćuczynienia dla osób pracujących w Powszechnej Organizacji "Służba Polsce" w latach 1948-1955" - przyszła odpowiedź z Kancelarii Sejmu.

Z dopiskiem, że "wspomniane pismo" zostało skierowane do sejmowej komisji. I leży tam do dziś i nikogo nie interesuje.

"Z uwagą przeczytałem Pana dokumentację, postulującą potrzebę wyrównania zaistniałych niesprawiedliwości w powojennej Polsce. Ufajmy, że droga uwrażliwienia Parlamentarzystów, którą Pan obrał, doprowadzi do pomyślnego i satysfakcjonującego rozwiązania" - ufa Metropolita Przemyski Arcybiskup Józef Michalik.

Tymczasem w Tadeuszu Łakomym i członkach Stowarzyszenia Weteranów Pracy w Powszechnej Organizacji "Służba Polsce" w Mielcu, których Łakomy reprezentuje, tej ufności jest coraz mniej.

- A czas płynie, jest nas coraz mniej i tak naprawdę nikt nie wie, ilu takich weteranów w Polsce jeszcze żyje - mówi pan Tadeusz.

Józef Białek interweniował u Rzecznika Praw Obywatelskich. Ten odpisał, że Białkowi nic się nie należy, bo nie ma na to ustawy.

Pieniędzy? Raczej sprawiedliwości

Denerwują się, kiedy im wspominać o odszkodowaniach dla represjonowanych opozycjonistów z czasów PRL. Jeszcze bardziej denerwują się, kiedy im mówić o emeryturach byłych esbeków.

Pierwsi walczyli z komuną i coś z tego teraz mają. Drudzy umacniali komunę i coś z tego teraz mają. Jedni i drudzy - z własnej woli, jednym i drugich zauważono, doceniono.

Ich nie chce widzieć nikt. Choć potraktowano ich niegdyś, jak niewolników i czasami mają wrażenie, że wciąż się ich tak traktuje.

Od 2005 roku w Sejmie leży zapomniany przez wszystkich projekt uchwały o rekompensatach za pracę przymusową w PO "SP", który przewiduje 2,5 tys. zł odszkodowania za każdy miesiąc spędzony w "Służbie Polsce".

Ci z mieleckiej organizacji byłych junaków poprosili poseł Krystynę Skowrońską o spotkania.

- Proponuję nie na zasadzie pisania, ale zorganizowania spotkania w ministerstwie pracy i polityki społecznej - proponowała. - Mam zapewnienie ministra Jarosława Dudy o gotowości do takiego spotkania i postaram się do takiego spotkania doprowadzić. I do spotkania z przewodniczącym komisji też. I mogę być państwa ambasadorem w tej sprawie.

- Nie doczekamy - powątpiewał Marian Kurdycz z Chrząstowa, którego PRL zmusił niegdyś do budowania fabryki wiskozy w Jeleniej Górze.

Kazik Bury był razem z nim w junackiej brygadzie. Zmarł przed rokiem, sprawiedliwości nie doczekał. Józef Białek zainteresował problemem Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu.

I czeka na rozstrzygnięcia. Wszyscy oni czekają i nie wiedzą, czy doczekają. A jeśli tak, to ilu. Bo z każdym rokiem ich coraz mniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24