Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kamila z Bieździadki: Nie przeszłam toru Ninja. Ale przeżyłam przygodę, której nie zapomnę [ZDJĘCIA]

Jakub Hap
Jakub Hap
archiwum Kamili Czajki
Kamila Czajka wzięła udział w trzeciej edycji programu Ninja Warrior Polska. Choć pochodząca z Bieździadki 20-latka nie awansowała do finału, próba zmierzenia się z arcytrudnym torem przeszkód dostarczyła jej wielu wrażeń. Zadaniem śmiałków, którzy biorą udział w show Polsatu, jest stawienie czoła licznym, trudnym do pokonania przeszkodom i uporanie się z 23-metrową Górą Midoriyama.

Sport towarzyszył jej od najmłodszych lat. W dzieciństwie sporo czasu spędzała na boisku, grając w piłkę z chłopakami. Później zainteresowała się jazdą konną, którą uprawia od dwunastego roku życia. To w tej dyscyplinie odnosiła pierwsze sportowe sukcesy. Gdy była gimnazjalistką, wciągnęły ją biegi.

- Przygoda z bieganiem rozpoczęła się przypadkowo. W ostatniej klasie gimnazjum zgłosiłam się na zawody w biegach przełajowych, nie licząc na nic więcej, niż dzień wolny od szkoły. Zawody wygrałam. Później były zawody powiatowe, niespodziewanie zajęłam trzecie miejsce i awansowałam na mistrzostwa województwa. Po każdym z tych startów, dobiegając wykończona na metę, mówiłam sobie „nigdy więcej”, „to nie dla mnie”, „nienawidzę tego”

- wspomina z uśmiechem Kamila Czajka.

Gdy miała stanąć przed wyborem szkoły ponadgimnazjalnej, padła propozycja, by kontynuowała naukę w Liceum Mistrzostwa Sportowego w Rzeszowie. Początkowo nie była do tego przekonana.

- Miałam wtedy inny plan na przyszłość, niekoniecznie związany ze sportem. Czułam, że w sporcie wciąż nie jestem wystarczająco dobra. Jednak w głowie pojawiały się myśli, że może warto spróbować. Decyzję o wyborze szkoły zmieniłam w ostatniej chwili. Ostatecznie postawiłam na Liceum Sportowe w Trzcinicy. Na testach sprawnościowych spotkałam trenera Tomasza Sochę, który zaprosił mnie na pierwszy trening i tak zaczęła się nasza współpraca. Jestem mu niesamowicie wdzięczna za poświęcony czas, wsparcie, ciągłe powtarzanie „Kamilka, więcej wiary w siebie”

- podkreśla 20-latka.

Trzecia w Polsce

Jako licealistka, trenując w klubie ULKS Technik Trzcinica, wielokrotnie zdobywała medale na mistrzostwach województwa. M.in. w biegach przełajowych, ale i na zawodach lekkoatletycznych rozgrywanych na stadionie. Startowała na dystansach sprinterskich (100, 400 m) oraz dłuższych (3000 m), lecz najbardziej ukochała sobie dystans 800 m. Rywalizując na nim, zajęła 9. miejsce podczas Mistrzostw Polski w Raciborzu. Wielokrotnie przystępowała do zmagań, w których stawką był tytuł mistrza kraju - w tych w biegach górskich, na krótkim dystansie, zdobyła brązowy medal. Jako biegaczka przeżywała wzloty i upadki. Te drugie nie zawsze były zależne od niej.

- Moja przygoda z bieganiem była przeplatana wieloma kontuzjami, które wykluczały mnie z treningów, czasem na parę miesięcy. Podczas takich momentów uświadamiałam sobie, że sport to nie wszystko i nie mogę wiązać swojej przyszłości wyłącznie z nim. Dlatego zdecydowałam się na studia na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie, wybierając kierunek fizjoterapia, który poniekąd łączy medycynę i sport. Chciałabym w przyszłości pomagać osobom, które zmagają się z różnymi kontuzjami, urazami, przywracać im maksymalną sprawność ruchową oraz przyspieszać powrót do zdrowia

- tłumaczy sportsmenka z Bieździadki.

Mimo obowiązków związanych ze studiami nie zrezygnowała ze sportowych batalii. Wygrała Akademickie Mistrzostwa Województwa Lubelskiego w biegach przełajowych, niedługo później wystartowała w Ogólnopolskim Finale Igrzysk Studentów Pierwszego Roku, w którym reprezentacja jej uczelni zajęła drużynowo 2. miejsce. Niemała w tym zasługa Kamili. Jesienią ubiegłego roku postanowiła sprawdzić się na nowym polu. Wystartowała w ekstremalnym biegu z przeszkodami Formoza Challenge i znów odniosła sukces - po pokonaniu 10 km z dziesięciokilogramowym plecakiem na plecach wbiegła na metę jako druga kobieta.

Ekstremalnie, znaczy z adrenaliną

Zmagania na granicy wytrzymałości mocno się 20-latce spodobały. Zapewniały adrenalinę, jakiej wcześniej nie zaznała. Gdy dowiedziała się o możliwości wzięcia udziału w trzeciej edycji show Polsatu, Ninja Warrior Polska, postanowiła podjąć rękawicę. Niemała w tym zasługa trenera Sochy. - To on mnie namówił - wyznaje Kamila. Z powodzeniem przebrnęła przez casting, testy sprawnościowe i rozmowę z producentem. Gdy dowiedziała się, że została zakwalifikowana, była w siódmym niebie. A realizacja sportowo-telewizyjnego wyzwania tylko spotęgowała jej radość.

- Udział w programie był dla mnie niesamowitym doświadczeniem, możliwością zmierzenia się ze sobą, przełamania lęków, nie tylko tych związanych z próbą pokonania ekstremalnie trudnego toru przeszkód. Kamery, światła, cała otoczka - to wszystko może sparaliżować. Start w Ninja Warrior pozwolił mi zyskać więcej odwagi, wiary we własne możliwości i pewności siebie, której często mi brakowało

- podkreślała Kamila przed emisją programu, nie mogąc jeszcze zdradzić, jak jej poszło.

Teraz, gdy pierwsze odcinki show zostały już pokazane, nie jest to tajemnicą.

- Przeszkodę pierwszą, czyli przeskoki na platformy pokonałam bez większego problemu, chociaż stając na starcie, nogi miałam jak z waty. Z drugą przeszkodą, tzw. szybowcem również udało mi się uporać. Niestety, poległam na „kulach”, czyli przeszkodzie, której od początku obawiałam się najbardziej i która wyeliminowała najwięcej zawodników. Emocje i adrenalina podczas startu były tak ogromne, a wszystko działo się tak szybko, że nawet nie jestem w stanie powiedzieć, czy woda w basenie, do którego wpadłam była ciepła czy zimna

- śmieje się Kamila.

Przygoda, której nie zapomni

Telewidzowie nie zobaczyli zmagań 20-latki na antenie. Jedynie krótki ich urywek, w drugim odcinku.

- Był on kręcony parę miesięcy wcześniej, więc dokładnie wiedziałam, co się wydarzy. Niewiadomą pozostawało tylko to, co ukaże się w TV. Nagrywanie materiału trwało wiele godzin, na Arenie w Gliwicach spędziłam prawie cały dzień. Niestety, czas programu jest ograniczony i nie jest możliwe wyemitowanie całych przejść każdego z zawodników. Niektórzy zostali całkowicie pominięci, innych zaprezentowano tylko podczas wpadania do wody. Ale myślę, że celem uczestników Ninja Warrior niekoniecznie była chęć pokazania się telewidzom, chociaż każdy z nas miał ciekawą historię do opowiedzenia. Chcieliśmy zmierzyć się z torem, ze swoimi słabościami, przekonać się, nad czym musimy jeszcze popracować. W dwugodzinnych odcinkach ukazywany jest jedynie wierzchołek góry lodowej. A droga, jaką trzeba było pokonać, by dostać możliwość wejścia na tor, nie była wcale łatwa

- zaznacza Kamila.

I dziękuje wszystkim, którzy jej kibicowali.

- Byłam miło zaskoczona, że aż tylu znajomych i ludzi z moich okolic oglądało odcinek, trzymało kciuki. Cieszę się, że wykorzystałam szansę sprawdzenia się na torze Ninja. Wspomnienia z tego miejsca pozostaną ze mną na długo

- podsumowuje.

Na co dzień Kamila żyje nie tylko sportem i studiami. Lubi chodzić po górach, nie porzuciła jazdy konnej, której uczy też innych jako instruktorka. Gdy czas pozwala, chętnie relaksuje się w domowym zaciszu z dobrą książką w ręku. Nie znosi nudy.


**ZOBACZ TAKŻE:

**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto