Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karol Wojtyła często odwiedzał Bieszczady. "Były dla Niego ważne"

Małgorzata Froń
Andrzej Potocki prześledził podróże Karola Wojtyły po Bieszczadach. Napisał o tym książkę.
Andrzej Potocki prześledził podróże Karola Wojtyły po Bieszczadach. Napisał o tym książkę. Krzysztof Kapica
Rozmowa z redaktorem Andrzejem Potockim, autorem książki "Bieszczadzkimi i beskidzkimi śladami Karola Wojtyły".

- Skąd pomysł na napisanie takiej książki?

- Kiedy mieszkałem w Bieszczadach, a potem w Beskidzie spotkałem wielu ludzi, którzy zetknęli się z młodym księdzem Karolem Wojtyłą, a potem niektórzy już także z kardynałem Wojtyłą. I okazało się, że Bieszczady i Beskid Niski to były jeden z Jego ulubionych miejsc na ziemi, do których często wracał. Ja byłem przekonany, że odwiedzał tylko Tatry, Pieniny. Później sobie uzmysłowiłem, jak często On tu przebywał, to doszedłem do wniosku, że te Bieszczady były, w Jego ocenie, dla Niego, czymś ważnym. I zapewne ważnym też z tego powodu, że to była rzeczy, które działy się w Jego młodości. Bieszczady były przecież taką wielką przygodą młodego księdza, a po pewnym czasie wiadomo, wszyscy mamy jakiś tam sentyment do tego cośmy przeżyli, kiedy byliśmy młodzi, sprawni, a wejście na połoninę nie sprawiało żadnej trudności. Że Bieszczady były dla papieża ważne, świadczyć może fakt, że po ostatniej wizycie w Polsce, w 2002 roku, pojechali do niego arcybiskupi i on im powiedział, że jest takie miejsce w Polsce, które chciałby jeszcze zobaczyć. To miejsce to właśnie Bieszczady.

- Twoja pierwsza książka o bieszczadzkich wędrówkach Karola Wojtyły ukazała się dużo wcześniej, bo w 1992 roku.

- Tak, to była książka wyłącznie o bieszczadzkich wyprawach Karola Wojtyły. Tę książkę wydało Muzeum w Brzozowie. To była nieduża książeczka. Zebrałem w niej opisy tylko niektórych jego wizyt w Bieszczadach. Nie wiedziałem wtedy, że jego pierwszy pobyt w Bieszczadach to nie był, jak myślałem rok 1953, ale 1952. Opierałem się m.in. na kalendarium, które zrobił ksiądz Boniecki. Okazało się, że ksiądz Boniecki nie trafił na wszystkie ślady. Pisze np., że kardynał Wojtyła wypoczywał w Bieszczadach w którymś tam roku wypoczywał w Beskidzie Niskim. A potem się okazało, że w tym roku on był w tym Beskidzie sześć razy, w tym samym miejscu. Czyli tych pięciu pobytów w tym kalendarium nie ma. Dotarło do mnie, że kalendarium jest niepełne i wtedy zacząłem zbierać materiały na własną rękę.

- Od czego zacząłeś?

- Kiedyś ktoś mi powiedział, że słyszał o tym, że jak Wojtyła był w Bieszczadach, to odprawił mszę w kościele w Baligrodzie. W Baligrodzie był taki stary proboszcz, nazywał się Kość. Okazało się, że ten ksiądz miał karteczkę od księdza Wojtyły, a na niej było napisane: "Nazywam się ksiądz Karol Wojtyła, jestem od św. Wojciecha z Krakowa,. Odprawiłem mszę świętą, klucze dał mi kościelny. Dziękuję".

- Dotarłeś do tego księdza?

- Tak, to było w 1991 roku. I okazało się, że to prawda. W 1952 roku była pierwsza wyprawa Wojtyły razem z grupą przyjaciół w Bieszczady. Oni chcieli dojść do Cisnej, ale nie dali rady, szlaki były nie wytyczone, a te, które były zarosły pokrzywami i zielskiem. Przecież w tym czasie te bieszczadzkie wsie były jeszcze popalone W konsekwencji zeszli ze szlaku i nocowali w Łubnem. To jest przed Baligrodem. Tam stała kapliczka, murowana, taka w kształcie domku. Nieduża. I oni tam spędzili noc. Z tego, co udało mi się ustalić, w tej kapliczce były składowane budki dla ptaków. Oni te budki wynieśli na zewnątrz, do środka nakładli jodłowych gałązek i na tym spali. Teraz w miejscu tej kapliczki stoi kościół. Kapliczka się nie zachowała, ale kto wtedy wiedział, albo mógł przypuszczać, że ten młody ksiądz, który tam nocował będzie kiedyś papieżem, że zostanie świętym. Kapliczkę zburzyli, kościół postawili. A wracając do wyprawy księdza Wojtyły, to grupa już do Cisnej nie poszła, tylko do Baligrodu. Wtedy jeszcze ksiądz Wojtyła nie miał zgody na odprawianie mszy poza świątyniami, więc odprawił mszę w kościele. W następnym roku, w roku 1953, już taką zgodę miał od biskupa i mógł już msze odprawiać w plenerze, czyli np. w lesie.

W 1953 roku przyjeżdżają już całą grupą do Zagórza, potem do Ustrzyk Dolnych, a z Ustrzyk Dolnych jakąś ciężarówką wojskową docierają do Ustrzyk Górnych. A wtedy w Ustrzykach Górnych była tylko stanica WOP-u. Nikt tam nie mieszka, nie ma ludzi. Wojtyła nie mówi, że jest księdzem, młodzież mówi do niego "wujku". Dostają w tej stanicy nocleg, nocują na strychu. Następnego dnia idą na Tarnicę, później na Halicz i schodzą z powrotem. A potem poszli z Ustrzyk Górnych do Cisnej.

- Udało ci się odnaleźć mężczyznę, który jedną z wizyt Wojtyły w Cisnej pamięta. Był wtedy chłopcem.

- Tak, w Cisnej poznałem mężczyznę, który pamiętał, że jak był dzieckiem, to u niego w domu nocował Karol Wojtyła z młodzieżą. Spali na sianie. Nawet znalazł jedno zdjęcie, na którym był ksiądz Wojtyła.

- Policzyłeś, ile razy Karol Wojtyła był w Bieszczadach?

- Tak, policzyłem. W Bieszczadach i w Beskidzie Niskim był 15 razy, najpierw jako ksiądz, potem jako biskup. To były wizyty raczej prywatne. W 1968 była też wizyta kanoniczna. Był wtedy w Jasieniu, gdzie intronizował na ołtarz obraz Matki Bożej Jasieńskiej, która została Matką Bożą Królową Bieszczadów, Opiekunką Wypędzonych. Na tym terenie bowiem doszło w 1951 roku do akcji wysiedlenia ludności w ramach akcji hrubieszowsko-tomaszowskiej. Ówczesny arcybiskup Tokarczuk spowodował, że na te uroczystości przyjechał kardynał Wojtyła. Potem zaczął bywać i zadomowił się w Rudawce Rymanowskiej, przyjeżdżał tam co roku, od 1973 do 1978. Każde wakacje tam spędzał.

Pierwszy raz w te okolice tam przyjechał z profesorem Andrzejem Póltawskim, z którym był bardzo zaprzyjaźniony. Gdzieś tam rozbili namiot. I była taka sytuacja, że akurat obok nich przejeżdżał ówczesny dyrektor Zakładu Doświadczalnego w Odrzechowej i ich skrzyczał, że on ma kosić pole, a oni mu trawę gniotą. Z tym dyrektorem był Stefan Kosiarski, który wtedy tam pracował jako chyba inżynier, on to słyszał. Zrobiło mu się głupio, że ten dyrektor tak nakrzyczał na tych ludzi. Nie wiedział, kto to był, ale wrócił na to pole, przeprosił i poprosił, żeby rozbili się w innym miejscu, które im wskazał. To było po drugiej stronie Wisłoka, a przysiółek nazywał się Hamry. To był przysiółek Puław, tam wtedy było ze sześć domów. Wojtyła potem tam właśnie przyjeżdżał. Pokochał te okolicę. To wszystko opowiadał mi Stefan Kosiarski i jego żona.

A wracając do Jaślisk, to byłem przypadkiem w tych Jaśliskach, u księdza barana, który już jest na emeryturze, tak sobie siedzimy, rozmawiamy o tym cudownym obrazie i w pewnej chwili proboszcz mówi: A wie pan, że tu kiedyś w latach 50. przez Jaśliska szedł Wojtyła. Ja na to, że nigdy o tym nie słyszałem. Ale jak zacząłem pisać tę książkę, to sobie o tej rozmowie przypomniałem i pojechałem do Jaślisk. Tam od ludzi dowiedziałem się, że to nie były Jasliska, tylko Daliowa, podobno mieszkał u Zośki Bogaczowej. Okazało się, że Bogaczowa i jej mąż nie żyją, dzieci nie mieli. Ale dowiedziałem się też, że we wsi mieszka stary dróżnik, ma ponad 90 lat i powinien pamiętać. Pojechałem. Dróżnik to w tamtych czasach była osoba, która dziury w drodze łatała. Rzeczywiście pan bardzo leciwy, miał 92 lata. Powiedział, że wie, gdzie Zośka mieszkała. Ona w amerykańskim domu mieszkała. Pytam, dlaczego w amerykańskim. A dlatego, że właściciel do Ameryki wyjechał. I ten pan opowiedział, że tak było. Przyszedł z grupa młodzieży jakiś ksiądz i chcieli przenocować w stodole. Zośka mówi, ale to jak to tak, wszyscy razem, chłopcy i dziewczęta. A Wojtyła, Zośka nie wiedziała, że to Wojtyła, mówi, że jest księdzem i ich przypilnuje. Zośka się zdziwiła, że ksiądz, a ze studentami po górach lata. Ale udzieliła im noclegu. Gdybym nie trafił na tego człowieka, który już nie żyje, nikt nie poznałby tego epizodu.

- W jaki sposób trafiałeś na takich ludzi, którzy mogli coś opowiedzieć?

- Chodziłem po wsiach i pytałem, przysłuchiwałem się rozmowom. Choć muszę przyznać, że niewiele było takich osób. Pewnie dlatego, że w momencie kiedy stykali się z późniejszym Papieżem, przecież nie mogli wiedzieć, że on Papieżem będzie. To był dla nich zwykły ksiądz. Na palcach jednej ręki można policzyć tych, którym uświadomiłem, że spotkany przed laty ksiądz to był późniejszy papież Jan Paweł II. Najpierw to oczywiście sprawdzałem. Ale wielu rzeczy nie udało się zweryfikować, bo nie ma już na tym świecie ludzi, którzy mogliby pewne zdarzenia potwierdzić. Podobno Wojtyła odprawiał msze w kościółku w Rymanowie Zdroju, ale nie znalazłem potwierdzenia tego faktu, bo proboszcz już nie żył, kościelny też nie. I ślad się urwał, bo nikt już o tym nie pamiętał.

Byli też tacy, którzy próbowali mi wmówić, że spotkali Wojtyłę, a po sprawdzeniu, okazywało się, że był on wtedy w zupełnie innym miejscu. Była np. kobieta, która twierdziła, ze spotkała Wojtyłę w 1968 roku i poczęstowała go kwaśnym mlekiem, a potem się okazało, że go w tym miejscu być nie mogło, bo był zupełnie gdzie indziej. Dziwna sytuacja była w Zagórzu, gdzie ówczesny ksiądz

proboszcz nie chciał wydać kluczy do kościoła Wojtyle, który chciał odprawić mszę. Ten proboszcz powiedział Wojtyle, że ksiądz powinien w niedziele odprawiać msze w swojej parafii, a nie włóczyć się po górach. Ale w końcu dał mu te klucze, Wojtyła mszę odprawił. Wrócił do Krakowa, a tam dostał nominacje na biskupa. Wysłał temu proboszczowi kartkę z podziękowaniem za udostępnienie kościoła i podpisał się biskup Wojtyła. Wyobrażam sobie, co przeżył ten proboszcz, po otrzymaniu tych podziękowań. A teraz jakaś tam krewna tego proboszcza opisuje w katolickiej prasie, jak to ten proboszcz podejmował Wojtyłę, jak go Wojtyła odwiedzał. Ja wiem, że to bzdury, zebrałem tyle materiału, że jestem pewien, iż nic mi nie umknęło.

- Ile czasu zbierałeś materiały o Wojtyle, zanim powstała książka?

- Zbierałem je od 1992 roku do 2005, czyli do momentu wydania książki. Ale po wydaniu książki też szukałem śladów Wojtyły. Moja książka będzie już miała trzecie wydanie. Ciągle je uzupełniam.

- Papież wiedział, że napisałeś o Nim książkę?

- Tak, zawiozła ją żona Półtawskiego. Ja nawet o tym nie wiedziałem. Dostałem informację, że jest do mnie list od Papieża. Odebrałem. Było tam podziękowanie za książkę, pozdrowienia i błogosławieństwo, a list jest podpisany osobiście przez Jana Pawła II. To było przed świętami Bożego Narodzenia, więc do listu dołączony jest opłatek. Jest nadłamany, więc zrozumiałem, że Papież łamie się w ten sposób ze mną tym opłatkiem. Mam świadomość, że to opłatek, który Papież trzymał w ręce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24