Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karpie łowię i... puszczam wolno

Cezary Kassak
Robert Kubicz i jego karp-rekordzista, który ważył 18 kilogramów.
Robert Kubicz i jego karp-rekordzista, który ważył 18 kilogramów. Archiwum prywatne
Od lat "poluje" na karpie, ale każdego, którego złowi, wypuszcza wolno. W Wigilię za to nieraz zdarzało mu się królewską rybę fachowo ukatrupić.

- Czemu łowię akurat karpie? Podoba mi się ich "charakter". Karp to wojownik; jest silny, przebiegły. Nawet kiedy trzyma już w pysku przynętę z haczykiem, często nie da się go wyciągnąć, bo walczy w wodzie jak lew - opowiada rzeszowianin Robert Kubicz, miłośnik wędkarstwa karpiowego.

Pan Robert wędkuje już czwartą dekadę. Zaczynał, gdy jeszcze chodził do szkoły, a właściwie… na wagary, które często spędzał nad rzeszowskim zalewem. Najpierw łapał ryby "jak leci". Od 20 lat zasadza się wyłącznie na karpie. Przypadkiem nawinie się czasem inna ryba. Kiedyś zdawało mu się, że właśnie pobija swój rekord w wielkości złowionego karpia, a tymczasem trafił się dorodny sum.

Największego karpia wyholował w 2011 roku z czeskiego łowiska Hejlov. Ryba ważyła 18 kilogramów.

- To dużo i mało. Rekord Polski wynosi przeszło 30 kg, a rekordzista świata złowił karpia, który miał - bagatelka - 46 kg - wyjaśnia Robert Kubicz.

Wszystko dla karpiarzy

Moda na wędkarstwo karpiowe przyszła do nas z Zachodu. Boom zaczął się pod koniec ub. wieku. Dziś karpiarzy w Polsce trzeba liczyć w dziesiątkach albo setkach tysięcy.

W specjalistycznych sklepach amator karpiowania może kupić dosłownie wszystko: karpiowe wanienki, maty, krzesła, namioty. Nad wodą można poleżeć na karpiowym łóżku, zagłębiając się w lekturę karpiowej prasy.

- Produkuje się i taczki dla łowców karpi - uśmiecha się Kubicz. - Dzięki nim wędkarz jest bardziej mobilny. Nie bierze mu ryba w jednym miejscu, to pakuje sprzęt i przenosi się gdzie indziej. Ostatnio na targach widziałem z kolei odzież dla karpiarzy: czapeczki, podkoszulki, spodnie. Od standardowych ciuchów różniły się logiem producenta i… niczym więcej.

"Karpiowe" mogą być również samochody.

- Przed laty jeździłem na ryby maluchem lub motorem, ale dzisiaj trudno mi to sobie wyobrazić. Bywa, że na zasiadkę zabieram 50 kilogramów kukurydzy, która jest używana jako przynęta, dlatego musiałem się zaopatrzyć w duże, pojemne auto. Mówię na nie karpiobus - wyjaśnia z uśmiechem pan Robert.

Namiot na lodzie

Karpiobusem na łowy z reguły daleko się nie zapuszcza, preferuje nasz region. Często łowi w Rzeszowie oraz w podrzeszowskim Lipiu.

Lubi też jeździć w okolice Jasła, gdzie spotyka znajomych należących do jasielskiego klubu karpiowego MarkerTeam, a także do Soliny. Gdy już zdecyduje się wyruszyć poza Podkarpacie, zazwyczaj obiera kurs na Stary Sącz.

Wśród karpiarzy z całej Polski wzięcie ma między innymi łowisko specjalne Nowaki, nieopodal Nysy. Parę lat temu Robert Kubicz pojechał tam z kolegą. Dwóch doświadczonych wędkarzy, 6 wędek, 7 dni zasiadki i… ani jednego karpia. Jak zabraknie farta, to i znad rybodajnych akwenów trzeba wracać "o kiju".

Sezon na karpie zwyczajowo zaczyna się wiosną, a kończy jesienią. Ale zima wcale nie musi oznaczać przerwy w karpiowaniu.

- W grudniu czy styczniu karp nie jest może tak ruchliwy, jak na wiosnę, ale żeruje. A skoro tak, to można go łowić. Przy czym ja wędkuję tylko do pierwszego lodu - zaznacza rzeszowianin.

Niektórym zapaleńcom ani lód nie przeszkadza. W końcu zawsze można zrobić w lodzie dziurę.

- Widziałem kiedyś "zakręconych" karpiarzy, którzy na lodzie rozbili namiot, dziurę wywiercili w środku, tak że nie musieli nawet wychodzić na zewnątrz, włączyli w namiocie piecyk i tak łowili przez parę dni.

Karpie lubią smak banana

Robert Kubicz nie tylko łowi, ale też zgłębia fachową literaturę.

- Do Polski karp został sprowadzony w średniowieczu - opowiada. - Już jeden z rycerzy walczących w bitwie pod Grunwaldem miał w herbie trzy karpie. W tamtych czasach karpia podawano tylko na stołach królewskich, pospólstwo mogło co najwyżej ości polizać.

Karp należy do najważniejszych ryb hodowlanych. Jest ciepłolubny, ale do prawie każdych warunków potrafi się przystosować. Żyje nawet na pograniczu wód górskich.

- Żywi się praktycznie wszystkim, co znajdzie w wodzie, nawet małą rybę potrafi zjeść - tłumaczy Kubicz. - O tym, że karpiarze jako przynęty używają kukurydzy, już wspominałem. Karpia można też nęcić na przykład kulkami proteinowymi o smaku truskawki czy banana. Tych owoców karp pewnie nigdy w życiu na oczy nie widział, ale kulki wcina. Nie pogardzi również ziemniakiem. Dawniej często łowiłem na ziemniaki; karpie świetnie reagowały.

W ciągu roku karp tyje przeciętnie ok. kilograma. Jeżeli więc waży 10 kg, to powinien mieć mniej więcej 10 lat. - Nie jest to jednak reguła - podkreśla wędkarz. - Niektóre osobniki mają tak ukształtowane geny, że "dobiją" do określonej wagi i długości i choćby nie wiem co i jak dużo jadły, to większe nie będą.

Karpiowanie jako odskocznia

O wędkowaniu pan Robert mówi "pasja mojego życia". Pobyt nad wodą to dla niego najwspanialsza forma wypoczynku.

- W samochodzie mam radio, ale będąc na rybach, nigdy go nie włączam, nie słucham żadnych wiadomości. Czasami przez parę dni nie wiem, czym żyje świat - ja wtedy żyję wędkarstwem, obserwuję przyrodę, słucham świergotu ptaków, podziwiam zachody słońca. Cudowny relaks...

Nasz rozmówca jest współzałożycielem CarpPubu - rzeszowskiego klubu wielbicieli wędkarstwa karpiowego. Klub powstał w 2004 roku. Od paru lat działa jako koło przy okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w Rzeszowie. Robert Kubicz pełni funkcję prezesa zarządu koła.

- Wybrano mnie prawdopodobnie dlatego, że tak samo jak karpie noszę wąsy - dowcipkuje.

Rzeszowscy karpiarze w bieżące zarządzanie dostali zbiornik wodny w Lipiu. - W miarę możliwości finansowych staramy się ten akwen zarybiać. W mijającym roku wpuściliśmy tam karpia, który ważył 20 kg. Bardzo konstruktywnie współpracuje z wędkarzami - już kilkanaście razy dał się złowić - mówi prezes koła CarpPub.

Złowić i wypuścić

Jak to możliwe, że tę samą rybę wyciągnie z wody kilkunastu ludzi? Proste: większość wędkarzy wyznaje zasadę "złów i wypuść".

- Ja też nie łowię "na mięso", nie zjadam tych stworzeń. Jak się trafi większy okaz, robię tylko fotkę i wrzucam zdobycz do wody. Dlaczego? Przez noc można "upolować" nawet dziesięć karpi. Jeśli teraz stu karpiarzy zabierze ze sobą po dziesięć ryb, to z naszych wód ubędzie już tysiąc karpi. A ja chcę, żeby było ich tam jak najwięcej.

Królewskiej ryby nie spożywa nawet w wieczór wigilijny.

- Powód jest prozaiczny: są ryby, które smakują mi bardziej niż karp. W ogóle jednak karpia nieraz już jadłem, mało tego - w Wigilię zdarzało mi się go zabijać i chyba robiłem to fachowo. Karpiarzom-ekstremistom to, co mówię, na pewno się nie spodoba, ale uważam, że we wszystkim należy zachować umiar i zdrowy rozsądek. Ryby rybami, a życie życiem - podsumowuje filozoficznie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24