- To było zdarzenie, o którym nie mógłbym nawet śnić - opowiada Marcin Scelina, leśniczy w Nadleśnictwie Baligród. - Bo nie dość, ze wszystko miało miejsce niedaleko ludzkich osad, to jeszcze w ciągu paru minut spotkałem się z potężną niedźwiedzicą i jej martwym potomstwem.
Scelina i jego kolega Kajetan Duell wybrali się na spacer do lasu w Rabem koło Baligrodu z konkretnym zamiarem - wykonania serii zdjęć chodników wyżłobionych przez owady w powalonej jodle. W pewnej chwili spostrzegli przyglądającego się im zza świerków niedźwiedzia. Był od nich nie dalej jak 10 metrów…
- Ogromnie nas to zaskoczyło, ale w jakimś trzeźwym odruchu Kajetan zrobił miśkowi zdjęcie i w tym samym momencie zaczęliśmy się wycofywać - mówi Scelina. - Bez wrzasków, bo to mogło rozjuszyć niedźwiedzia, ale dość szybko i z duszą na ramieniu. Doszliśmy do potoku, aby wspiąć się na przeciwległy stok i stamtąd szlakiem zrywkowym wrócić do domu w Rabem, ale tu czekało nas jeszcze większe przeżycie.
Po przejściu około 30 metrów Scelina zauważył za pniakiem drzewa małego niedźwiadka. Nie miał wątpliwości - zwierzę było martwe. - Zdaliśmy sobie sprawę z powagi sytuacji, znowu wycofaliśmy się do potoku i biegnąc jego korytem wróciliśmy do leśniczówki - relacjonuje pan Marcin. - O zdarzeniu poinformowaliśmy nadleśniczego z Baligrodu, ten przekazał wiadomość do bieszczadzkiej placówki Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Lutowiskach.
Tego samego dnia do Rabego przyjechał dr Wojciech Śmietana, przyrodnik IOP PAN od lat badający wilki, rysie i niedźwiedzie. Wspólnie z leśnikami obejrzał miejsce zdarzenia i martwego niedźwiadka. Odnaleziono opuszczoną gawrę - to z niej niedźwiedzica wyniosła urodzone kilka dni wcześniej młode, zapewne dwoje lub troje. Wiadomo, że jedno nie przeżyło.
- To wykażą szczegółowe badania misia - mówi Wojciech Głuszko, szef Nadleśnictwa Baligród. - Do badań genetycznych pobrano ponadto próbki sierści znalezione w gawrze. Najpewniej śmierć małego misia nastąpiła wskutek wychłodzenia organizmu.
Marcin Scelina i Kajetan Duell uważają, że niedźwiedzica została wypłoszona z gawry przez wałęsającego się wilczura, polującego w lesie na sarny. - Widzieliśmy go pół godziny przed spotkaniem z niedźwiedziem, ganiał po lesie i szczekał. Robił strasznie dużo hałasu. Jego ślady, a także ślady saren zlokalizowaliśmy nie dalej jak 20 metrów od gawry, więc możliwe, że wystraszona niedźwiedzica postanowiła wynieść młode i je ukryć.
Leśnik dodaje, że wcześniej on i Duell słyszeli dobiegające z tamtego rejonu odgłosy, ale podejrzewali, że wydają je orzechówki lub kuny. Nie sądzili, że nie dalej jak 400-500 metrów od leśniczówki i tyle samo od wyciągu narciarskiego swoje zimowe legowisko może mieć niedźwiedź.
- Wciąż myślę, dlaczego nas nie zaatakował - zawiesza głos pan Marcin. -Może był w szoku? I dlaczego nie udało mu się w porę uchronić malca przed śmiercią?
Niedźwiedzice rodzą swoje potomstwo w styczniu. Karmią je mlekiem w gawrze, na pierwszy spacer wyprowadzają wiosną. Niepokojenie tych drapieżników zimą naraża młode na takie dramaty, jak opisany wyżej. W Bieszczadach żyje ok. 100 niedźwiedzi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Andrzej z "Sanatorium miłości" mieszka w DPS. Nie zgadniecie, kto chce mu pomóc
- Marcin Miller chudnie w zastraszającym tempie. Lider Boysów to teraz niezłe ciacho!
- Rutkowski grozi, że nagra piosenkę z Wiśniewskim! Będzie nowe Ich Troje?!
- Hanna Gucwińska nie doczekała się dzieci. Jej wyznanie wyciska łzy z oczu