Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kilkudniowy niedźwiadek umarł z zimna w lesie koło Rabego

Krzysztof Potaczała
Fot. Kajetan Duell
Niedźwiadek miał zaledwie kilka dni, był wielkości kota, leżał za pniem drzewa. Martwy. Kilkadziesiąt metrów dalej stała bezradna niedźwiedzica, przed którą chwilę wcześniej uciekli dwaj mężczyźni.

- To było zdarzenie, o którym nie mógłbym nawet śnić - opowiada Marcin Scelina, leśniczy w Nadleśnictwie Baligród. - Bo nie dość, ze wszystko miało miejsce niedaleko ludzkich osad, to jeszcze w ciągu paru minut spotkałem się z potężną niedźwiedzicą i jej martwym potomstwem.

Scelina i jego kolega Kajetan Duell wybrali się na spacer do lasu w Rabem koło Baligrodu z konkretnym zamiarem - wykonania serii zdjęć chodników wyżłobionych przez owady w powalonej jodle. W pewnej chwili spostrzegli przyglądającego się im zza świerków niedźwiedzia. Był od nich nie dalej jak 10 metrów…

- Ogromnie nas to zaskoczyło, ale w jakimś trzeźwym odruchu Kajetan zrobił miśkowi zdjęcie i w tym samym momencie zaczęliśmy się wycofywać - mówi Scelina. - Bez wrzasków, bo to mogło rozjuszyć niedźwiedzia, ale dość szybko i z duszą na ramieniu. Doszliśmy do potoku, aby wspiąć się na przeciwległy stok i stamtąd szlakiem zrywkowym wrócić do domu w Rabem, ale tu czekało nas jeszcze większe przeżycie.
Po przejściu około 30 metrów Scelina zauważył za pniakiem drzewa małego niedźwiadka. Nie miał wątpliwości - zwierzę było martwe. - Zdaliśmy sobie sprawę z powagi sytuacji, znowu wycofaliśmy się do potoku i biegnąc jego korytem wróciliśmy do leśniczówki - relacjonuje pan Marcin. - O zdarzeniu poinformowaliśmy nadleśniczego z Baligrodu, ten przekazał wiadomość do bieszczadzkiej placówki Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Lutowiskach.

Tego samego dnia do Rabego przyjechał dr Wojciech Śmietana, przyrodnik IOP PAN od lat badający wilki, rysie i niedźwiedzie. Wspólnie z leśnikami obejrzał miejsce zdarzenia i martwego niedźwiadka. Odnaleziono opuszczoną gawrę - to z niej niedźwiedzica wyniosła urodzone kilka dni wcześniej młode, zapewne dwoje lub troje. Wiadomo, że jedno nie przeżyło.

- To wykażą szczegółowe badania misia - mówi Wojciech Głuszko, szef Nadleśnictwa Baligród. - Do badań genetycznych pobrano ponadto próbki sierści znalezione w gawrze. Najpewniej śmierć małego misia nastąpiła wskutek wychłodzenia organizmu.
Marcin Scelina i Kajetan Duell uważają, że niedźwiedzica została wypłoszona z gawry przez wałęsającego się wilczura, polującego w lesie na sarny. - Widzieliśmy go pół godziny przed spotkaniem z niedźwiedziem, ganiał po lesie i szczekał. Robił strasznie dużo hałasu. Jego ślady, a także ślady saren zlokalizowaliśmy nie dalej jak 20 metrów od gawry, więc możliwe, że wystraszona niedźwiedzica postanowiła wynieść młode i je ukryć.

Leśnik dodaje, że wcześniej on i Duell słyszeli dobiegające z tamtego rejonu odgłosy, ale podejrzewali, że wydają je orzechówki lub kuny. Nie sądzili, że nie dalej jak 400-500 metrów od leśniczówki i tyle samo od wyciągu narciarskiego swoje zimowe legowisko może mieć niedźwiedź.

- Wciąż myślę, dlaczego nas nie zaatakował - zawiesza głos pan Marcin. -Może był w szoku? I dlaczego nie udało mu się w porę uchronić malca przed śmiercią?
Niedźwiedzice rodzą swoje potomstwo w styczniu. Karmią je mlekiem w gawrze, na pierwszy spacer wyprowadzają wiosną. Niepokojenie tych drapieżników zimą naraża młode na takie dramaty, jak opisany wyżej. W Bieszczadach żyje ok. 100 niedźwiedzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24