Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klasztor w Żarnowcu i rekolekcje w ciszy. Tam, gdzie sól zachowała swój smak [zdjęcia, wideo]

Jarosław Zalesiński
Klasztor w Żarnowcu od dwóch lat zaprasza na rekolekcje w ciszy. To okazja, by doświadczyć kontemplacyjnego życia.

Pierwsza fundacja, sióstr cysterek, została założona w połowie XIII wieku. Gdy wspólnota w drugiej połowie XVI stulecia podupadła, na miejsce cysterek pojawiły się siostry benedyktynki, które przybyły tu z Chełmna. Dramatyczną cezurą w dziejach opactwa jest rok 1834. Rząd pruski ogłosił wówczas kasatę zakonu i zakazał przyjmowania nowicjuszek. Ostatnia żarnowiecka benedyktynka zmarła w 1866 roku. Mniszki mogły powrócić w mury klasztoru dopiero w 80 lat później, w 1946 roku. Siostry, które osiadły w Żarnowcu, przybyły tu z Wilna.

750 lat życia opartego na pracy i modlitwie, w niezmiennym rytmie. Życia w zamknięciu, za klauzurą, połączoną ze ślubem stabilitas, wiążącym daną mniszkę z tym jednym miejscem i z tymi siostrami na resztę jej dni. Życia, na które odwiedzający opactwo mogą patrzeć tylko przez kratę w klasztornej kaplicy. Siostry schodzą się tam na modlitwę w ustalonych porach dnia. Śpiewają Monastyczną Liturgię Godzin, w tradycyjnych, niezmiennych od stuleci melodiach chorału gregoriańskiego. No i jeszcze widać z okien krzątaninę na podwórku gospodarczym.

Klasztor w Żarnowcu i rekolekcje w ciszy. Tam, gdzie sól zachowała swój smak [zdjęcia, wideo]
Marek Demczuk

Od pewnego czasu odwiedzający opactwo goście mogą się jednak zanurzyć w kontemplacyjnym życiu nieco głębiej. Siostry benedyktynki w Żarnowcu blisko dwa lata temu postanowiły szerzej uchylić drzwi pukającym do nich gościom. Proponują wszystkim chętnym kilku-dniowe rekolekcje, z duchowym prowadzeniem. Kto zdecyduje się na przyjazd, żyje przez te dni klasztornym rytmem godzin modlitwy, pracy, medytacji (5.20 - budzenie, 6 - jutrznia, 22 - spoczynek). Poznaje jedyny w swoim rodzaju smak ciszy. Spotyka się sam ze sobą na takim poziomie wewnętrznego życia, do którego trudno (a może nie sposób?) dotrzeć, gdy żyje się w pośpiechu, na powierzchni siebie, w hałasie spraw, bodźców, informacji. Na tę rekolekcyjną drogę przez wewnętrzną ciszę dostaje się doświadczonego przewodnika: Gdy ktoś odczuwa taką potrzebę, może zawsze umówić się na rozmowę z mniszką, która sama przebyła już jakąś część tej ukrytej drogi i może służyć radą tym, którzy chcą na nią wejść.

Cały pomysł rekolekcji wziął się z takiej właśnie chęci służenia. - Pragnęłyśmy dzielić się z innymi ludźmi tym, co tutaj dostajemy - mówi po prostu matka Faustyna.

Skarbiec i wirydarz

Jest niedziela, wczesne popołudnie, przyjechałem do żarnowieckiego opactwa w ostatnim dniu takich rekolekcji, w godzinie pożegnalnego obiadu. Rekolektanci siedzą razem za długim stołem, ustawionym w klasztornym krużganku. Po jednej stronie, przez witrażowe szybki okien, widać wirydaż z mnóstwem kwiatów. Ciężkie drzwi po drugiej stronie prowadzą do zakonnego skarbca. Można go zwiedzić. Widok starych ornatów i ręcznie iluminowanych, wyeksponowanych w gablotach antyfonarzy sprzed setek lat zapiera dech w piersiach.

Na stół wjeżdża oczywiście niedzielny rosół, na drugie danie będą żeberka podane z pysznymi piklowanymi ogórkami, na deser - przywieziony przez kogoś sernik, że palce lizać. Atmosfera szybko się rozluźnia, rekolektanci oswajają się z tym, że na powrót można już rozmawiać. - Dowiedziałem się przez te dni, że spotkać się z kimś można właśnie w milczeniu - mówi o tym Paweł. Jak się okazuje, przyjechali do Żarnowca nie tylko z Pomorza. - Żeby tu być, przejechałam 500 km - mówi Wanda. Wieść o możliwości odbycia rekolekcji w Żarnowcu szeroko się już, jak widać, rozniosła. Dla jednych z tych osób kilkudniowe rekolekcje w ciszy pozwoliły na powrót spotkać się z samym sobą i także z Bogiem, zrozumieć, co jest w relacji pomiędzy mną i Nim nie tak. - Wierzyłam, że jak chce się dobrze żyć, to trzeba być dobrym dla ludzi - mówi Monika. - A tutaj zrozumiałam, że najważniejsze jest to, żeby w centrum życia był Bóg.

Nie każdy z rekolektantów przeżył ten czas tak religijnie - co wcale nie znaczy, że był to czas stracony. Niekiedy podróż przez ciszę prowadzi inną drogą i do innego punktu przeznaczenia.

- Przyjechałam tutaj w poczuciu bezsilności wobec własnego życia - decyduje się powiedzieć wszystkim Maria. - Wyjeżdżam jeszcze bardziej bezsilna. I chyba tak właśnie ma być.

Każdy wyjedzie z opactwa z własnym bagażem. Po obiedzie pozostaje już tylko sprzątanie pokoi, żegnanie się i pakowanie. Na koniec trzaskają drzwiczki samochodów, auta rozjeżdżają się spod klasztoru, jedne w lewo, w stronę Krokowej, drugie w prawo w kierunku Wejherowa. Co dalej? Staranie o to, by sól, której się tutaj posmakowało, w hałasie i pośpiechu zachowała swój smak.

Wszyscy jesteśmy w drodze

Ja pozostałem w opactwie jeszcze przez dobrą godzinę, żeby z siostrami benedyktynkami porozmawiać o rekolekcjach. Dla kogo one są? Tylko dla gorliwie wierzących?

- Wszystkich nas, niezależnie od wieku, stanu i zawodu, Bóg pociąga i pomału przybliża ku coraz większemu rozwojowi świadomości jego obecności, przylgnięcia do Niego - odpowiada siostra Małgorzata Borkowska. - Tego ludzie szukają. Czy te rekolekcje są tylko dla wierzących? Przecież ci ludzie nam się nie spowiadają. Motywacje mogą być różne.

Siostra Maria-Victoria na pytanie, czy rekolekcje mają za cel nawracanie kogoś, odpowiada anegdotyczną historię:

- Była u nas kiedyś pewna pani, po którą na koniec przyjechał jej mąż. Ta pani chciała się przed odjazdem jeszcze pomodlić w kaplicy. - To chodźmy razem - zaproponowałam. - Ja nie pójdę - warknął mąż. - Wezmę kogoś w zastępstwie pana - odpowiedziałam. Mąż zaniemówił. Kiedy wróciłyśmy z kaplicy, zaczął mnie ostro przepytywać: - Z kim się siostra modliła? O co? Ale potem złagodniał. Nie wiem, czy się nawrócił, ale wiem, że od tamtego czasu jest klasztorowi bardzo życzliwy.

- Ludzie przyjeżdżają tutaj z różnymi pragnieniami - dopowiada matka Faustyna. - Bóg na tych pragnieniach buduje to, co On ostatecznie chce. A z czasem potrafi też zmieniać nasze pragnienia.

- W każdym momencie jest możliwe pójście krok dalej, krok głębiej - tłumaczy siostra Małgorzata Borkowska. - Wszyscy jesteśmy w drodze. I na tej naszej drodze może nas czekać niejedna niespodzianka. Zaś ta największa i najpiękniejsza niespodzianka znajduje się na samym końcu.

Tyniec Północy

W parku oliwskim w Gdańsku, założonym przez Jacka Rybińskiego, ostatniego cysterskiego opata, na przedłużeniu „drogi do wieczności”, czyli szpalerów przystrzyżonych równo lip, otwierających perspektywę w stronę morza, znajdują się dwa przepiękne lipowe bindaże, jakby dwa drzewne tunele, którymi idzie się pod splecionymi gałęziami. W Żarnowcu, dawnym cysterskim, a dziś benedyktyńskim opactwie, także znajdują się dwie wspaniałe aleje starych grabów. Można do nich dojść, wychodząc z klasztoru i przechodząc, trochę bokiem, przez niewielkie, sąsiadujące z klasztorem gospodarstwo. Za przekrzywioną furtką jest ścieżka, idzie się nią obok niewielkiego sadu i dociera do tego miejsca, jakby stworzonego do zadumy i medytacji. Znowu zapiera dech w piersiach... Piękno tych starych alej jest też melancholijnym pięknem zaniedbania. Co prawda siostry benedyktynki otrzymały w tym roku państwowe środki, dzięki czemu można było odpowiednio przyciąć wiekowe drzewa, ale ta część klasztornego kompleksu wymaga jeszcze wielu, wielu prac, by przywrócić mu jego dawny blask. W samym klasztorze można było dzięki innym funduszom rozpocząć „remont stulecia”, m.in. osuszyć piwnice czy zaadaptować na kaplicę część strychu. Wspólnota sióstr nie dysponuje niestety pieniędzmi na wybudowanie odpowiedniego miejsca dla przybywających do klasztoru pielgrzymów.

- Trzeba zaczynać nie od murów, tylko od ducha - tłumaczy matka Faustyna. - Chciałyśmy najpierw przekonać się, czy w ogóle jest zainteresowanie benedyktyńskimi rekolekcjami. Okazało się, że ludzie przyjeżdżają.

Pod koniec listopada odbędą się kolejne rekolekcje. Miejsc nie ma już od dawna, można się co najwyżej zapisać na listę rezerwową.

- Słyszymy często od przyjeżdżających do nas osób: siostry mają tu takie... takie dziewicze życie - mówi z uśmiechem matka Faustyna. - Nieskażone, proste, harmonijne. Dzisiaj już nikt tak nie żyje.

Codzienność klasztorna z pewnością nie jest wcale tak łatwa i słodka, jak się z zewnątrz wydaje, ale pewnie właśnie pragnienie doświadczenia takiego „nieskażonego życia” sprowadza do Żarnowca kolejnych pielgrzymów. Opactwo jednak nie bardzo ma ich gdzie przyjąć. Dom gości, wybudowany po wojnie, swoim standardem dalece odbiega od tego, co dzisiaj proponują podobne miejsca. Jeszcze gorzej wygląda „zacisze Benedykta”, niewielki dom, znajdujący się po drugiej stronie szosy, który tak naprawdę należałoby wyburzyć, by w jego miejsce wybudować coś odpowiedniejszego, służącego gościom klasztoru.

Opactwo w Żarnowcu jest takim naszym Tyńcem Północy. Komu by o nim nie wspomnieć, ten mówi: tak, wiem, słyszałem. To tutaj przyjeżdżało się niegdyś z księdzem Tadeuszem Fedoro-wiczem, to tutaj częstym gościem był ks. Janusz Pasierb, który poświęcił Żarnowcowi niektóre ze swoich wierszy. Dzisiaj miejsce to pilnie potrzebuje naszej pomocy. Pomorze o Żarnowcu zapomniało. A przecież smaku soli nic nam nie zastąpi.

Zacisze Benedykta
Siostry benedyktynki z Żarnowca pragną wybudować „zacisze Benedykta” - sąsiadujący z klasztorem budynek, w którym mogłyby podejmować przybywających do Żarnowca gości. Informacje można znaleźć na stronie www.benedyktynki-zarnowiec.pl/zacisze-sw-benedykta/. Na tej samej stronie umieszczono informacje o rekolekcjach benedyktyńskich.

wideo: Marek Demczuk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Klasztor w Żarnowcu i rekolekcje w ciszy. Tam, gdzie sól zachowała swój smak [zdjęcia, wideo] - Plus Dziennik Bałtycki

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24