Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Król puszczy" do odstrzału. Zginie 25 żubrów!

Krzysztof Potaczała
W Bieszczadach żyją niezwykle rzadkie żubry rasy białowiesko-kaukaskiej
W Bieszczadach żyją niezwykle rzadkie żubry rasy białowiesko-kaukaskiej Wojciech Zatwarnicki
W Bieszczadach musi zginąć 25 chronionych żubrów. Stadko z Nadleśnictwa Stuposiany cierpi na gruźlicę, a dotąd nie wymyślono metody leczenia tej choroby u dzikich zwierząt. Teraz zakażone żubry są zagrożeniem dla innych leśnych gatunków i ludzi.

Prof. Wanda Olech-Piasecka ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie:
Gruźlica jest chorobą zwalczaną z urzędu u bydła i chorobą, która może przenieść się na inne gatunki zwierząt, a nawet ludzi. Leczenie gruźlicy jest bardzo trudne, a w stosunku do dzikich zwierząt niemożliwe. Lekarze weterynarii są zgodni: stado zakażone powinno być zlikwidowane. Lepiej stracić 10 procent, niż mieć gruźlicę w całych Bieszczadach. Wykonanie eliminacji polegać będzie na śledzeniu i wybieraniu słabych zwierząt oraz niedopuszczaniu do przejścia zbyt daleko na północ.

W ciągu ostatnich dwóch lat w Bieszczadach padło na gruźlicę 11 żubrów, niemal wszystkie w Nadleśnictwie Stuposiany. Graniczy ono z Bieszczadzkim Parkiem Narodowym, w którym spośród kilkunastu bytujących tam żubrów zdechł dotąd jeden, oraz z Ukrainą.

- Prawdopodobieństwo, że chore osobniki przejdą na sąsiednie tereny jest bardzo wysokie, tym bardziej że choroba trawi głównie krowy, a osamotnione byki są zmuszone wędrować na dalsze odległości w poszukiwaniu samic - tłumaczy Jan Mazur, nadleśniczy ze Stuposian. - Wiosną przez San przeszło na Ukrainę 15 żubrów, wróciło 12. Te trzy brakujące mogły zostać zastrzelone przez tamtejszych kłusowników, ale mogły też paść od gruźlicy.

Niska odporność

Żubr (Bison bonasus) - największy europejski dziko żyjący ssak. W Polsce pod ochroną. Masa samców dochodzi nawet do 900, samic - do 650 kg. Obecnie na świecie żyje zaledwie ok. 3000 żubrów, z czego w Polsce blisko 1000. Najwięcej w Puszczy Białowieskiej i w Bieszczadach. Ponadto 160 polskich żubrów żyje w niewoli.

W kwietniu w Krośnie obradowali leśnicy i naukowcy zajmujący się bieszczadzkimi żubrami. Jest ich obecnie w tym regionie około 300 (druga co do wielkości populacja w Polsce, po Puszczy Białowieskiej, ale najliczniejsza na świecie linii białowiesko-kaukaskiej), żyją w kilku nadleśnictwach oraz w BdPN.

- Wszystkie, podobnie jak inne pustorogie (np. krowy, kozy, owce) są podatne na gruźlicę, lecz tylko domowe zwierzęta są szczepione - wyjaśnia doc. dr hab. Kajetan Perzanowski z Muzeum i Instytutu Zoologii PAN w Warszawie, pod którego kierunkiem prowadzone są w Karpatach badania żubrów. - Dodatkowo żubry z powodu wyjątkowo wysokiego stopnia spokrewnienia (te obecnie żyjące w Bieszczadach pochodzą od 12 przodków - KP) mają generalnie małą odporność na choroby zakaźne.

Według Perzanowskiego nie było w ostatnim czasie przypadków zgonów na gruźlicę u żubrów poza Nadleśnictwem Stuposiany i BdPN, jednakże u dwóch osobników stwierdzono przeciwciała będące świadectwem wcześniejszego kontaktu z prątkiem.

- Niektóre sztuki, zwłaszcza byki, migrują na duże odległości, więc taka sytuacja mogła mieć miejsce - mówi. - Ponadto przed paru laty gruźlica pojawiła się wśród bydła domowego w okolicach Czarnej Dolnej, Paniszczewa i Teleśnicy. To ważna informacja, gdyż bydło to korzysta niekiedy z tych samych pastwisk co wolno żyjące żubry. Ale trzeba też pamiętać, iż na gruźlicę zapadają m.in. wilki, borsuki, dziki czy sarny. Jeśli jakiś żubr miał z takim zwierzęciem kontakt, mógł się zarazić.

Niewykluczone, że właśnie takie było źródło zakażenia się gruźlicą 15 żubrów z tych okolic pod koniec lat 90. Wtedy bydło domowe również chorowało na gruźlicę. Stado przeznaczono do likwidacji, lecz nie wszystkie chore osobniki udało się odstrzelić. Zapewne pozostałe przy życiu w końcu padły, ale do dziś nie ma pewności czy nie zdążyły przed śmiercią zainfekować groźnymi prątkami nie tylko żubrów z sąsiednich terenów, ale też innych gatunków dzikich zwierząt.

Nie ma innej metody

Ważniejszą kwestią jest jednak uporanie się z chorymi osobnikami z okolic Stuposian. Kiedy informacja o planowanych odstrzałach przedostała się do mediów, podniosły się głosy oburzonych internautów twierdzących, że istnieją metody leczenia chorób u dzikich zwierząt, ale pomysłodawcy innego rozwiązania żubrzej kwestii nie chcą ich brać pod uwagę, bo wolą sobie postrzelać.

Mirosław Weltz, wojewódzki lekarz weterynarii: - Nie ma żadnej metody leczenia gruźlicy u wolno żyjących gatunków, trzeba je usunąć ze środowiska, by nie zarażały innych zwierząt.

Jan Mazur gryzie się, co będzie w najbliższym czasie. Ma świadomość, że czas ucieka, a leśnicy są w zasadzie bezradni w walce z trawiącą żubry chorobą.

- Obserwujemy je, wyznaczyłem specjalnie w tym celu pracownika, który dokumentuje każdy dzień z życia stada. Wcześniej pobudowaliśmy zwyżki i ambony, by stamtąd śledzić ruchy zwierząt i próbować oceniać kondycję poszczególnych osobników. Latem na świat przychodzą młode i też musimy je objąć stałym monitoringiem.

Zwłoka niewskazana, ale konieczna

W zeszłym roku generalny konserwator przyrody wydał zgodę na odstrzelenie sześciu chorych żubrów z Nadleśnictwa Stuposiany. Zimą udało się zabić tylko dwa, jednak pozwolenie na pozostałe ważne jest jeszcze do końca tego roku i może zostać przedłużone. Osobno przez Regionalną Dyrekcję Lasów Państwowych w Krośnie miał być złożony wniosek na eliminację całego, liczącego obecnie 25 sztuk, stuposiańskiego stada.

- Pismo w tej sprawie do nas nie wpłynęło - informuje Aleksandra Majchrzak z Ministerstwa Środowiska. - Znany jest nam jednak problem chorych żubrów. Z uwagi na brak szczepionki dla tych zwierząt, opracowywana jest koncepcja budowy zagrody, w której udałoby się zgromadzić wszystkie zagruźliczone osobniki. Takie rozwiązanie pomogłoby uniknąć zabijania zakażonych sztuk.

Edward Marszałek, rzecznik krośnieńskiej RDLP: - Wniosek jest przygotowywany, zostanie przesłany do ministerstwa. Czekaliśmy jeszcze na wyniki ostatnio pobranych od żubrów próbek. Niestety, kolejny raz okazało się, że trawi je gruźlica. Ale nie wiedzieliśmy, że istnieje plan budowy zagrody dla chorego stada.

Leśnicy są zdania, że wytropienie i zwabienie do jakiegoś wydzielonego i ogrodzonego obszaru zainfekowanych zwierząt, nigdy się nie uda. Żubry to zwierzęta ostrożne i płochliwe, nie dadzą się podejść. Dlatego, jak twierdzą, skuteczniejsze byłyby odstrzały, choć i tu nie poszłoby łatwo.

- Taka operacja musi być przeprowadzona szybko i sprawnie, ale problem w tym, że latem wytropienie żubrów w morzu zieleni jest prawie niemożliwe - uważa nadleśniczy Mazur. - Jeśli konserwator przyrody zgodzi się na likwidację stada, szanse na skuteczne odstrzały pojawią się dopiero po pierwszym śniegu. Wtedy łatwiej można zlokalizować tropy i wyśledzić zwierzęta.

Trzeba świeżej krwi

Jan Mazur ma jeszcze jedno zmartwienie. Z myślą o turystach wiosną tego roku otwarto w Mucznem zagrodę pokazową i aklimatyzacyjną dla żubrów. Znajduje się ona w bezpośrednim sąsiedztwie lasów, w których przebywają chore osobniki.

Te do zagrody zostały przywiezione w lutym m.in. ze Szwajcarii i Francji, są zdrowe, ale czy nie istnieje prawdopodobieństwo, że dziko żyjące osobniki zaczną podchodzić pod siatkę? Zdaniem Piotra Brewczyńskiego z RDLP w Krośnie, zwierzęta przebywające na wydzielonym i zabezpieczonym terenie są wystarczająco chronione.

Dodatkowo do czasu likwidacji chorego stada, do Mucznego nie będą przywożone kolejne żubry z europejskich hodowli i ogrodów zoologicznych.

Muczniańska zagroda ma nie tylko cieszyć oczy turystów i wzbogacać ich wiedzę o "królu puszczy", ale też przygotowywać przywożone tu z Europy żubry do życia w karpackim środowisku.

Wspomnianą inwestycję Europejski Fundusz Ochrony Środowiska dofinansował aż w 85 procentach (całościowy koszt to blisko milion złotych), co świadczy o randze przedsięwzięcia.

Bo oprócz prowadzenia samej zagrody leśnicy i przyrodnicy realizują projekt, którego celem jest wzbogacenie puli genowej, a więc wzmocnienie kondycji żyjących tu żubrów poprzez "dolewkę" świeżej krwi pochodzącej od pobratymców z różnych zagranicznych hodowli.

Leśnicy, wspierani wiedzą i doradztwem przez naukowców z PAN i Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego (przede wszystkim przez prof. Wandę Olech-Piasecką z Katedry Genetyki i Ogólnej Hodowli Zwierząt), chcą też poprawić warunki bytowania dziko żyjącym żubrom.

Koszą m.in. łąki i wykładają karmę na ich naturalnych trasach migracyjnych. W ten sposób w jakimś stopniu starają się zapobiec migracjom chorych zwierząt na Ukrainę, do sąsiednich nadleśnictw i Bieszczadzkiego Parku Narodowego.

Czy eliminacja 25 żubrów może negatywnie wpłynąć na stabilność żubrzej populacji w Bieszczadach? W opinii doc. Perzanowskiego - nie.

Jak podaje, co roku rodzi się około 30 młodych. Dla porównania, w Puszczy Białowieskiej, gdzie żyje około 450 żubrów, rokrocznie odstrzeliwanych jest (ale nie z powodu gruźlicy) mniej więcej 40 sztuk i struktura tamtejszej populacji nie zostaje zachwiana.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24