Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabrali 7 groszy

DARIUSZ CHAJEWSKI
Propozycje niższych dopłat dla polskich producentów rolnych po wejściu do Unii Europejskiej poruszyły polityków. Sami zainteresowani niewiele wiedzą o planach Brukseli.

Wczoraj około godz. 11.00 Henryk Gaworski robił to, do czego według europejskich stereotypów polski rolnik się nadaje: widłami przerzucał obornik. Jednak rolnik z podgubińskiego Kozłowa równie bacznie przygląda się swoim kolegom z Unii Europejskiej, zwłaszcza że wsi i rolnictwu media poświęcają coraz więcej czasu. Według ostatnich doniesień Komisja Europejska zaproponowała, że nowi członkowie UE otrzymają w 2004 roku 25 proc. pełnej kwoty dopłat.

Zabrali 7 groszy

- Oglądamy telewizję, czytamy gazety i nie podoba nam się to wszystko - mówi H. Gaworski. - Obawiam się, że będą nas traktować jak Europejczyków i rolników drugiej, gorszej kategorii. Mamy szansę utrzymać się na rynku Unii, jeśli będzie nas obowiązywał system dopłat taki sam jak w innych państwach Wspólnoty. Zresztą już teraz powinniśmy się do tego wejścia przygotowywać i państwo musi wyłożyć na nas pieniądze. Tymczasem jest coraz gorzej. Ostatnio zabrano nam po siedem groszy za każdy odstawiony litr mleka.
H. Gaworski ma typowe polskie gospodarstwo: sześć hektarów nie najlepszej ziemi, bydło, świnka, kury. Na podwórku stoi traktor, który jeśli trzeba ciągnie nie przyczepę, ale furmankę.
Piotr Kusy, sołtys pobliskiego Witaszkowa, nie ukrywa, że gdyby mógł, wyniósłby się do miasta, ale żonie wieś się podoba. Sama pracuje w handlu. Sołtys szuka pieniędzy jak może i dlatego nie uprawia 15-hektarowego gospodarstwa - przestało się opłacać. Jak przyznaje, wraz z dopłatami być może zacznie się "kalkulować".
- Na hektarze posadziłem choinki - mówi P. Kusy. - Jeśli zacznie funkcjonować system dopłat do gruntów zadrzewianych, co ostatnio zapowiadano w prasie, obsadzę chojakami kolejne pięć hektarów. Myślę, że w gorszej sytuacji nasze rolnictwo być już nie może. Bez dotacji nie damy rady. Popatrzmy na państwa Unii - tam wszystko jest droższe niż u nas, a jednak produkt jest tańszy. To z nieba się nie bierze.
Jak przeliczali rolnicy, za 10 hektarów powinni uzyskać około 1.900 zł. Lepszy rydz niźli nic.

Anglik już jest

Takich rachunków na razie nie prowadzi się w Luboszynie, mimo że Europa jest tutaj od kilku lat. Właścicielem 1.800-hektarowego gospodarstwa jest Anglik Richard Phillips. Produkuje zboża konsumpcyjne, ziemniaki na frytki dla fast foodów, a nawet kukurydzę, która jeszcze niedawno na luboszyńskich polach się nie udawała.
- Nie rozumiem o co ten hałas, powinniśmy przyjąć takie kwoty dopłat, jakie nam Unia proponuje - mówi szef produkcji rolniczej gospodarstwa Ryszard Szul. - Powoli, od czegoś należy zacząć. Moim zdaniem najważniejszym zyskiem jest wiedza i wyposażenie rolnictwa, a nie dopłaty. Dzięki doradztwu ekspertów z krajów unijnych znacznie poprawiliśmy plony, dostosowujemy nawozy do każdej gleby, obserwujemy wszelkie zmiany klimatyczne i dobieramy do nich materiał siewny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska