Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekcja karate

WACŁAW BURZMIŃSKI
Podczas zajęć z Japończykami w Tokio. Janusz Czarniecki - drugi z lewej.
Podczas zajęć z Japończykami w Tokio. Janusz Czarniecki - drugi z lewej.
- Spaliśmy na macie, głowa na poduszce z grochem. Każdy dostał sandały i tradycyjne kimono. Ściśle przestrzegany porządek dnia. Surowość i tajemniczość. Zero kontaktu ze światem - opisuje pobyt w "świątyni" odmiany kyokushin Janusz Czarniecki, długoletni zawodnik, trener i działacz karate.

Tokio było gospodarzem otwartych indywidualnych mistrzostw świata w tej dyscyplinie. Trzydniową rywalizację 240 karateków z 70 krajów wygrał Japończyk Hitoshi Kiyama.
- Zawody rozgrywano na jednej, centralnej macie - mówi Czarniecki. - Codziennie przyglądało się im około siedme-osiem tysięcy widzów, co potwierdza olbrzymią popularność karate wśród Japończyków. Niezwykle widowiskowa oprawa, połączona z łamaniem brył lodu. Walki na pełny kontakt. Zdarzały się nokdawny i nokauty.

Elitarny ośrodek

Przemyski propagator karate, jeden z obserwatorów tokijskich MŚ z ramienia Polskiego Związku Karate, a na codzień adwokat, marzył głównie o tym, aby znaleźć się na szczycie Mitsumine. Jest tam elitarny ośrodek kyokushin, w którym dwa razy w roku odbywają się prestiżowe obozy z udziałem najlepszych karateków świata.
- To święte miejsce dla karateków - mówi o ośrodku Czarniecki. - Mitsumine, położone 250 kilometrów od Tokio, to stara, trudnodostępna wioska. Są groby słynnych Samurajów, obelisk Masutatsu Oyamy, legendarnego twórcy kyokushin. Byłem jednym z pięciu Polaków, którzy zostali zaproszeni na kilkudniowy obóz do tego ośrodka.

Surowy reżim

Pobudka o 5.30, od 6 do 7 - rozruch na świeżym powietrzu, prowadzony przez japońskiego mistrza, Shokei Matsui, szefa Światowej Organizacji Kyokushin. Msza w świątyni Shinto, połączona z medytacją, z udziałem ok. 200 osób ze wszystkich kontynentów. Potem treściwy posiłek - ryż, owoce morza. Wszystko pałeczkami. - Akurat nie miałem z tym żadnych kłopotów, bo tak jadam od 30 lat - wtrąca pan Janusz. Od 10 do 12 trening. Lunch po japońsku. Od 14 do 16 kolejny, dość absorbujący i męczący trening. Odnowa biologiczna, kąpiel w gorących źródłach. Wieczorem konsultacje. Tak dzień po dniu. Bez telewizji, radia, telefonu. Pełna izolacja.

Nie wszyscy zdali

Zgrupowanie kończyło się egzaminem na wyższy stopień dan. Dopuszczono do niego tylko połowę uczestników. Z Polski dwóch - Czarnieckiego oraz Andrzeja Krawontkę z Nowego Sącza.
Egzamin trwał ok. 4,5 godziny, przy drzwiach zamkniętych, przed 6-osobową komisją, której szefował sam Shokei Matsui. Oceniano technikę, kata i walkę (kumite). Do tego pisemny test po angielsku. Nie wszyscy zdali. - Przeszedłem pomyślnie wszystkie testy i mam trzeci dan - mówi Czarniecki.

Szacunek do tradycji

Polska ekipa miała też okazję zwiedzić stolicę Japonii. - Byłem w tym kraju po raz pierwszy. Wywarł na mnie olbrzymie wrażenie - kontynuuje pan Janusz. - Inne obyczaje, kultura, mentalność, architektura, kuchnia. Japończycy są niezwykle zapracowani, w ciągłym ruchu. Przy tym bardzo uczynni i perfekcyjni. Mają duży szacunek do tradycji. Na każdym kroku nowoczesność zderza się z historią. Obok szklanych wieżowców - pagody. Jakby czas zatrzymał się w miejscu. Wykorzystują do maksimum każdy skrawek powierzchni. W hotelu mieliśmy pokój wielkości…łóżka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24