Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łowca piorunów z Rzeszowa (video)

Beata Terczyńska
Grzegorz Masłowski ze zdjęciami piorunów nad Rzeszowem, wykonanymi przez Edytę Gąsior - pracownika Zakładu Podstaw Elektrotechniki i Informatyki PRz.
Grzegorz Masłowski ze zdjęciami piorunów nad Rzeszowem, wykonanymi przez Edytę Gąsior - pracownika Zakładu Podstaw Elektrotechniki i Informatyki PRz. FOT. WOJCIECH ZATWARNICKI
Grzegorz Masłowski razem z naukowcami z Florydy potrafi wywoływać wyładowania atmosferyczne.

- Czy można mnie nazwać łowcą piorunów? - śmieje się Grzegorz Masłowski z Politechniki Rzeszowskiej. - W pewnym sensie tak. Wraz z amerykańskimi naukowcami sprowadzamy pioruny na ziemię. Tam, gdzie chcemy.

Są ludzie, którzy podczas szalejącej burzy uwielbiają patrzeć w niebo i podziwiać zygzaki błyskawic. Innych paraliżuje strach i najlepiej nie wychylaliby wtedy nosa spod kołdry.

- Znacznie bezpieczniej jest schować się pod pierzynę, niż stać w oknie - mówi Grzegorz Masłowski, zafascynowany piorunami naukowiec z Politechniki Rzeszowskiej. - Tu nie ma żartów. Piorun to moc, która zabija.

I pokazuje nam zdjęcie rozszarpanych butów - korków. Tyle zostało po sportsmence, w którą trafił piorun na boisku.

Piorunująca Aleja Burz

Masłowski, prodziekan elekt ds. rozwoju na Wydziale Elektrotechniki i Informatyki, od 3 lat współpracuje z uniwersytetem na Florydzie, gdzie na tzw. Alei Burz stoi stacja do badania wyładowań atmosferycznych.

- Podobnych jest tylko kilka na świecie - podkreśla naukowiec.

Natężenie prądu w trakcie wyładowania może dochodzić nawet do 250 tys. amperów. Temperatura wewnątrz to 30 tys. stopni, czyli kilkakrotnie więcej niż na powierzchni Słońca. Ale wyładowanie atmosferyczne trwa bardzo krótko. Naukowcy obliczyli, że energia zgromadzona w jednym wyładowaniu wystarczyłaby na zasilenie zaledwie 5 żarówek 100 watowych przez jeden miesiąc. Według nich, nie opłaca się łapać piorunów (gdyby to było możliwe) i wykorzystywać ich energii.

Aleja Burz to miejsce, gdzie rejestruje się najwięcej wyładowań na kilometr kwadratowy. Ma to związek z panującym tam subtropikalnym klimatem. Naukowcy sztucznie wywołują tu pioruny. Jak to możliwe?

- Do tego celu używa się mini rakiet. Podobnych kształtem do rzutek, wykonanych z tworzywa sztucznego.

Wystrzelona rakieta, lecąca w kierunku burzowej chmury z prędkością ok. 200 metrów na sekundę, rozwija metalowy drucik. Ściąga ona na siebie uderzenie, a poprzez rozwinięty drut piorun przeskakuje do miejsca, gdzie znajdują się urządzenia pomiarowe.

- Mierzymy prąd wyładowania przy powierzchni ziemi oraz impulsowe pole elektromagnetyczne. Wyniki służą do oceny zagrożeń, jakie może wywołać uderzenie pioruna zarówno w człowieka, jak i w budynki mieszkalne lub zwierzęta.

Siedzimy w kontenerze

Masłowski zapewnia, że - wbrew pozorom - takie eksperymenty są bezpieczne dla naukowców:

- Jesteśmy ostrożni. Podczas wywoływania piorunów siedzimy niedaleko w zabezpieczonym kontenerze. Nikt nie wychyla nosa na zewnątrz. Gdy walą pioruny, można się poczuć tak, jakby niedaleko uderzył granat. Natomiast przyrządy i oscyloskopy są połączone światłowodami, po których nie przechodzi sygnał elektryczny.

* Pioruny słyszymy w promieniu ok. 25 km. Blisko rdzenia pioruna ciśnienie dochodzi do 10 atmosfer i powstaje tzw. fala uderzeniowa, która potrafi przewrócić stojącego w pobliżu człowieka. W odległości kilku metrów od rdzenia kanału fala uderzeniowa przechodzi w falę akustyczną zwaną grzmotem. Grzmot rozchodzi się z prędkością 340 m/s, a światło błyskawicy prawie milion razy szybciej. Dlatego też licząc czas pomiędzy błyskiem i grzmotem można ustalić odległość do miejsca uderzenia pioruna. Na przykład różnica 30 s oznacza dystans ok. 10 km. Powinniśmy wówczas jak najszybciej znaleźć bezpieczne schronienie.

* Początki nauki na temat wyładowań atmosferycznych można przypisać Benjaminowi Franklinowi. Jako pierwszy zbudował urządzenie piorunochronne.

* Pierwszą w Polsce pracę z zakresu elektrotechniki, która dotyczyła ochrony odgromowej, napisał w 1784 r. ksiądz Józef Herman Osiński. Grzegorz Masłowski, absolwent I LO w Rzeszowie, wyśledził, że ks. Osiński był wtedy nauczycielem rzeszowskiego Kolegium Pijarskiego (dziś I LO).

Niedaleko uniwersytetu na Florydzie znajduje się przylądek Canaveral. Masłowski na stałe współpracuje z profesorem Vladimirem Rakovem, ekspertem, stałym doradcą w ochronie promu kosmicznego przed wyładowaniami atmosferycznymi.

- Prawie codziennie wymieniamy się mailami - zdradza rzeszowski naukowiec. - Żałuję, że ostatnio ominęła mnie przyjemność wspólnej inspekcji promu kosmicznego przed jego startem. Pogoda opóźniła start, a ja musiałem już wracać do Polski.

Jak przemieszczają się burze nad Polską

Nie tylko na Florydzie prowadzone są badania piorunów. Także w Rzeszowie, na Politechnice.

Masłowski: - Na placu, niedaleko kina Helios, robimy badania z wykorzystaniem tzw. generatora udarów piorunowych. Nie ściągamy piorunów z nieba, ale wstrzykujemy prąd z generatora do modelu instalacji odgromowej i mierzymy, jak się rozpływa. Chciałbym, aby do badań włączyli się również studenci. Po wakacjach planujemy utworzyć specjalne koło naukowe.

Ponadto na dachu Politechniki ustawiona została antena rejestrująca prawdziwe uderzenia piorunów. W Polsce podobnych jest ok. 10. Dzięki nim można ocenić, jak przemieszczają się burze nad Polską.

Co z piorunem kulistym?

Wiele osób opowiada o dziwnym zjawisku - piorunie w kształcie kuli, który wpada przez komin do mieszkania, lata po nim z olbrzymią prędkością i wybucha.

- Piorun kulisty od strony naukowej jest niezbadanym zjawiskiem - przyznaje naukowiec. - Ciekawa teoria została wysnuta ostatnio przez lekarzy współpracujących z fizykami na konferencji w Szwecji. Według niej, gdy piorun uderzy bardzo blisko człowieka, wytwarza się tak duże pole magnetyczne, że może powodować halucynacje. Właśnie w postaci takiego pioruna kulistego. Ale jak w takim razie wytłumaczyć fakt, że zjawisko widzi kilka osób naraz i rejestruje je kilka aparatów fotograficznych?

UWAŻAJ!

UWAŻAJ!

Niebezpieczne miejsca: wzniesienia, otwarta przestrzeń, samotne drzewa, wieże, słupy, niechronione prowizoryczne pomieszczenia np. namioty, boiska sportowe, kabriolety, jeziora, rzeki, morze, ocean itp., pływalnie (również kryte), metalowe ogrodzenia.

Gdy burza zaskoczy cię...
W domu:

Nie zbliżaj się do urządzeń elektrycznych i metalowych. Bądź z dala od oszklonych okien, sufitów i drzwi. Wyłącz z gniazdek wszystkie zbędne urządzenia elektryczne oraz anteny. Nie bierz kąpieli w wannie lub pod prysznicem. Nie dotykaj kranu oraz kaloryfera. Nie korzystaj z telefonu stacjonarnego przewodowego.

Na ulicy:
Nie stawaj pod wysokimi drzewami, słupami, masztami. Trzymaj się z dala od trakcji tramwajowych, kolejowych, transformatorów i przewodów wysokiego napięcia. Nie jedź rowerem i nie dotykaj jego metalowych części.

Nad wodą:
Nie spaceruj po plaży, nie kąp się, bo pioruny często uderzają w podmokłe tereny.

Na łące:
Na otwartym terenie najlepiej kucnij ze złączonymi nogami, nie kładź się na ziemi i nie stój w rozkroku. Nie biegaj i nie poruszaj się szybkim krokiem.

W górach:
Zejdź z grani lub wysoko położonych wzniesień i schowaj się w zagłębieniu.

Podczas jazdy samochodem:
Zatrzymaj się i pozostań w samochodzie. Jesteś w nim bardziej bezpieczny, niż na otwartej przestrzeni. Nie parkuj pod drzewami i liniami energetycznymi.

Najgorzej, gdy uderza w głowę

Co się dzieje, gdy piorun trafia w człowieka?

- Prąd nie przepływa przez całe ciało człowieka, tylko przez wierzchnią warstwę skóry. Nie wnika głębiej - tłumaczy naukowiec. - Najgorzej, gdy uderzy w głowę. Wtedy szanse na przeżycie są równe zeru. Gdy trafi w inną część ciała, przeważnie jest tylko poparzenie. Zdarzają się zaburzenia pamięci, pracy serca, kłopoty z oddychaniem, ale często udaje się przeżyć. Silne poparzenia grożą nam w przypadku porażenia, gdy mamy na sobie wisiorek, klucze w kieszeni, słuchawki na uszach lub rozmawiamy przez telefon komórkowy. Wtedy jest inny przepływ prądu. Należy jednak podkreślić, że żaden z tych przedmiotów, a w szczególności telefon komórkowy, nie ściąga piorunów.

Są na świecie osoby, które kilkakrotnie zostały porażone piorunem. Przesądni ludzie uważają, że to fatum.

- Zwykły przypadek - zapewnia naukowiec. - Choć w Starym Testamencie jest napisane, że gdy ktoś został trafiony przez piorun, było to jego przeznaczenie, kara za popełnione grzechy. Tak to rozumiano.

Są i dobre strony

Masłowski przekonuje, że pioruny są również pożyteczne:

- Gdy jest ładna pogoda, ładunek ujemny, który w naturalny sposób posiada ziemia, ucieka z niej. Natomiast w czasie burzy pioruny z powrotem przenoszą do ziemi ładunek ujemny nagromadzony w chmurach. Bez tego nie byłoby koniecznego do życia pola elektrycznego między ziemią a jonosferą.

Tak wywołuje się pioruny

Rakietka wystrzelona w kierunku burzowej chmury rozwija metalowy drucik. Po nim właśnie piorun przeskakuje do miejsca, gdzie znajdują się urządzenia pomiarowe. Zdjęcia zrobione w stacji badawczej w Alei Burz na Florydzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24