Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lubimy pigułki

Anna Koniecka
Nasz europejski prymat w łykaniu pigułek zamiast cieszyć, każe bić na alarm.
Nasz europejski prymat w łykaniu pigułek zamiast cieszyć, każe bić na alarm. Krystyna Baranowska
Gdyby postęp medycyny mierzyć ilością połykanych tabletek, to Polacy mieliby wreszcie powód do zadowolenia. Są bowiem na pierwszym miejscu w Europie - łykają 35 milionów pigułek przeciwbólowych rocznie. Na drugim miejscu pod tym względem są Francuzi. Ale ten nasz prymat zamiast cieszyć, każe bić na alarm.

[obrazek1] Nasz europejski prymat w łykaniu pigułek zamiast cieszyć, każe bić na alarm. (fot. Krystyna Baranowska )Badania przeprowadzone wśród pacjentów pokazują, że aż połowa poważnie chorych Brytyjczyków wcale nie bierze leków przepisanych przez lekarzy. Medykamenty zalegają apteczki, psują się, a koszty tego marnotrawstwa pokrywa ubezpieczenie. Analogiczny do brytyjskiego przegląd polskich apteczek został przeprowadzony grubo przed naszą niefortunną reformą służby zdrowia, zaś wynik tego przeglądu był podobny jak w Wielkiej Brytanii. Wówczas jednak ceny, a także pakiet darmowych leków był u nas o wiele szerszy, stąd gromadzenie ich - czy potrzba czy nie - było praktyką nagminną. No bo własnej kieszeni aż tak nie obciążało jak obecnie. Lekarz wypisujący obecnie receptę budzi czujność pacjenta i pytanie: ile to lekarstwo kosztuje.

Zawroty głowy

Opowiada emerytka. - Musiałam wezwać lekarza do domu prywatnie, gdyż przychodnia, z której usług korzystałam, ilekroć przyjeżdżałam do córki w Kielcach sprywatyzowała się i nie podpisała umowy z Funduszem Zdrowia na usługi lekarzy rodzinnych. Tak mi powiedziała przez telefon recepcjonistka z tej przychodni, oznajmiając na koniec, że jak chcę prywatną wizytę, to proszę, ale pani doktor przyjedzie do mnie nie wcześniej niż wieczorem, a najpewniej nazajutrz rano... Miałam wysoką gorączkę, nie chciałam ryzykować, więc z gazety wybrałam na chybił trafił numer telefonu ogłaszającego się lekarza i zadzwoniłam.
Przyjechał młody, energiczny człowiek, błyskawicznie mnie zbadał, równie błyskawicznie zrobił EKG i wypisał receptę. Trwało to wszystko nie dłużej niż 15 minut. Doktor najwyraźniej się spieszył, bo jak mówił, czeka na niego jeszcze bardzo dużo ludzi... w przychodni. Zdążyłam więc tylko w przelocie poprosić jeszcze o coś na zawroty głowy. Wypisał dodatkową receptę, zainkasował 65 zł za wizytę i pomknął do swojej, jak widać jeszcze nie sprywatyzowanej przychodni. A ja dostałam zawrotu głowy, gdy córka przyniosła rachunek z apteki. Sam lek na zawroty głowy kosztował 80 zł! Za nic takiej drożyzny nie połknę! - zarzekała się wzburzona emerytka - Widać pan doktor ocenił - mówiła - że jestem bardzo bogatą emerytką, skoro stać mnie na prywatną wizytę, podczas gdy jestem ubezpieczona.

Kasa dla pacjenta

Pozostała część wypowiedzi emerytki na temat, co myśli o tak funkcjonującym ubezpieczeniu, nie nadaje się do publikacji. Proponuję zatem, abyśmy powrócili do surrealistycznego dla nas świata rozterek pacjentów brytyjskich. Najwidoczniej rozpieszczanych przez tamtejszy system ubezpieczenia zdrowotnego, skoro aż połowa z nich marnuje stosy drogocennych pigułek, zapisywanych np. na nadciśnienie.
Zważywszy, że terapia nadciśnieniowa ratuje życie, niestosowanie jej jest co najmniej lekkomyślne - powiedziałby zwykły obserwator. Królewskie Towarzystwo Farmaceutyczne wspólnie z jedną z firm farmaceutycznych nie poprzestało jednak na takim obiegowym stwierdzeniu. Przeprowadzono badania, z których wynika, że wina za nieprzyjmowanie leków nie można obciążyć jedynie pacjentów, lecz także lekarzy, którzy, jak czytamy w sprawozdaniu z badań, przeznaczają za mało czasu na wytłumaczenie chorym, na czym polega choroba, jej objawy oraz działanie zapisanych leków. Pacjenci z kolei, nie rozumiejąc istoty choroby, nie czują potrzeby, albo nie mają śmiałości podzielenia się z lekarzem wątpliwościami i obawami związanymi z leczeniem i dlatego często nie mają zamiaru połykać przepisanych pigułek.
Brytyjska służba zdrowia zastanawia się, czy przypadkiem nie należałoby płacić chorym, aby zechcieli wypełniać wskazówki lekarzy. Takie rozwiązanie zaproponowali dwaj brytyjscy medycy, pomysł zaś zaczerpnęli z USA. Tam grupie pacjentów chorych na gruźlicę płacono niewielkie kwoty za każdą wizytę w gabinecie lekarskim, zaś rodzice brali udział w loterii, jeśli zaszczepili swoje dzieci. System ten zdawał egzamin (podaje "Medical Journal"). Bezsporne jest również to, że niewykonywanie zaleceń lekarskich zwiększa koszty leczenia, więc brytyjscy lekarze proponują wprowadzenie zachęty finansowej w różnych krajach, głównie w walce z chorobami zakaźnymi.
Na chorobę zakaźną pn. chroniczny brak czasu lekarza dla pacjenta lekarstwa nie ma. Jak widać na przykładzie emerytki z Kielc, również zachęta finansowa (65 zł za prywatną wizytę) nie działa. Pacjentom pozostaje leczyć się samym, m.in. łykając horrendalne ilości środków przeciwbólowych. W myśl zasady: jak nie boli, to znaczy, że nic człowiekowi nie dolega.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24