Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mama Artura Szpilki: Gdy Artur leżał zaczęłam się modlić

Artur Gac
Rozmowa z Jolantą Szpilką-Ziemiecką, mamą pięściarza z Wieliczki Artura Szpilki, który w walce o tytuł mistrza świata został pokonany na ringu przez Deontaya Wildera.

Czy już ochłonęła Pani z emocji?

Nie, to jeszcze zbyt świeża sprawa, choć na pewno czuję się zdecydowanie lepiej niż zaraz po walce. Emocje, które mną targały, gdy syn upadał w ringu, były nie do opisania. Całej naszej rodzinie stanęły serca i byliśmy jak sparaliżowani. Powoli wracam do równowagi psychicznej, wiedząc, że Artur czuje się dobrze. Nie mogę doczekać się naszego spotkania w Polsce. Wyściskam mojego Artusia i nareszcie spędzimy razem trochę czasu.

W momencie nokautu była Pani na skraju wytrzymałości nerwowej?

Czułam się potwornie, a bezsilność potęgował fakt, że oglądaliśmy pojedynek przed telewizorem. Gdy Artur leżał i nie ruszał się, zaczęłam się modlić i prosiłam: „Artur, wracaj do nas, wracaj”.

Obawiała się Pani najgorszego?

Niestety, ogarnęły mnie czarne myśli. Moich obaw, męża i rodzeństwa Artura nie jestem w stanie wyrazić słowami.

Nadziei szukała Pani w oczach Artura?

Zdecydowanie. Patrzyłam tylko, żeby wreszcie otworzył powieki i błagałam Boga, by mi go nie zabierał. „Nie teraz, to nie ten czas, żebym straciła syna” - powtarzałam. Przecież to dzieci powinny żegnać swoich rodziców, a nie na odwrót... To było piekło. Przechodziłam tortury, mimo że dość szybko skontaktowałam się z synem, gdy trafił do karetki. Podczas krótkiej rozmowy Artur powiedział, że bardzo mnie kocha i pocieszał, że wszystko z nim jest dobrze. Uspokoiło mnie to, że syn kontaktuje. Później z dużym niepokojem czekałam na kolejny telefon od Artura lub jego narzeczonej Kamili z informacją ze szpitala odnośnie wyników badań. Dopóki nie usłyszałem go po raz drugi, gdy powtórzył mi, że jest zdrowy i już jedzie do hotelu, byłam jednym kłębkiem nerwów. W tamtych chwilach bardzo pomogli mi moi przełożeni z pracy: Caroline Irvine, Lilian Ennis i Juraj Trčo. Bardzo im za to dziękuję.

W tym momencie emocje puściły?

Tylko trochę. Nadal czułam nerwy i towarzyszył mi niepokój. Wciąż mam przed oczami widok bezwładnie leżącego syna i przyznam szczerze, że jeszcze jest we mnie strach.

Boi się Pani, aby skutki nokautu za jakiś czas nie dały o sobie znać?

Tak... Teraz wszystko wydaje się w porządku, lecz drżę, aby z upływem dni lub tygodni nie ujawniło się nic złego.

Nie chciała Pani obejrzeć walki Artura na żywo w Nowym Jorku?

Rozważałam to i była taka możliwość, ale minęła data ważności mojego paszportu. Za późno się zorientowałam i już nie było czasu, aby wyrobić nowy dokument oraz zdążyć z procedurą ubiegania się o wizę. Postaram się nie opuścić następnej walki, bo wiem, że Artur wróci mocniejszy i silniejszy.

Łatwiej byłoby znieść widok znokautowanego syna, będąc blisko?

Niewątpliwie tak. Lepiej być przy ringu bez względu na okoliczności, niż siedzieć w domu, w odległości kilku tysięcy kilometrów i czuć całkowitą bezsilność. Na miejscu byłabym wsparciem dla Artura, a on byłby spokojniejszy, wiedząc, że mama nie umiera ze strachu. Gdy kilka lat temu walczył w Bydgoszczy i złamał szczękę, od razu pojechaliśmy za nim do szpitala. Czułam się lepiej, bo wszystko działo się na moich oczach.

W tej rozpaczy pojawiła się złość na cały świat, łącznie z trenerem Władysławem Ćwierzem, który przed laty namówił Panią na treningi syna w Górniku Wieliczka?

Owszem, taka myśl przeszła mi przez głowę. Zresztą, gdybym miała jeszcze raz podjąć decyzję, prawdopodobnie nie wyraziłabym zgody na uprawianie przez Artura tej dyscypliny sportu. Tyle że efekt byłby tymczasowy, bo jestem pewna, że syn zacząłby trenować boks z chwilą osiągnięcia pełnoletności. Co zaś tyczy się walki z Wilderem, to uważam, że Artur bardzo ładnie boksował. Widać, że zrobił duże postępy u boku Ronniego Shieldsa, który jest świetnym trenerem, podobnie jak Władziu Ćwierz i Fiodor Łapin. Do końca wierzyłam, że synowi uda się wygrać.

Dzisiaj chciałaby Pani, żeby Artur rzucił boks w diabły?

Wyraziłam taką wolę, ale pod wpływem chwili i rozpaczy. Prawdę mówiąc, nie widzę syna, żeby spełniał się w innym zawodzie. Wiem, że jego życie bez boksu straciłoby sens. Artur kocha ten sport. Syn odda całego siebie, aby - jako pierwszy Polak - zdobyć pas mistrza świata w wadze ciężkiej.

Czyli koniec końców akceptuje Pani wybór syna, choć kosztuje to Panią wiele zdrowia?

Nie mogę go ganić, bo jako dorosły człowiek dokonał ostatecznego wyboru. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak cieszyć się z nim zwycięstwami i wspierać go w chwilach porażek.

Po pierwszej zawodowej przegranej z Bryantem Jenningsem powiedziała Pani, że to niepowodzenie wiele Artura nauczyło, wzmocniło i dało mu do myślenia, w efekcie czego spokorniał. Teraz też znajduje Pani pozytywy?

Od tego czasu Artur rzeczywiście bardzo wiele zmienił w swoim podejściu do boksu. A najlepszym tego dowodem jest przebieg walki z mistrzem świata Wilderem. Do momentu nokautu syn stoczył najlepszy pojedynek w dotychczasowej karierze.

Jakie wnioski syn powinien wyciągnąć z tej bolesnej porażki?

Za wcześnie odpowiedzieć na to pytanie. Na razie przeważa troska o jego stan zdrowia i udaną operację kontuzjowanej ręki, aby w pełni sprawny mógł wrócić do treningów.

Ponad pięć lat temu, gdy w Zakładzie Karnym w Tarnowie przygotowywałem materiał o Pani synu, opinie i przewidywania były fatalne. Ówczesny zastępca dyrektora mówił, że w przypadku Artura resocjalizacja nie przynosi efektów, a okoliczności jego degradacji do kategorii więźniów niebezpiecznych porównał do rozbicia luksusowego mercedesa na prostej drodze. Dziś ma Pani satysfakcję?

Będąc u Artura na wszystkich widzeniach, przewidzianych prawem oraz dodatkowych, widziałamy na własne oczy, że nie miał możliwości się zresocjalizować. Wręcz przeciwnie, większość pracowników robiła wszystko, aby poniósł jak największą karę. Syn zresocjalizował się sam, poprzez boks i sport, a później związek z Kamilą, która ma na niego bardzo dobry wpływ. Nie powiem, że słucha jej do końca, ale w coraz większym stopniu liczy się z jej zdaniem.

Pani podoba się kontrowersyjne postępowanie syna, jak choćby wtedy, gdy publicznie „rzuca mięsem”?

Pewne zachowania oczywiście w ogóle mi się nie podobają, dlatego zwracam mu uwagę, aby w ten sposób nie postępował. Rzecz w tym, że Artek w każdej sytuacji jest sobą i nie potrafi ukryć emocji. O wszystkim, co myśli, mówi bez ogródek. Z pewnością to jego wada, bo nie zawsze powinniśmy mówić szczerze, co czujemy.

Jak reaguje, gdy Pani zwraca mu uwagę?

Często z uśmiechem na twarzy odpowiada: „wiem mamuś, ale wiesz, jaki jestem”.

Pochwala Pani jego decyzję o przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych?

Wspólnie z mężem jesteśmy przeszczęśliwi, że dostał taką szansę i może się rozwijać w Ameryce. Nie ukrywajmy, możliwości w Polsce są ograniczone. Gdy wychodził z więzienia, to moim marzeniem było, aby nie dostał następnego wyroku i czym prędzej wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Pewnego dnia zadzwonił z informacją, że jeśli wygra z Tomaszem Adamkiem, te marzenia się zrealizują. Za oceanem Artur rozwija skrzydła, zdobywa doświadczenie...

Pragnie Pani, aby syn został mistrzem świata?

Tak, ale nie za wszelką cenę. Najważniejsze jest zdrowie, które mamy jedno i nie kupimy go za żadne pieniądze, ani nie wymienimy za najwspanialsze tytuły.

Jeśli więc Artur kiedykolwiek będzie zagrożony w ringu, rozsądek powinien nakazać osobom w jego narożniku przerwać pojedynek?

Tak, ale znając mojego syna, absolutnie nie zezwoli trenerom na taki krok. Wiem, że nigdy, z własnej woli, nie wycofa się przed ostatnią sekundą walki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24