Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mama oddała mi nerkę

Grzegorz Michalski
Grzegorz Michalski
Ludzkie losy Krystyna Czeluśniak z Jasła oddała swojej córce Barbarze nerkę. - Nie czuję się bohaterką, tak trzeba było - mówi kobieta

Barbara Czeluśniak prowadziła życie jak każda nastolatka. Wszystko zmieniło się w 1999 r, kiedy zachorowała na kłębuszkowe zapalenie nerek. - Trafiłam do jasielskiego szpitala. Zrobili tam wszystkie badania, dali mi antybiotyki. Po badaniu USG okazało się, że nie mam prawej nerki - opowiada młoda kobieta.

Była wtedy w IV klasie liceum. Potem, jak sama przyznaje, specjalnie nie zajmowała się swoim zdrowiem, bo nie miała dolegliwości. Jak zaszła w ciążę, w 2001 r., choroba nerek znów dała o sobie znać. Po badaniach okazało się, że jedna z nich jest umiejscowiona w okolicach pęcherza moczowego, dlatego wcześniej nie była widoczna na USG i do tego jest nierozwinięta. - Zaczęłam leczyć się po ciąży. W 2008 r. okazało się, że niewydolność nerek postępuje. Od tego czasu byłam leczona w jasielskiej poradni nefrologicznej - stacji dializ - tłumaczy 34-latka. Przez cały czas była na lekach. W niewydolności nerek jest stosowane albo leczenie nerkozastępcze, czyli dializy, lub przeszczep. Barbara nie musiała być dializowana, ale w 2014 r. jej stan zdrowia zaczął się pogarszać.

- Córka musiała mieć zrobioną tzw. przetokę, czyli zabieg umożliwiający prowadzenie hemodializ, które są zabiegiem ratującym życie. Polega to na chirurgicznym poszerzeniu żylno-tętniczym - objaśnia Krystyna Czeluśniak, mama Barbary. Przed wykonaniem przetoki wyniki badań poziomu filtracji nerek GFR były niskie. U zdrowego człowieka wskaźnik ten wynosi ponad 90, natomiast Barbara miała go w okolicach 15. Po wykonaniu przetok wskaźnik wzrósł do ok. 30. Barbara pracowała i studiowała. Później rozpoczęła studia uzupełniające we Wrocławiu. Tam też zapisała się do przychodni nefrologicznej. Raz w miesiącu badała wskaźnik filtracji nerek i robiła inne konieczne badania. Pani Krystyna przyznaje, że gdy córce zrobiono przetokę, zaczęła interesować się tematem przeszczepów rodzinnych.

- Usłyszałam o nich w telewizji. Znalazłam numer telefonu do Szpitala Dzieciątka Jezus w Warszawie, bo to w tym szpitalu dokonano pierwszych przeszczepów rodzinnych nerki. Przełączono mnie do pani profesor Lewandowskiej. Opowiedziałam jej historię choroby córki, na co pani profesor powiedziała, że jeżeli czynnik filtracji nerek spadnie poniżej 15, to żeby się z nią skontaktować - opowiada pani Krystyna.

W 2015 r., niestety, nadszedł ten moment. Mama Barbary zadzwoniła do prof. Lewandowskiej, która, jak się okazało, współpracuje z Akademickim Szpitalem Klinicznym we Wrocławiu.

- Basia miała wtedy wyniki badań na poziomie 13 - opowiada Krystyna. -Pani profesor powiedziała córce, by ta udała się do wrocławskiej kliniki . Córka następnego dnia zadzwoniła i mówi: mamo, jeśli chcesz oddać mi nerkę, to musisz zrobić badania, wysyłam ci na mejla, jakie - przypomina Krystyna.

Był marzec. - 8 kwietnia już byłam we Wrocławiu na badaniach zdolności tkankowej - tłumaczy Krystyna. I dodaje, że wyszły bardzo dobrze - prawie 2/3 zgodności tkankowej.

Biorąc wolne w pracy, mówiła o trzech dniach. Zrobiły się z nich 3 tygodnie. - Codziennie w klinice miałam badania krwi, narządów wewnętrznych, rozmowy z psychologiem i psychiatrą. Położyli nas z córką razem -opowiada matka 34-latki.

Wyniki badań były dobre. Już w czerwcu była u lekarza, który miał wykonać przeszczep. Specjaliści mówili, że można spokojnie poczekać jeszcze rok, może dwa, ale końcem czerwca stan zdrowia Barbary się pogorszył. Lekarze podjęli decyzję: przeszczep 17 lipca. Operacja trwała ok. 5 godzin. - Po przebudzeniu pamiętam pytanie, które powtarzałam po kilka razy: nerka pracuje? Jak Basia? - mówi Krystyna.

Przeszczepy rodzinne to ratowanie życia najbliższej osobie. Krystyna uważa, że to żaden wyczyn. Tak trzeba. I już.

- Nie myślałam o tym w kategoriach odwagi, heroizmu. Cały czas towarzyszyła mi myśl, czy wszystko będzie dobrze - tłumaczy. - Modliłam się i wierzyłam, że będzie dobrze, bo Pan Bóg daje nam zadania takie , które damy radę udźwignąć - mówi jaślanka. Krystyna powtarza to każdemu, kto choruje. - Super się czuję, ćwiczę, biegam. Przeszczep zmienił moje życie, doceniłam je na nowo - zdradza Krystyna.

Wyniki Barbary się poprawiły, jednak kobieta nie jest całkowicie zdrowa. Cały czas musi zażywać lekarstwa, które obniżają odporność. Powód? Istnieje ryzyko, że organizm odrzuci przeszczepiony organ. 34-latka zrezygnowała z pracy i zajęła się swoim zdrowiem. - Wychowuję dziecko i staram się o przyznanie renty. Z tym jest wiele problemów. Mamie będę wdzięczna do końca życia - kończy Barbara.

Kobieta dziękuje również swojemu tacie Bogusławowi, który mocno wspierał ją i jej matkę przed i po operacji. Zawsze był obok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24