Wyszukuję w internecie adres hodowli, dzwonię, mówię, że chcę napisać tekst o odłowach karpi na świąteczne stoły. W słuchawce nie słyszę sprzeciwu, ale kiedy dodaję, że przyjadę z fotoreporterem, bo chcemy zrobić zdjęcia i nakręcić film, to połączenie gwałtownie traci na jakości. W drugim gospodarstwie moja propozycja też nie budzi entuzjazmu. W trzecim słyszę, że karpie już zostały odłowione. Czwarta próba, wreszcie miło słyszeć:
- Zapraszam panów serdecznie, jest co oglądać.
- Kiedy możemy przyjechać?
- Najlepiej w lipcu lub w sierpniu, mamy piękne stawy i możecie wędkować do woli, mamy taaakie karpie - słyszę głos w telefonie i widzę oczami wyobraźni, jak właściciel rozkłada ręce, wskazując metrowe okazy.
Nici z reportażu o odłowie karpi? Domyślam się, że bez odrobiny zaufania żaden hodowca nie jest zainteresowany pokazywaniem dziennikarzom odłowu ryb na sprzedaż. Bo jak oni potem to przedstawią? I zaraz podniosą się krzyki o dobrostan zwierząt, odezwą się ekolodzy, zieloni, ktoś zacznie analizować przepisy sanitarne.
- Nie szukam sensacji - tłumaczę przy kolejnej próbie umówienia się.
Kobiecy głos w słuchawce zaprasza, ryby można fotografować i filmować, będzie nawet łatwiej, bo... już je odłowili, są magazynach, czyli w specjalnych stawach, z których trafiają do odbiorców.
Nie chcę ryb z półki
- Krzysztof, jedziemy - mówię do fotoreportera.
Krzysztof podpytuje, a gdzie, a jak daleko, a czy te stawy są duże i głębokie, czy potrzebne będą mu gumowce. Odpowiadam, że tych stawów i ryb nie widziałem, a karpie już są odłowione w magazynach. Krzyś na to, że nigdzie nie jedzie, bo ma w nosie fotografowanie ryb na półkach w magazynie. No to tłumaczę, że magazyny to przecież stawy. Już w drodze do Rudy Różanieckiej wspomina, jak kilka lat temu umówił się na fotografowanie ryb w hurtowni, a na miejscu zastał tylko mrożone płaty. A on chce żywe ryby.
Gdy dojeżdżamy do celu, Agnieszka Andruszewska z Zarządu Dóbr Smolin S.C., przedsiębiorstwa rodzinnego zajmującego się m.in. produkcją ryb, już na nas czeka. Oprowadza, pokazuje. Mają karpie królewskie, ale również amury, tołpygi pstre i białe, sumy a nawet jesiotry. Obok nad stawem - magazynem uwija się kilku pracowników w ubraniach chroniących przed zimnem i wodą, bo temperatura wynosi ok. 2 stopnie Celsjusza i zacina drobny deszczyk. Widać, że ciężko pracują. Ostrożnie podchodzimy, bo brzegi stawu śliskie i pod powierzchnią wody dostrzegamy wreszcie ryby. Żywe, prawdziwe!
W oczach Krzysztofa błysk, aparat fotograficzny idzie w ruch, mamy chwilę zachwytu nad pięknem przyrody, wokół las, woda i ryby w swoim żywiole, w swoim środowisku, na łonie natury.
Nie męczyć żywych karpi
A widok karpi w marketach, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni? Wymęczone po długim transporcie, ciężko łapią tlen w sklepowym baseniku, a potem miotają się w foliowych torbach. Jeśli przeżyją, śmierć dopadnie ich w łazience, w wannie. Czy od razu? Ciosy zadawane niewprawną ręką wydłużają męki, brakuje narzędzi, brakuje umiejętności.
Gdyby karp przemówił w wigilijny wieczór, dowiedzielibyśmy się, co o nas myśli.
Wiemy, co myślą obrońcy praw zwierząt. Walczą o zakaz sprzedaży żywych karpi, przekonują do tego sieci handlowe i samych konsumentów, którzy coraz częściej rezygnują z zakupu żywych karpi. Co wrażliwsi kupowali karpie i wpuszczali je do rzek. Co na to hodowcy?
- Wypuszczenie zakupionej ryby do rzeki, czy nawet dzikiej sadzawki, nie jest dobrym pomysłem. Karp hodowany przez trzy lata w naszym stawie nie nadaje się do życia w rzece. Tam są inne warunki i niesprzyjające środowisko dla naszych karpi. Ma on inną florę bakteryjną od ryb żyjących na wolności
- tłumaczy Agnieszka Andruszewska.
Obrońcy praw zwierząt zarzucają hodowcom złe traktowanie ryb, zbyt duże zagęszczenie i niewłaściwe pasze.
- Nie dotyczy to naszego gospodarstwa w Rudzie Różanieckiej i wielu innych gospodarstw, które znam - zaprzecza pani Agnieszka. - Nasze ryby hodujemy w stawach o powierzchni 220 hektarów znajdujących się na terenach "Natura 2000" - dodaje.
Jakby na potwierdzenie jej słów niedaleko nas przelatuje ogromny ptak. Orzeł?
- Tak, to orzeł bielik - potwierdza rozmówczyni.
W sezonie letnim ptaków jest tu mnóstwo. Ale są też szkodniki, m.in, częściowo chronione kormorany i wydry, które wyżerają ryby. Te pierwsze polują na niewielkie "kroczki", ale potrafią ich zjeść pół kilograma dziennie. Z kolei wydry, gdy się najedzą, zabijają duże ryby dla zabawy. Tylko jedna para wydr zjada w ciągu roku około tony ryb, (ponad 1,5 kilograma dziennie), więc straty przy dużej liczbie drapieżników mogą być duże.
Dla hodowców w Rudzie Różaneckiej (obok jest także gospodarstwo rybackie "Dębowy Dwór") Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wydaje zezwolenia na ich odstrzał i odstraszanie.
Kiedy ryba lepiej smakuje
W rejonie Rudy Różaneckiej stawy mają podłoże gliniasto-piaszczyste, co korzystnie ma wpływać na walory smakowe ryb i być może dlatego dobrze się sprzedają.
- Ponadto na każdym etapie hodowli ściśle współpracujemy z Powiatowym Lekarzem Weterynarii w Lubaczowie, Zakładem Higieny Weterynaryjnej w Krośnie Pracownia Chorób Ryb i Chorób Zakaźnych Zwierząt w Przemyślu oraz Państwowym Instytutem Weterynaryjnym w Puławach, w celu zapewnienia bezpieczeństwa i jakości ryb. Po prostu dbamy, aby nasze ryby były smaczne i zdrowe - zapewnia pani Agnieszka. - Stosujemy wyłącznie pasze naturalne w postaci zbóż pochodzących z naszego gospodarstwa rolnego i od miejscowych rolników.
Dobra ryba nie będzie tania
Jedzmy więcej ryb - radzą dietetycy, wyliczając, że mają one dobrze przyswajalne białko i cenne składniki, jak fosfor, potas, magnez, witaminy, kwasy tłuszczowe omega-3.
Tymczasem Polacy zjadają tylko ok. 12 kg ryb na rok na jednego mieszkańca. To najmniej w Europie!
Tradycjonaliści mają za złe przeciwnikom sprzedaży żywych ryb, że obrzydzają karpie, powołując się na komunistyczną tradycję. Faktem jest, że orędownikiem karpi na Wigilię był Hilary Minc, minister przemysłu i handlu w czasach mrocznego komunizmu. Po II wojnie światowej karp był łatwą w hodowli i tanią rybą.
POLECAMY: Żywy karp na wigilię Świąt Bożego Narodzenia? Coraz rzadziej go kupujemy
Upadł mit karpia jako ryby taniej, bo tradycyjne gospodarstwa rybackie zmniejszyły zagęszczenie ryb i rygorystycznie dbają o ich zdrowie, unikając antybiotyków, starają się o maksymalną czystość wody. Jeśli nie sprzedadzą teraz karpi, to zmuszeni są trzymać je jeszcze rok, co znacznie podnosi koszty.
Karpie muszą także konkurować na rynku z innymi rybami. Hodowcy, podobnie jak rolnicy, narzekają, że to duże sieci dyktują ceny detaliczne i zyski zgarniają dla siebie.
Co robią hodowcy, gdy spa-da opłacalność hodowli karpi? Sami zaczynają przetwarzać swoje ryby, ale to wymaga inwestycji i trudno im konkurować z wypromowanymi produktami z innych ryb.
- Zjadanie ryb łowionych w Bałtyku jest niebezpieczne dla zdrowia, a i niektórych ryb sprowadzanych zza granicy także. Natomiast nasze zdrowe karpie nie są wypromowane i sieci handlowe nie chcą płacić nam za nie przyzwoitej ceny
- narzeka podkarpacki hodowca, który nie chciał, aby fotografować odłów jego karpi.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Niewielu wie, że jest wnukiem Wodeckiego. Leo Stubbs już raz próbował sił w rozrywce
- Lodzia z "Rancza" bardzo się zmieniła. Na nowych zdjęciach trudno ją rozpoznać
- Tak dziś wygląda syn Olejnik. Jerzy Wasowski wyrósł na przystojnego mężczyznę
- Szok, w jakim stroju paradowała 16-letnia Viki Gabor! Ludzie pytają, gdzie są rodzice