Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mamy w sobie męski gen

Anna Janik
Kinga Boroń, od lipca jest dowódcą zastępu w KM PSP w Rzeszowie. To pierwsza w historii tej jednostki kobieta-dowódca po szkole oficerskiej.
Kinga Boroń, od lipca jest dowódcą zastępu w KM PSP w Rzeszowie. To pierwsza w historii tej jednostki kobieta-dowódca po szkole oficerskiej. Archiwum
Marzenia spełniły, zatrudniając się w zawodach, które wcześniej zarezerwowane były dla mężczyzn.

Szpilki, biała koszula z kołnierzem i nienaganny makijaż? To nie dla nich. One czują się sobą pracując w ciężkich butach z grubą podeszwą i mundurze. Sierżant sztabowy Joanna Kir z wydziału interwencyjnego KMP w Rzeszowie w policji jest 7. rok. Jak sama mówi, energia ją rozpiera, a siedzenie za biurkiem to nie jej bajka. Zwłaszcza że jako absolwentka pedagogiki o specjalizacji resocjalizacyjnej zawsze dążyła do pracy z ludźmi.

- Tutaj cały czas coś się dzieje, niczego nie da się przewidzieć. Interweniujemy na ulicy, w domach, mamy kontakt z osobami agresywnymi, pijanymi - opowiada Joanna. - Dla nich jestem nie kobietą, ale policjantem, więc płeć nie daje mi taryfy ulgowej, nie chroni przed przemocą - mówi.

Podobnie jest w kontaktach z kolegami z pracy, dla których jest przede wszystkim partnerem. A temu trzeba ufać, a nie przepuszczać w drzwiach.

Jeździ własnym honkerem

Jak żołnierz, a nie kobieta w mundurze, chce być traktowana szeregowy Ewelina Bolek z kompanii logistycznej 21. Batalionu Dowodzenia w Rzeszowie, O wojsku absolwentka ekonomii marzyła już jako dziewczynka, ukradkiem przymierzając mundury odbywającego zasadniczą służbę wojskową starszego brata.

Marzenie zrealizowała dopiero 9 miesięcy temu. Rzuciła pracę w banku, zdobyła uprawnienia i dostała się do firmy ochroniarskiej, strzegącej jednostek wojskowych. Po szkoleniu przygotowawczym złożyła podania do NSR i wreszcie dostała własny, upragniony mundur. Teraz jest kierowcą i radiotelefonistką, łącznościowcem dowódcy kompanii. Jeździ własnym służbowym honkerem.

- Żeby być żołnierzem trzeba mieć charyzmę, lubić dyscyplinę. Wojsko to nie praca, to służba. A służy się w imię czegoś - odpowiada Ewelina, pytana o to, dlaczego tak pociąga ją bycie żołnierzem. - Trzeba mieć dużo determinacji, żeby być gotowym do poświęceń. Dziś żołnierz służy w rodzinnym mieście, a za rok na drugim końcu Polski - mówi.

Czy praca w zdominowanym przez mężczyzn zawodzie sprawia, że zapomina się o swojej kobiecości? Sierż. sztab. Joanna Kir przyznaje, że tak.

- Oczywiście sama widzę ten męski wpływ w sposobie, jaki mówię, jak podnoszę głos w domu - przyznaje pani Joanna. - Ale trudno, żeby było inaczej, kiedy jadę z kolegami na awanturę pod klubem nocnym, a tam jest kilku poszkodowanych, każdy ma "adwokata" z własną wersją wydarzeń, a do obok stoi pięciu "paparazzi", którzy mnie filmują, obrażają i zwalniają z pracy. Żeby to opanować nie da się nie krzyknąć - mówi.

Choć jak przyznaje, obecność kobiety w mundurze czasem łagodzi obyczaje "awanturujących się klientów", którzy po "psychologicznym rozpracowaniu" zaczynają żartować, zagadywać, a nawet próbują się umawiać.

Ale w policji pracują też kobiety, które nie zakładają mundurów. To policjantki operacyjne, rozpoznające środowiska przestępcze i metody ich działania. Tak wygląda służba sierż. Joanny, jednej z dwóch kobiet w wydziale wywiadowczo-interwencyjnym KMP w Rzeszowie, który jest pierwszym krokiem do zostania "kryminalnym". Brak munduru i niemożność rozpoznania policjantki sprawia, że widzi więcej i może bardziej zbliżyć się do przestępcy.

Stała się wabikiem dla przestępcy

Ostatnio została nawet "żywą przynętą", która miała pomóc w zatrzymaniu sprawcy napadającego na kobiety na rzeszowskiej Baranówce.

- Przez kilka dni jeździłam autobusami linii nocnych do ostatniego przystanku. Miałam obserwować, czy któryś z pasażerów pasuje do wizerunku i oczywiście dać mu możliwość zaatakowania mnie - opowiada. - Strach? Każdy się boi, tylko nie każdy się przyznaje. Najważniejsze, żeby umieć go opanować, bo jeśli kogoś strach paraliżuje to nigdy nie będzie pracował w policji - dodaje.

Jak dodaje pani sierżant, mimo wyjątkowo trudnej pracy, nie potrafiłaby się odnaleźć w żadnej innej, zwłaszcza za biurkiem. Mimo, że w takiej roli widziałaby absolwentkę administracji jej mama. Mąż, pracujący w służbie celnej jest znacznie bardziej wyrozumiały. Przywyknął już do mijania się z żoną w drzwiach i jej braku w weekendy oraz święta, kiedy przeważnie najwięcej się dzieje.

Z konieczności wyrzeczeń i poświęcenia życia prywatnego na rzecz służby doskonale zdaje sobie również sprawę szeregowy Ewelina Bolek z kompanii logistycznej 21. Batalionu Dowodzenia w Rzeszowie, jedna z trzech kobiet w rzeszowskim batalionie. Jest pierwszym zawodowym żołnierzem w rodzinie i dumą bliskich. Zwłaszcza taty, który sam chciał być wojskowym i od dziecka uczył ją, że najwyższą wartością jest honor.

- Zawsze lubiłam dyscyplinę, dlatego czuję się zrealizowana, z uśmiechem wstaję każdego ranka i idę do pracy - mówi. - A dzięki mundurowi przynajmniej nie muszę się rano zastanawiać w co się ubrać - śmieje się.

Pierwsza dziewucha na jednostce

Jak dodaje, nie chciałaby, żeby koledzy przepuszczali ją w drzwiach i traktowali w szczególny sposób.

- Jesteśmy wszyscy żołnierzami, więc równie dobrze to ja mogłabym otwierać im drzwi - mówi.

- Najważniejsze, że nie jestem dyskryminowana. Ze strony kolegów nie mam ani trudności ani przykrości związanych z płcią - dodaje pani Ewelina.

Za to spore obawy o akceptację w męskim środowisku rzeszowskich strażaków miała na początku swojej służby młodszy kapitan Kinga Boroń, która od lipca jest dowódcą zastępu w KM PSP w Rzeszowie. To pierwsza w historii tej jednostki kobieta-dowódca po szkole oficerskiej. Co ciekawe Szkołę Główną Służby Pożarniczej w Warszawie ukończyła też jej siostra bliźniaczka, która teraz jest tam adiunktem.

- Tradycje rodzinną zaczął tato, również oficer pożarnictwa, ale bardzo pomogło w tym osiedle, na którym mieszkałyśmy - opowiada Kinga. - Bliskość komendy, ciągłe zawody, memoriały, na które zabierał nas tato, to wszystko sprawiło, że myśl o zostaniu strażakiem przez lata kiełkowała - opowiada.

Decyzja zapadła w liceum. Wtedy w ramach zbudowania kondycji fizycznej Kinga zaczęła trenować lekką atletykę. Potem szkoła, 6 lat studiów i powrót do rodzinnego Rzeszowa. Na początku było ciężko. Bo w końcu nie dość, że w jednostce była nowa, to do tego jeszcze wyższa stopniem.

- 25-latka, która ma dowodzić, a nie ma praktycznego doświadczenia? Obawiałam się, że będą mi próbowali udowodnić, że to nie miejsce dla kobiety - wspomina. - Ale starałam się od nich uczyć, czasem podpytywać, a zamiast wydawać polecenia brałam za łopatę lub widły równo z nimi. I tym zyskałam akceptację, chyba nawet mnie lubią - śmieje się rzeszowianka.

Jak żartuje, do tej pory los jej nie oszczędzał, bo roczną normę wyjazdów na akcje wyrobiła raptem w pół roku. Były zaczadzenia, drobne pożary, ale i śmiertelne wypadki, których dawniej obawiała się najbardziej.

- Zastanawiałam się, jak zareaguję te widoki, ale przekonałam się, że wtedy działa się machinalnie, emocje schodzą na bok, a pojawia się koncentracja na zadaniu - opowiada Kinga.

Na pytanie, czy na co dzień nie brakuje jej typowo kobiecych atrybutów przyznaje, że tak. Ale chodzenie w szpilkach, spódnicy i pełnym makijażu rekompensuje sobie po godzinach.

- Nie jestem chłopczycą, lubię i potrafię się odstrzelić - śmieje się. - A wtedy moi koledzy nie potrafią mnie rozpoznać - żartuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24