Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maria Elżbieta Szulikowska: Nie da się zrozumieć rodziny Ulmów bez pryzmatu wiary [ROZMOWA]

Jaromir Kwiatkowski
Rozmowa z Marią Elżbietą Szulikowską ze Zgromadzenia Sług Jezusa z Przemyśla, autorką książki „Wiktoria Ulma. Opowieść o miłości”.

Przyznam, że z wielką radością odebrałem fakt, iż jest to książka, która koncentruje się na osobie Wiktorii Ulmy. Odnosiłem bowiem wrażenie, że Wiktoria jest jakby trochę w cieniu męża Józefa, o którego nietuzinkowej osobowości i rozlicznych zainteresowaniach dużo się pisze i mówi.

Bardzo mi zależało na tym, aby tak właśnie było. Napisałam już wiele publikacji o rodzinie Ulmów, w Radiu Fara powstało na jej temat ponad 250 audycji. Ale do tej pory, jak pan zauważył, wiele mówiło się o talentach Józefa, a Wiktoria pozostawała w cieniu. Nie wiem, czy przez babską komitywę, czy przekorę, postanowiłam ją z tego cienia wydobyć. Prawda jest taka, że beatyfikowana będzie cała rodzina. W związku z tym zależało mi na tym, by pokazać Wiktorię jako bohaterkę codzienności, która u boku Józefa miała swoje zadanie do spełnienia. Myślę, że to mi się udało.

Wiktoria była na co dzień oddaną swej rodzinie żoną i matką. Ale wiemy, że nie była przecież pozbawiona swoich pasji i marzeń.
Oczywiście. Wiktoria Ulma urodziła się 10 grudnia 1912 roku. Kiedy miała 6 lat, umarła jej mama, a Polska odzyskała niepodległość. Wychowywała się w licznej rodzinie, miała sześcioro rodzeństwa. Spośród żyjących dzieci była najmłodszym, a zatem – jak to często bywa - hołubionym dzieckiem. Józef chodził do czteroklasowej szkoły powszechnej, a Wiktoria już do sześcioklasowej podstawówki. Ale na tym się nie skończyło, bo spotykamy ją później w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży i jako aktorkę w teatrze ludowym. W latach 30. ub. wieku w Gaci koło Przeworska działał Uniwersytet Ludowy, na zajęcia którego Wiktoria krótko uczęszczała. Kursy na tym uniwersytecie były półroczne, więc nie wiadomo, czy owo „krótko” oznaczało kilka miesięcy, czy taki jeden kurs od początku do końca. Założeniem uniwersytetu było danie młodym ludziom szerszej perspektywy, żeby potrafili sami myśleć i decydować. Myślę, że w Wiktorii znalazło to bardzo dobry grunt, gdyż niewątpliwie była ona światłą kobietą. Jeżeli Józef zrobił zdjęcia, jak Wiktoria pomaga córce Stasi odrabiać lekcje, czy coś tłumaczy dzieciom, to to oznacza, że – sama zakosztowawszy mądrości – próbowała ją przelać na swoje dzieci. Oprócz tego Wiktoria miała swoje towarzystwo – koleżanki, starsze siostry – i pięknie się w tej rzeczywistości odnajdywała.

Jak Wiktoria poznała się z Józefem?
Kiedy byłam w Markowej, pokazano mi, że dom Józefa Ulmy był położony niedaleko domu Wiktorii Niemczak. Byli więc bliskimi sąsiadami. Druga sprawa: Franciszek, brat Wiktorii, blisko przyjaźnił się z Józefem. Być może nawet się odwiedzali i Wiktoria patrzyła na przyjaciela swego brata najpierw zwyczajnie, a potem nieco bardziej życzliwie. Chodzili też razem na spotkania przy kościele czy zebrania Związku Młodzieży „Wici”. Co mnie zaskoczyło: Stanisław, jeden z jej bratanków, mieszkający w Łańcucie, opowiadał, że pewnego dnia Franciszek miał powiedzieć do Józefa: „ożeń się z moją siostrą”. Czy tak było, nie wiem. Być może brat już wtedy zauważył, że coś się pomiędzy nimi zaczyna. Wiktoria była piękną dziewczyną, wysoką, smukłą, z długim warkoczem, o jasnym obliczu i zamyślonym spojrzeniu. Pewne jest to, że 7 lipca 1935 roku – Józef, 35-letni kawaler, poślubił 23-letnią Wiktorię i rozpoczęli swój małżeński staż.

Byli małżeństwem szczęśliwym i zgodnym. Codzienność wypełniała im praca w gospodarstwie i ta społeczna. Byli też otwarci na życie: kiedy zostali zamordowani, Wiktoria była w stanie błogosławionym, do tego już zaawansowanym, a było to ich siódme dziecko.
Niejeden raz podkreślałam, że bez prymatu wiary, religii, nie da się zrozumieć rodziny Ulmów. Oni zbudowali swoje małżeństwo na miłości osobistej, usankcjonowanej sakramentem. Po weselu Józef poskładał stary dom na swojej parceli, którą dostał od taty, i tam zamieszkali z Wiktorią razem. Byli bardzo spokojnymi, rozważnymi ludźmi, mieli w sobie dużo pokoju wewnętrznego, radości. Tam zawsze była zgoda. Nikt nigdy nie słyszał, żeby narzekali, kłócili się, czy nawet mówili podniesionym głosem. Natomiast są świadkowie, którzy widzieli, że się modlili. To wskazuje, że łaska Boża naprawdę działała w ich życiu. Wiktoria często musiała odstąpić Józefowi miejsce w kuchni. W domu mieli bowiem jedną izbę, przedsionek, a później przybudówkę. W tej jednej izbie musiała zmieścić się sypialnia, jadalnia, kuchnia i kącik zarezerwowany dla Józefa, który był fotografem i ludzie przychodzili do niego, a on im robił zdjęcia do różnych dokumentów. Wspomniał pan o gospodarstwie. Tak naprawdę oni gospodarstwa nie mieli – niecały hektar ziemi – a większość tego areału Józef wykorzystał na szkółkę drzew owocowych. Jakaś część ziemi była przeznaczona pod ogródek, którym od wiosny do jesieni zajmowała się Wiktoria. Józef skończył szkołę rolniczą w Pilźnie, miasteczku położonym pomiędzy Dębicą a Tarnowem. Zdobył tam tyle fachowej wiedzy, że stał się propagatorem uprawy warzyw i owoców, po to, by ludzie lepiej się odżywiali. W ogródku, poza nawożeniem i kopaniem, prawdopodobnie niewiele się udzielał, bo bardziej zajmował się szkółką i pracował wśród ludzi. Bardzo mnie cieszy to, że Wiktoria kochała kwiaty. Dom Ulmów tonął w kwiatach, mieli swoje warzywa, a Józef w miejsce ogrodzenia domu zasadził morwę, ponieważ hodował jeszcze jedwabniki.

Wspomnieliśmy o miłości, jaka ten dom otulała. Czy dlatego tytuł książki brzmi „Wiktoria Ulma. Opowieść o miłości”?
Pierwsza wersja tytułu brzmiała „Tajemnica Wiktorii”. Chciałam na bohaterkę popatrzeć tak, żeby odkryć jej wnętrze, ducha, myśli. Potem doszliśmy z wydawnictwem do wniosku, że nikt nie będzie wiedział, o jaką Wiktorię chodzi. Zmieniliśmy więc tytuł i znalazła się w nim miłość, która była motywem przewijającym się przez całe życie Wiktorii. Jeszcze niedawno słyszałam od osoby, dla której Wiktoria była matką chrzestną, że była ona bardzo ciepłą osobą. Ludzie lubili do niej przychodzić, bo zawsze ich czymś poczęstowała, a przede wszystkim miała dla nich dobre słowo. Kochała dzieci, co widać na zdjęciach, na których trzyma dziecko na ręku, pomaga, smaruje kromki chleba. To był jej świat, jej druga miłość. Choć właściwie nie wiem, czy można tak powiedzieć, bo miłość jest jedna, tylko rozłożona na różne czynniki. Jeżeli człowiek jest wierzący, kocha Pana Boga, to kocha również bliźniego. Tym najbliższym był Józef, potem ich dzieciątka jako owoc miłości, wreszcie miłość bliźniego przeniesiona na sąsiadów, krewnych, czy Żydów, którym udzielili schronienia.

Czy taka właśnie miłość, mająca zakorzenienie w Panu Bogu, spowodowała, że Józef i Wiktoria podjęli decyzję o przechowaniu ósemki Żydów? Przecież musieli mieć pełną świadomość, co im za to grozi.
Medytując nad ich życiorysem doszłam do wniosku, że to Pan Bóg prowadzi człowieka przez życie, daje mu natchnienia, światło, a wyborów człowiek dokonuje sam. Wśród ludzi żydowskiego pochodzenia, którzy zamieszkali u Józefa i Wiktorii, były ich dwie sąsiadki. Przez ulicę znajdował się dom Chaima Goldmana, gdzie mieszkały dwie siostry: Gołda i Lea, ta druga miała córeczkę. Tak więc oni się znali. Ulmowie nie mogli więc patrzeć na sąsiadki i powiedzieć im: wynoście się. Nie wyobrażam sobie tego. Natomiast Saul Goldman był krewnym Chaima, mieszkał w Łańcucie i zajmował się handlem. Kiedy wybuchła wojna, poprosił policjanta granatowego Włodzimierza Lesia, żeby ich przechował. Ale kiedy Niemcy wydali rozporządzenie, że każda pomoc będzie karana śmiercią, Leś ich wyrzucił. To było pod koniec 1942 roku. Saul Goldman z czterema synami oraz Gołda i Lea z córeczką przyszli do Józefa. Dla Józefa i Wiktorii Ulmów na pewno nie była to łatwa decyzja… Co im pomogło? Widziałam zdjęcie strony ich Pisma św. z podkreśloną na czerwono przypowieścią o miłosiernym Samarytaninie. Trzeba się było mocno wpatrzeć, żeby obok tego zauważyć dopisane ołówkiem słowo „tak”. Jeżeli to było Boże natchnienie, to była też łaska. Miłość zwyciężyła strach. Co Pan Bóg da, to będzie, a ci Żydzi potrzebowali pomocy tu i teraz.

Na jednym ze skrzydełek książki znalazłem znamienne słowa Pauliny Guzik, dziennikarki TVP: „Każdy święty jest potrzebny na dany czas. Dziś Wiktoria jest nam potrzebna, aby pokazać, że to właśnie rodzina daje największe życiowe spełnienie i że każde życie, także to nienarodzone, jest święte”.
Czy to nie jest na teraz po prostu przejaw humoru Pana Boga? Ludzie odeszli daleko od powołania Adama i Ewy: „Bądźcie płodni, abyście zaludnili ziemię”. Odeszli daleko od małżeństwa: „Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską”. A tu nagle pokazują się ULMOWIE – biedacy żyjący na markowskiej ziemi, w drewnianym domku, ogołoceni ze wszystkiego, bo kiedy planowali przeprowadzkę do Wojsławic, sprzedali wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. A jednak w tych ludziach było coś, co ich stawia ponad przeciętność. Myślę, że beatyfikacja rodziny Ulmów (10 września br. w Markowej – przyp. red.) doskonale pokaże trzy rzeczy. Po pierwsze, powołanie człowieka, które w większości jest powołaniem do małżeństwa, a poprzez nie – do świętości. Po drugie – że zadaniem rodziny jest rosnąć i przekazywać życie. Nie chodzi o to, by każda rodzina miała 7-8 dzieci, ale świadome zablokowanie się na życie jest sprzeniewierzeniem się powołaniu rodziny. Trzecia sprawa dotyczy ostatniego dziecka Ulmów. Mówimy o nim Nienarodzone; jednak Wiktoria w czasie egzekucji zaczęła już rodzić. Główka i ramiona dzieciątka znalazły się na zewnątrz. Nie wiadomo tylko, jaka była jego płeć. Beatyfikacja pokaże naukę Kościoła: każdy człowiek, także ten nienarodzony, ma swoją godność i wartość. Te trzy rzeczy stanowią dowód, że zasady Pana Boga się nie zmieniają. Ludzie mogą tracić wiarę, odchodzić z Kościoła, ale to jest ich osobisty wybór. Zadanie człowieka na ziemi jest takie: bądźcie wy tedy doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec w niebie, a celem życia jest osiągnąć zbawienie czyli Królestwo Niebieskie.

Maria Elżbieta Szulikowska, Wiktoria Ulma. Opowieść o miłości. Dom Wydawniczy „Rafael” Kraków 2023, str. 216. „Nowiny” oraz portal nowiny24.pl są jednymi z patronów książki.
Mamy dla naszych Czytelników trzy egzemplarze tej książki. Otrzymają je ci, którzy jako pierwsi dodzwonią się w piątek o godz. 12 na nr tel. 510 026 021.

tekst alternatywny

od 7 lat
Wideo

echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24