Maria Monikowska-Tabisz: Zależało mi na tym, aby każde dziecko zamordowanej rodziny Ulmów miało swoją twarz [WIDEO]

Kiedy namalowała pani obraz rodziny Ulmów?

Blisko 20 lat temu. Skończyłam go malować w 2004 r., a prace nad nim zaczęłam kilka miesięcy wcześniej.

Kto zainspirował panią do namalowania tego obrazu?

Ksiądz Stanisław Leja, ówczesny proboszcz parafii w Markowej chciał, abym namalowała obraz całej rodziny wraz z dziećmi. Przekazał mi duży zbiór archiwalnych zdjęć Ulmów. Niektóre to były naprawdę artystyczne ujęcia. Pracując nad każdą z postaci starałam się, aby Basia miała swoją twarz, aby Antoś był Antosiem, podobnie Franuś, Władziu, Marysia i Stasia.

To było trudne wyzwanie?

Zanim zaczęłam malować, przez kilka dni studiowałam twarze każdego z dzieci, aż nauczyłam się je bezbłędnie rozpoznawać. W efekcie powstał realistyczny obraz, na którym nie tylko rodzice, czyli Józef i Wiktoria, ale także każde z ich potomstwa ma swój prawdziwy portret.

Jak pani zareagowała, kiedy kilka tygodni temu papież Franciszek zatwierdził dekret o męczeństwie i beatyfikacji rodziny Ulmów z Markowej?

Bardzo się ucieszyłam i mam ku temu wiele powodów. Wśród najważniejszych jest przypomnienie Niemcom o ich odpowiedzialności za tą wielką tragedię. Wywołali dwie wojny światowe, w których zginęły miliony ludzi. Ulmowie są ich szczególnym symbolem. Jak można było zabić na oczach całej rodziny ukrywanych przez nich Żydów, po nich rozstrzelać Józefa i Wiktorię w 9. miesiącu ciąży, a potem wszystkie, kilkuletnie dzieci. Jakim trzeba być człowiekiem, aby dokonać takiego bestialstwa?

Inny ważny powód to uhonorowanie najważniejszej komórki społecznej jaką jest rodzina, podkreślenie jej wartości. To w rodzinie wychowuje się człowieka. Obecnie często się ją deprecjonuje, zmienia się pojęcia i wartości z nią związane. Ulmowie są dla nas wszystkich niedoścignionym wzorem rodziny.