Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Martin Schmitt: Kamil Stoch zdobędzie przynajmniej jeden medal w Pjongczangu

Michał Skiba
Michał Skiba
Martin Schmitt karierę skończył w 2014 r. w Willingen. W dorobku ma dziesięć medali mistrzostw świata i trzy medale olimpijskie. Dwa razy wygrał również Puchar Świata, ale nigdy nie wygrał Turnieju Czterech Skoczni. Obecnie jest ekspertem Eurosportu
Martin Schmitt karierę skończył w 2014 r. w Willingen. W dorobku ma dziesięć medali mistrzostw świata i trzy medale olimpijskie. Dwa razy wygrał również Puchar Świata, ale nigdy nie wygrał Turnieju Czterech Skoczni. Obecnie jest ekspertem Eurosportu eastnews
Adam Małysz nadał nowy kierunek skokom narciarskim. Kamil Stoch zdobędzie w Igrzyskach Olimpijskich w Pjongczangu przynajmniej jeden medal. W Turnieju Czterech Skoczni jest jednym z moich trzech faworytów - mówi Martin Schmitt, były skoczek, ekspert Eurosportu, który w całości pokaże zbliżający się TCS.

Michał Skiba: Jak wyglądałaby Pana kariera, nawet od strony marketingowej, gdyby kilkanaście lat temu istniały media społecznościowe? Wszyscy Pana zapamiętali jako "człowieka z kaskiem Milka".

Martin Schmitt: Media nas zmieniły, media zmieniły skoki. To byłaby wspaniała sprawa, bo fani wiedzieliby wtedy jaką pracę wykonuję. Pewnie byłbym przez to bardziej zajęty. Na szczęście skoczkowie wiedzą, co to odpowiedzialność. Nie widzę, aby ktokolwiek miał problemy z koncentracją przed zawodami. Skupiają się na sobie, na zawodach, nawet na przeciwnikach. Dla mnie to było niemożliwe - brać telefon nawet do naszej „bazy” pod skocznią. Nie chciałem, by mi przeszkadzano. Telefon zostawał w hotelu. Nie wyobrażam sobie, by ktoś do mnie wydzwaniał przed startem na ważnych zawodach. Czasy się zmieniły: bierzesz telefon wszędzie, robisz sobie fotki. Skoczkowie zawsze znajdą czas na zabawę mediami, jak są zawody, to musisz czekać na swoją kolej, czasem bardzo długo.

Wąsy Adama Małysza nie były chyba wtedy zbyt medialne. Andy Roddick powiedział, że w tenisie Rogera Federera nie podobają mu się jego włosy. Ze skakaniem Małysza chyba musieliście myśleć podobnie?

To był cały Adam! Jego znak rozpoznawczy. Na początku wyglądał jak młody Jens Weissflog, zawsze sobie mówiliśmy między sobą w drużynie: fajnie, że Jens Weissflog nie zakończył kariery! I w jakiej jest formie. Mieliśmy z Adamem swój czas w 2000 i 2001 r. - w mistrzostwach świata w Lahti liczyliśmy się tylko my. Dobrze, że podzieliliśmy się złotem. Chyba zawody w Finlandii wspominam najlepiej.

To były czasy, gdy polscy fani uważali, że Pan jest dobrym policjantem, a Sven Hannavald tym złym.

Zgadzam się z tym! Oczywiście, że jestem dobrym policjantem (śmiech). W 2002 r., kiedy Sven wygrał wszystkie konkursy Turnieju Czterech Skoczni, udzielił jakiegoś wywiadu w polskiej gazecie. To chyba było po konkursach w Zakopanem, nie wiem, co dokładnie powiedział. Myślę, że nie powiedział nic wielkiego, ale wtedy była mała burza. Po tylu latach to przestało mieć znaczenie. Szybko ta tendencja się zmieniła, kibice w Polsce bardzo szanują również i Svena. Już nie jest tym złym policjantem.

Co Pan sobie myśli, widząc Noriakiego Kasaiego i Janne Ahonena, którzy ciągle skaczą?

Dla mnie to wyjątkowa sytuacja, w szczególności w przypadku Noriakiego, bo skakać tyle lat na dobrym poziomie to dla mnie niepojęta sytuacja. On jest uzależniony od tego, od tych podróży. Janne ma problem z powrotem do wielkiej formy, ale cieszę się, że skacze. Skoki to taki sport, że pewnego dnia może wrócić na podium. Słyszałem już wypowiedzi, że skoro Janne Ahonen wraca do skoków, to ja też mogę. Mój czas w Pucharze Świata już się skończył, nie planuję powrotu.

Z Adamem Małyszem może spotkacie się kiedyś na wieży dla trenerów?

Nie rozmawiałem o tym z Adamem. Z tego co pamiętam, to jest teraz dyrektorem sportowym. Wykonuje świetną pracę, stworzyła się mocna drużyna. Trener Stefan Horngacher na pewno zdaje sobie sprawę z pracy Adama. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Może kiedyś razem spotkamy się na wieży trenerskiej. W tym momencie też nie zaprzątam sobie tym głowy. Być może Adam to planuje, należy zaznaczyć, że w roli dyrektora odnosi duże sukcesy. Wcale nie jest powiedziane, że nasza rywalizacja nie będzie miała kontynuacji.

Skoki się zmieniły pod względem zasad. Pamięta Pan ostatni konkurs bez punktów za wiatr?

To był olimpijski konkurs w Vancouver w 2010 r. Jest lepiej, nie ma problemów z rozegraniem konkursu. Nie trzeba powtarzać serii, bo trzeba zmienić belkę. Wszystko można przeliczyć. To chyba była konieczność. Nowe zasady się sprawdziły.

Porozmawiajmy o zbliżającym się Turnieju Czterech Skoczni. Niemiecka ekipa ma dwóch silnych faworytów: Richarda Freitaga i Andreasa Wellingera. To jest wasz czas, by powalczyć o zwycięstwo?

Freitag jest niezwykle silny, w tym momencie jest najlepszy. Musimy poczekać, jak będzie się zachowywał po świętach, jak je przepracuje. Tak naprawdę z Engelbergu do pierwszego konkursu turnieju w Oberstdorfie wiele się może zdarzyć. Widzę po Richardzie, że jest spokojny, bardzo pewny siebie. Na razie to on jest moim faworytem, ale jest też Kamil Stoch, którego skoki mają w sobie dużo jakości. Bardzo lubię jego styl, jest moim kandydatem do podium. Mam jeszcze inne typy: Stefan Kraft, który po poprzednim TCS musi być szczególnie zmotywowany. Wellinger zawsze jest groźny, nie schodzi poniżej pewnego poziomu na wielkich zawodach. Mocni są Daniel-André Tande i Johann André Forfang. Wielu zechce wygrać, na ten moment widzę trójkę: Freitag, Stoch i Kraft.

A w lutym Igrzyska Olimpijskie w Pjongczangu. To źle, gdy wielka forma może przyjść trochę za szybko?

Nie możesz wybrać momentu, kiedy dotknie Cię forma. Skoki są jedną z najtrudniejszych dyscyplin do zaplanowania swojej dyspozycji. Tutaj nie wszystko zależy od ciebie, musisz mieć też dobry sprzęt, musi o ciebie dbać pewna grupka ludzi. Każdy dobry start buduje twoją pewność siebie. Utrzymanie odpowiedniej koncentracji jest bardzo trudne. Wygrywać w grudniu, styczniu i lutym to prawie niemożliwe. W ostatnich latach widziałem taką formę raz, dwa lata temu u Petera Prevca. Słoweniec wygrał wszystko, co się da.

Problem „wypalenia”, który dotknął Gregora Schlierenzauera - co Pan o tym sądzi?

Usłyszałem już wiele podobnych pytań. Mam jeden punkt wyjścia - psychika. Gregor miał za dużą presję, przez długi czas z nią wygrywał, więc ona postanowiła wznieść się na wyższy poziom, który go przerósł. Miał ogromne ciśnienie, by wygrywać i dominować. Można to robić, gdy kontroluje się poziom presji. Wciąż jest młody i ma czas, by cieszyć się skokami i wykorzystać swój talent. Musi zmienić parę spraw w swoim skakaniu. To jest możliwe, ze względu na jego talent. Musi znaleźć pewne porozumienie ze sobą. Wiedzieć, co chce zrobić, co udowodnić i sobie zaufać.

W Pana czasach presja była większa?

Nie sądzę. Wydaje mi się, że ciśnienie na sukces jest teraz bardzo podobne.

Po poprzednim sezonie - w Polsce oczekiwania są równie wielkie, co w czasach Pana i Adama Małysza.

Myślę, że wasi skoczkowie wiedzą, że oczekiwania są duże, ale oni mają takie same oczekiwania wobec samych siebie. Wtedy jest łatwiej. Każdy z nich chce latać wysoko, a najważniejsze to zostać skupionym na swoim skoku. Przychodzi taki dzień, w którym sportowiec będzie potrzebował zwycięstwa, by zadowolić nie tylko kibiców, ale i siebie. W Polsce apetyty wzrosły. Kamil, Dawid Kubacki i Piotr Żyła na pewno nie przestraszą się startu w Oberstdorfie. Jeśli ktoś z nich wygra, będziecie się cieszyć, jeśli nie wygra- trudno, ale to nie będzie na pewno problem z udźwignięciem presji.

Historia Kamila Stocha z Igrzysk Olimpijskich w Soczi jest realna do powtórzenia?

Oczywiście nie odkryję Ameryki, jak powiem, że to będzie trudne. W Pjongczangu może być problem z warunkami, tam jest bardzo wietrznie i ten czynnik może decydować. Tego się spodziewam. By wygrać olimpijskie złoto - musisz trafić na warunki, mieć swój plan, bardzo dużo szczęścia. Stoch oddaje w tym sezonie dużo skoków na wysokim poziomie. Myślę, że jeden medal zdobędzie, ale nie wiem, czy będzie to złoty i czy będzie ich więcej.

Domyślam się, że nie będzie Pan wybierał między Adamem Małyszem i Kamilem Stochem, ale jakie widzi Pan w nich największe różnice?

Adam zawsze miał najmocniejsze wyjście z progu. Dynamit. Miał wyczucie. Kamila cechuje technika. Obaj są świetnymi ludźmi i doskonałymi sportowcami, ale to Adam nadał skokom nowy kierunek, wzniósł je na wyższy poziom. Był niezwykły, szczególnie w 2001 roku.

Skoki szczególnie zrobiły postęp w lotach. Teraz nie ma problemu, by doskoczyć do 220 metra.

Myślałem nawet o tym, mamy teraz super skocznię w Planicy. Lepsza niż za moich czasów. W Oberstdorfie i Vikersund też są świetne skocznie mamucie. Dla mnie latanie zawsze będzie wyjątkowe, to była wielka frajda. Czasem sobie wyborażam, gdzie bym doleciał, gdybym był w formie i brał teraz udział w zawodach, ale to tylko domysły. Moja kariera już się skończyła, cieszę się, gdy widzę jak latają inni. Zobaczymy, kto w tym roku znowu przekroczy granice.

Cały Turniej Czterech Skoczni od piątku tylko w Eurosporcie 1 i Eurosport Player

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Martin Schmitt: Kamil Stoch zdobędzie przynajmniej jeden medal w Pjongczangu - Portal i.pl

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24