Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maryja zrzuciła korony. Cud w Jarosławiu?

Anna Janik
– Korony nie mogły upaść same. To Matka Boża dała znak - twierdzi ojciec Lucjan Sobkowicz.
– Korony nie mogły upaść same. To Matka Boża dała znak - twierdzi ojciec Lucjan Sobkowicz. Krzysztof Łokaj
Nie było żadnej ludzkiej ingerencji. Była modlitwa - zapewniają dominikanie z bazyliki Matki Bożej Bolesnej w Jarosławiu.
67-centymetrowa figura wykonana przez nieznanego autora znajduje się w ołtarzu głównym jarosławskiej bazyliki. Zapewne we wrześniu na głowach Maryi i
67-centymetrowa figura wykonana przez nieznanego autora znajduje się w ołtarzu głównym jarosławskiej bazyliki. Zapewne we wrześniu na głowach Maryi i Jezusa spoczną nowe korony. Krzysztof Łokaj

67-centymetrowa figura wykonana przez nieznanego autora znajduje się w ołtarzu głównym jarosławskiej bazyliki. Zapewne we wrześniu na głowach Maryi i Jezusa spoczną nowe korony. (fot. Krzysztof Łokaj)Stało się to w piątek, 28 grudnia. Poranną mszę świętą o godz. 6.30 odprawiał ojciec Lucjan Sobkowicz, subprzeor klasztoru. Ukląkł przed obliczem Maryi, które akurat stopniowo wyłaniało się spod zakrywającego go obrazu. Jak twierdzi zakonnik, w sercu miał konkretną prośbę...

Matko Boża, znajdź pieniądze

Dwa dni wcześniej w rozmowie ze współbraćmi zaproponował, żeby przypadające w tym roku 300-lecie konsekracji bazyliki uczcić poprzez wymianę starych, mosiężnych koron na głowie Maryi i Jezusa.

Miał to być również sposób na wynagrodzenie Matce Bożej zniewagi, jaka wcześniej wydarzyła się w Częstochowie i podziękowanie za dotychczasowe łaski. Po kilku telefonach do jubilerów zdał sobie jednak sprawę, że na taki wydatek braci nie stać.

- Przez remonty odkładaliśmy wymianę koron już kolejny rok i bardzo mnie to bolało. Zajmowaliśmy się izolacją fundamentów, renowacją fresków, planowaliśmy remont dachu, bo grozi zawaleniem, a zapomnieliśmy o najważniejszym - o figurze Pani tego miejsca - opowiada o. Lucjan, który jest również ekonomem klasztoru.

Dlatego - jak twierdzi - wieczorem 27 grudnia poszedł do kaplicy i zaczął się modlić. - Pamiętam dokładnie, co powiedziałem: Matko Boża, jeżeli nie chcesz tych starych koron, daj znak i sama znajdź na nie pieniądze, bo ja nie mam skąd ich wziąć - wspomina wzruszony dominikanin.

Welon pozostał na miejscu

Wszystko wydarzyło się podczas podniesienia obrazu zasłaniającego Pietę. W kościele było ok. 50 osób. Na oczach modlących się, z figur Matki Bożej Bolesnej i Jezusa równocześnie spadły korony.

Upadły w wewnętrzną niszę ołtarza za tabernakulum w dwóch przeciwnych kierunkach: korona Maryi w lewo, Jezusa w prawo. Welon, który figura Maryi ma na głowie, pozostał jednak nienaruszony.

- Ja sam tego nie widziałem, bo klęczałem z opuszczoną głową - wspomina zakonnik. - Usłyszałem tylko szum w kościele, dlatego zapytałem brata, co się dzieje. Kiedy uświadomiłem sobie, że w ten właśnie sposób Maryja odpowiedziała na moją modlitwę, poczułem ogromną radość. Żeby wierni zrozumieli, co się stało, po mszy opowiedziałem, o co prosiłem Matkę Bożą.

Nie ma wytłumaczenia

Ojciec Lucjan i jego współbracia nie mają wątpliwości: upadku koron z głów świętych postaci nie da się wytłumaczyć w racjonalny sposób. Od sierpnia, czyli święta Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny nikt ich nie dotykał, a obraz jest zbyt daleko od figury, żeby mógł o nią zahaczyć.

Ciężkie korony nie mogły też spaść same. Mają nieco za duży obwód i żeby stabilnie się trzymały, dominikanie nasuwali je bardzo nisko, na czole Maryi dodatkowo zaczepiając o welon.

- Trzymając za koronę, można było podnieść do góry całą Pietę, dlatego żadne drgania nie mogły ich strącić - tłumaczy dominikanin. - To nie jest żaden dogmat wiary, można w to wierzyć lub nie. Ja wiem, o co się modliłem, co później działo się w moim sercu i co teraz dzieje się w parafii.

Srebro i złoto dla Maryi

Wieść o wydarzeniu w świątyni szybko obiegła Jarosław i okolice. Przed cudowną figurą modli się coraz więcej wiernych, którzy jako wota przynoszą złoto i srebro. Mimo że o to dominikanie nie prosili.

Wśród darów są m. in. obrączki, kolczyki, pierścionki, zastawy i sztućce, często z dołączonymi karteczkami zawierającymi podziękowanie za otrzymane łaski.

- Jedną z najbardziej wzruszających scen był moment, kiedy do zakrystii przyszło starsze małżeństwo. Zdjęli z palców ślubne obrączki, ucałowali je z szacunkiem i powiedzieli: To dla Maryi - opowiada o. Lucjan.

Do tej pory dominikanie zebrali 2,5 kg srebra i 40 dag złota. Taka ilość kruszcu pozwala im myśleć o nowych koronach. Gdy będą gotowe, planują zawieźć je do Rzymu, aby pobłogosławił je papież Benedykt XVI.

Rekoronacja cudownej figury przewidziana jest na 15 września, w Święto Matki Bożej Bolesnej. Wtedy odbędą się też uroczystości związane z jubileuszem 300-lecia konsekracji bazyliki.

Cuda dzieją się tu od wieków

- Maryja potrzebowała gestu, wyrazu miłości. Nie samego srebra i złota, bo na to jest zbyt pokorna - mówi o. Lucjan. - Chciała być bardziej obecna w naszym życiu, przypomnieć o tym, że tu jest i się o nas troszczy. A nas, pracujących tu braci, zmobilizować do szerzenia Jej kultu.

To już się udało, bo do klasztoru przychodzą modlić się wierni, którzy twierdzą, że dzięki wstawiennictwu Maryi doświadczyli łask. Swoje świadectwo dały już trzy osoby, które miały zostać uzdrowione, m.in. z nowotworów płuc i trzustki.

Jedna z nich, mieszkanka os. Armii Krajowej w Jarosławiu, przyniosła dokumentację medyczną - zdjęcia rentgenowskie i oświadczenie lekarskie kwalifikujące jej przypadek jako cud.

Według przekazów, cuda zdarzały się tu już od XIV w. Pierwszy miał miejsce w 1381 r., kiedy to niedaleko murów miasta grupa pasterzy znalazła wykonaną z pnia polnej gruszy figurę Matki Bożej trzymającej na rękach ciało zmarłego Chrystusa.

Mimo że przenieśli ją do kościoła parafialnego w Jarosławiu, jeszcze tej samej nocy figura miała powrócić tam, skąd wzięli ją pasterze. Uznano więc, że Matka Boża upatrzyła sobie to miejsce i zbudowano dla niej drewnianą kapliczkę.

Od tej pory kult Matki Bożej Bolesnej rozszerzał się. Wkrótce drewnianą kaplicę zastąpił murowany kościół. Przybywało także zaświadczeń o cudach.

Po paraliżu ani śladu

W 1420 r. uzdrowienia z choroby nóg miał doświadczyć kapelan opiekujący się cudowną figurą. Kilka miesięcy później niewidomy żebrak Waśko, będąc na dziedzińcu kościoła, wyraził pragnienie ujrzenia Piety i tego samego dnia odzyskał wzrok.

Współczesne przekazy mówią o uzdrowieniu chorych po zatorach mózgu i z tętniakami. Taką łaskę dla swojego taty miała wymodlić przed figurą Matki Bożej Bolesnej siostra Helena Gwozdek, która przez 5 lat pracowała w jarosławskiej bazylice.

Wiosną 1990 r. jej ojciec dostał zatoru mózgu, który spowodował paraliż nóg, rąk i utratę przytomności. Lekarze stwierdzili, że zostało mu dwie godziny życia, dlatego radzili, aby ostatnie chwile spędził w domu.

- Nie wiedziałam już, czy mam modlić się o zdrowie czy o śmierć. W końcu poprosiłam o wypełnienie woli Bożej - wspomina w swoim świadectwie siostra Helena. - Tego samego wieczora wróciłam do rodziców. Tato powiedział, że chce wyjść za potrzebą. Zrozumiałam, że jego mózg zaczyna pracować.

Po dwóch tygodniach zaczął chodzić o kuli, a po miesiącu zupełnie samodzielnie. Po paraliżu nie było śladu, a na weselu kuzynki pani Heleny tańczył polki. Później żył jeszcze 11 lat.

Miała trafić do kostnicy

Niezwykłe przeżycie spotkało 51-letnią Annę Jurczyk, mieszkankę Jarosławia. W 1997 r., dwa tygodnie po urodzeniu dziewiątego dziecka, dostała krwotoku.

Kiedy lekarze na sali operacyjnej dwoili się i troili, by utrzymać uchodzące z niej życie, mąż i dzieci modlili się do Jarosławskiej Pani, żeby nie zabierała żony i matki. W pewnym momencie serce pani Anny przestało bić. Lekarze stwierdzili zgon i przykryli ciało.

Wszystko było gotowe, by wywieźć ją do kostnicy, kiedy nagle jarosławianka znów zaczęła oddychać.

- Pamiętam, jak otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą zapłakanego męża i siostry. Zapytałam, czemu płaczą, skoro ja żyję - wspomina. - Do dziś, kiedy tylko możemy, jesteśmy w kościele przed cudowną Matką Bożą. Tu przyjmujemy sakramenty, przedstawiamy Jej nasze troski i radości. Dziękujemy za zdrowie i każdy kolejny dzień - mówi pani Anna.

***
- Maryja nieraz zaznaczała swoją obecność w tym miejscu właśnie poprzez cuda, dlatego w parafii wszyscy wierzą, że korony nie spadły przypadkowo - mówi spotkany przed kościołem Marcin. - Cieszymy się, że tym razem cud stał się poniekąd udziałem nas wszystkich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24