Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matysówka odpuściła przyłączenie do Rzeszowa

Andrzej Plęs
Teraz największym problemem jest  droga powiatowa, którą uszkodziło osuwisko.
Teraz największym problemem jest droga powiatowa, którą uszkodziło osuwisko. Krzysztof Łokaj
Był czas, że mieszkańcy Matysówki wyłazili ze skóry, by przyłączyć wieś do Rzeszowa. Teraz im wszystko jedno. Bo i tak nic od nich nie zależy. Wszystkie ważne dla nich decyzje zapadają gdzieś tam - na górze.

- Ileż można się kopać z koniem? - pyta z rezygnacją Krystyna Stachowska, radna Miasta i Gminy Tyczyn.

Była współinicjatorką włączenia tyczyńskiego sołectwa Matysówka w granice administracyjne Rzeszowa. Podobne nadzieje miało ponad 70 proc. głosujących w referendum mieszkańców tego sołectwa. Drugie referendum w Matysówce potwierdziło wolę ludu.

Nawet poprzednia rada Tyczyna niechętnie, ale wyraziła zgodę na tę operację. Decyzja Rady Ministrów z lipca tego roku ucięła nadzieje większości matysowian - zmian na mapie nie będzie. Tym w Matysówce opadły skrzydła. Tym w rzeszowskim ratuszu też. Przynajmniej na razie.

Bunt twórczy

O wodociąg poszło przede wszystkim. Latami patrzyli z wysokości pagórków Masysówki, jak ich sąsiedzi w "zagranicznym" Rzeszowie bez ograniczeń korzystają z bieżącej wody. Oni musieli beczkowozami dowozić wodę do swoich studni, w sytuacjach ekstremalnych rzeczy do prania wozili do rodziny i znajomych.

Organizacja np. wesela z udziałem beczkowozu to egzotyka w miejscu, które sąsiaduje z miastem wojewódzkim. Latami nie mogli doprosić się władz gminy o wodociąg, wreszcie powiedziano im - sfinansujcie sobie. Przynajmniej w części. Wodociągowe pospolite ruszenie zadziałało błyskawicznie.

- W ciągu dwóch lat zebraliśmy i wpłaciliśmy cały wkład, do jakiego się zobowiązaliśmy - mówi Stachowska.

To było przed 7 laty, gmina wciąż zwlekała z realizacją obietnicy, choć kasą "składkową" już dysponowała. Ludzie w Matysówce nie wytrzymali, sami zapukali do bram rzeszowskiego ratusza. Ratusz był zachwycony, bo przy swoich "imperialnych" ambicjach nie musiał matysowian przekonywać.

Tyczyn zachwycony nie był i tym mocniej wstrzymywał się z dorzuceniem swojej części pieniędzy na wodociąg w sołectwie. Bo po co pakować kasę w coś, co za chwilę może nie być nasze? To - z kolei - utwierdziło mieszkańców Matysówki, że trzeba im koniecznie włączyć się do Rzeszowa. Takiej mobilizacji woli i działań nie widziano w żadnym terenie, o którego przyłączenie ubiegał się Rzeszów.

Powrót córki marnotrawnej

Poprzednia rada miasta Tyczyn z rezygnacją pobłogosławiła pomysł oderwania się Matysówki od macierzy. O sołectwo Budziwój walczyła jak lwica, choć nieskutecznie. Podobnie było z sołectwem Biała, które w końcu trafiło w granice administracyjne Rzeszowa.

W obu przypadkach radni gminni Tyczyna byli tym pomysłom przeciwni. Może dlatego, że Budziwój i Biała to w miarę gęsta zabudowa, więc i większe podatki do kasy miejskiej. W obu sołectwach także zakłady pracy, więc tym większe podatki. Teren w znacznym stopniu uzbrojony, tym większe szanse i na nowe domy mieszkalne, i nowe zakłady.

Matysówka to tylko wydatki - trudny, górzysty teren, nienajlepszy stan dróg, rzadka zabudowa mieszkalna, jest wprawdzie kanalizacja, ale brak wodociągu. Urokliwy, lesisty teren, ale na takim interesu gmina nie zrobi, natomiast inwestycje (choćby w wodociąg) przerastały możliwości gminnego budżetu.

Matysówka była więc jedynym przypadkiem, w którym oba samorządy były zgodne w kwestii zmiany granic między nimi. Ale po ostatnich wyborach samorządowych zmieniła się władza w Tyczynie i pomysłowi powiedziała - nie. I tak też postanowiła Rada Ministrów. W Tyczynie nie było z tego powodu wielkiego entuzjazmu, a władz Rzeszowa nie zalała czarna rozpacz.

Czy nowe tyczyńskie władze nie pamiętają Matysówce próby zdrady?
- Nie jesteśmy traktowani "po macoszemu" - zapewnia Krystyna Stachowska. - Budżet na przyszły rok jest ustalony i nie mogę powiedzieć, byśmy byli w nim dyskryminowani.

- Mieszkańców Matysówki traktujemy tak, jak wszystkich mieszkańców gminy Tyczyn - potwierdza burmistrz Jan Hermaniuk.

Choć może w świadomości tyczyńskich radnych gminnych tkwi przeświadczenie, że w przyszłości sołectwo stanie się dzielnicą miasta wojewódzkiego.

Połamano nam skrzydła

Podstawowe oczekiwania mieszkańców zostały spełnione. Wodociąg jest budowany, bo gmina dostała na to unijne dofinansowanie. Musi być budowany, bo w przeciwnym wypadku musiała by euro zwrócić Brukseli. Uregulowano stan prawny drogi na cmentarz, z nadzieją, że dokończenie jej budowy znajdzie się w przyszłorocznym budżecie gminy.

Podstawową kosmetykę na terenach osuwiskowych zrobiono, więc można powiedzieć, że Matysówka nie ma większych powodów, by pchać się w ramiona Rzeszowa.

- Po co - słychać głosy - skoro niemal wszyscy mieszkający w Matysówce pracują w mieście wojewódzkim, prawie wszyscy robią tu zakupy, mogą korzystać z rzeszowskich dóbr kultury, ich dzieci jeżdżą do rzeszowskich szkół. Faktycznie są częścią tego miasta, tylko administracyjnie wciąż "pod Tyczynem". Po co to zmieniać?

Ale rzut oka w przyszłość może skłonić do refleksji. Czy Tyczyn ze swoim budżetem rocznym (ok. 30 mln zł) będzie w stanie spełnić ambicje inwestycyjne mieszkańców wsi? Przecież Rzeszów ma niemal miliardowy budżet i wciąż ich chce. I może ponowić "atak na Matysówkę" i raz jeszcze spróbować przekonać Radę Ministrów.

Burmistrz Hermaniuk nie może wykluczyć takiej perspektywy, ale zastrzega, że to mało prawdopodobne.

- To byłoby lekceważenie rządu Rzeczpospolitej Polskiej i jego wcześniejszych decyzji, gdyby raz jeszcze przedstawiano tę samą sprawę do rozstrzygnięcia - tłumaczy. - Gmina to całość i nie można traktować poszczególnych sołectw tylko w kategoriach kosztów lub zysków, jakie przynoszą do budżetu.

- Jeśli mieszkańcy Matysówki będą zainteresowani i wystąpią do nas z taką inicjatywą, wówczas uruchomimy procedury administracyjne - oświadcza dyplomatycznie biuro prasowe rzeszowskiego ratusza. - Możemy im zaproponować inwestycje w infrastrukturę: drogi, chodniki, oświetlenie ulic. Dysponujemy budżetem, dzięki któremu jesteśmy w stanie zrealizować obietnicę. W przyłączone do miasta tereny Rzeszów zainwestował już miliony.

- Jeszcze w listopadzie na zebraniu wiejskim mogą paść pytania, sugestie odnoście naszej przyszłości zapowiada Krystyna Stachowska. - Choć teraz nie jest to dla nas temat specjalnej troski.

Bo dziś mieszkańcy Matysówki są daleko mniej zainteresowani Rzeszowem niż przed rokiem czy dwoma laty. Osiągnęli to, co było dla nich najważniejsze: będę mieli wodę w kranach. Pozostaje sprawa tutejszej drogi powiatowej, z której osuwisko uczyniło trasę survivalową, ale to przecież problem starostwa, a nie gminy czy miasta wojewódzkiego.

Matysówka dostała już od Rady Ministrów dwukrotnie "po łapach" i powoli przestaje wierzyć w sukces swoich starań. Ostateczne decyzje i tak zapadają "na samej górze". I tylko im żal, że "sama góra" zignorowała ich aktywność społeczną i zabiła ducha zmian. Dała im dobitnie do zrozumienia, że głos ludu jest bez znaczenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24