Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miejsce schadzek czy tylko altanka?

Roman Kijanka
- Obok był dawniej dom publiczny. Widać wracają przedwojenne czasy - podsumowuje Kozdrowicz.
- Obok był dawniej dom publiczny. Widać wracają przedwojenne czasy - podsumowuje Kozdrowicz. ROMAN KIJANKA
Pod nosem Straży Miejskiej, zaledwie kilkadziesiąt metrów od jarosławskiego Rynku, jest miejsce schadzek - twierdzi jeden z mieszkańców.

- Pod samym Ratuszem, na mojej działce, zrobili sobie dom publiczny. Strażnicy miejscy powiedzieli, żebym się nie wtrącał, bo działka nie jest moja - mówi Kazimierz Kozdrowicz.

Urzędnikom nie przeszkadza

Kozdrowicz twierdzi, że działka należy do jego córki, a tylko indolencja urzędników nie pozwala na ustalenie prawa własności. Czuje się jednak za nią odpowiedzialny i sprząta po nieproszonych gościach. Jednak by usunąć nagromadzone śmieci, trzeba wynająć śmieciarkę. Dlatego starał się zmobilizować strażników miejskich. Bezskutecznie.

Według Kozdrowicza jego działka jest miejscem, gdzie "rozkwita demoralizacja".

- Spotykam tam pijaków, ale też 10 - 12 letnie dzieci. Myślę, że nie trzeba tłumaczyć, po co przychodzą - mówi.

Nie może się pogodzić z tym, że dzieje się to obok Ratusza i nikomu z władz nie przeszkadza.

- Przed wojną domy publiczne były charakterystycznym elementem każdego miasta. Istniały również w Jarosławiu. Jeszcze w czasie II wojny światowej taki przybytek doskonale funkcjonował tuż obok jarosławskiego Ratusza przy ul. Ostrogskich. Przedwojenne panny lekkich obyczajów zbierały się też obok Bramy Krakowskiej i dawnej apteki Wojciechowskiego przy ul. Lubelskiej - mówi Jerzy Czechowicz, regionalista i znawca historii miasta.

"Mini altanka"

Tak nazywa powstałą przy ul. Świetojańskiej konstrukcję Zofia Krzanowska, rzecznik prasowy burmistrza. Tworzy ją kilka używanych foteli, stara leżanka, zniszczone koce i dywany, a wszystko otoczone prymitywnymi ścianami. Dookoła pełno pogniecionego styropianu i butelek.

- Strażnicy rozmawiali z dziećmi budującymi "mini altankę". Mówiły, że mają pozwolenie właściciela. Funkcjonariusze nie zauważyli zachowań wskazujących na łamanie prawa - informuje Krzanowska.

Andrzej Wyczawski, burmistrz Jarosławia tłumaczy, że informacje, które otrzymał z policji i straży miejskiej różnią się zasadniczo od wersji Kozdrowicza.

- Jestem gotów na zorganizowanie konfrontacji stron sporu. To pozwoli na wyjaśnienie sprawy - mówi burmistrz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24