Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkańcy Komorowa: donosiciel zatruwa nam życie

Wojciech Malicki
- Ktoś mi wyrządził wielką podłość i krzywdę, bo chociaż troszczę się o swoją chorą matkę, musiałem dementować te plugawe kłamstwa - mówi Lesław Marut.
- Ktoś mi wyrządził wielką podłość i krzywdę, bo chociaż troszczę się o swoją chorą matkę, musiałem dementować te plugawe kłamstwa - mówi Lesław Marut. Fot. Wojciech Malicki
We wsi chorą staruszkę katuje syn. 12 - letnią dziewczynkę za zgodą matki wykorzystują seksualnie miejscowi mężczyźni. Sąsiad wybudował garaż bez pozwolenia.

Takie donosy na mieszkańców Komorowa wysyła osoba podpisująca się "Stanisław Sarafin". Ale prawdziwy Stanisław Sarafin, z tymi donosami nie ma nic wspólnego.

List do kancelarii Prezydenta (pisownia oryginalna): "Sprawa dotyczy molestowania nieletniej dziewczynki. Od kilku lat jest wykorzystywana seksualnie. Przychodzą do jej matki różni mężczyźni. Przynoszą alkohol, papierosy, jedzenie. Robią imprezy na okrągło. Matka jest alkoholiczką. Chcą mieć więcej pieniędzy, posługuje się nie tylko swoimi organami rodnymi. Wykorzystuje swoją 12 - letnia córkę. Dłużej nie wytrzymam tego dramatu dziecka".

Chciał zniszczyć nasze życie

Urzędnicy prezydenta po tym donosie uruchomili potężną machinę kontrolną. Nakazali służbom sprawdzić wstrząsające informacje.

- Były kontrole, wizyty psychologów itd. Oczywiście, że nic nie wykazały, bo to stek bzdur wyssanych z brudnego palca. Ale samo ich wyjaśnianie było dla nas nieprzyjemne i kosztowało nas mnóstwo nerwów - opowiada Maria (imię zmienione) matka dziewczynki.

Maria i jej matka nadal tracą nerwy, bo donosiciel nie poprzestał na jednym liście. Ostatnio zawiadomił urząd skarbowy, że te kobiety, nie wiadomo skąd, mają dużo pieniędzy, za które wyremontowały dom. Efekt? Wizyta urzędników "skarbówki", zeznania, spisywanie protokołów.

- Wzięłam w banku parę tysięcy złotych pożyczki na pomalowanie dachu i ścian. Normalna sprawa, ale nie dla tego pomyleńca, który wziął sobie nas za cel i skutecznie zatruwa nam życie - mówi matka Marii.

Syn katuje matkę

List do kancelarii Prezesa Rady Ministrów (pisownia oryginalna): "Proszę o natychmiastowe podjęcie działań w sprawie znęcania się nad 82-letnią kobietą z Komorowa. Jej syn Lesław Marut bije po głowie, kopie w brzuch, głodzi ją zabiera emeryturę. Często przywiązuje ją do łóżka sznurem. Dusi za szyję. W każdej chwili może dojść do zabójstwa. Pisałem w tej sprawie do kilku instytucji w województwie podkarpackim, ale jest znieczulica".

Urzędnicy premiera również nie zlekceważyli tego donosu. Departament Skarg, Wniosków i Obsługi przekazał sprawę do zbadania na miejscu. Efekt? Lokalna policja i pomoc społeczna sprawdzała, czy Marut rzeczywiście znęca się nad matką. Wynik? Nie znęca się. Donosiciel kłamał.

- Ktoś mi wyrządził wielką podłość i krzywdę, bo chociaż troszczę się o swoją chorą matkę, musiałem dementować te plugawe kłamstwa. Nie puszczę mu tego płazem. Za dużo mnie to kosztowało nerwów - mówi Lesław Marut.

Donosy na mieszkańców Komorowa, oprócz premiera, prezydenta RP i urzędów skarbowych, trafiały (i trafiają) do służb nadzoru budowlanego. Ich autor informuje o samowolkach i łamaniu przepisów. Urzędnicy sprawdzają poszczególne przypadki, a bohaterowie donosów złorzeczą donosicielowi.

To nie ja piszę te listy

Donosiciel zazwyczaj podpisuje się pod listami jako Stanisław Sarafin z Komorowa, dużej wsi położonej przy krajowej "9" w połowie drogi między Tarnobrzegiem a Rzeszowem. Podaje nawet adres do korespondencji. W tej wiosce rzeczywiście mieszka mężczyzna - 46-letni rencista, o tym dokładnie imieniu i nazwisku.

- Tyle, że ja z tymi plugawymi donosami nie mam nic wspólnego. Czuje się kolejną ofiarą prawdziwego donosiciela, bo odpowiadam nie za swoje czyny. Tłumaczę sąsiadom i innym ludziom, że nie piszę tych bzdur. Część z nich zna mnie od dziecka i wiedzą, że nie jestem podłą świnią. Ale niektórzy mi nie wierzą, wytykają palcami jak kapusia i urządzają awantury. Czuję się bezradny i osaczony - rozkłada ręce Stanisław Sarafin.

Zdesperowany mężczyzna o tym, że ktoś się pod niego podszywa, zawiadomił Prokuraturę Rejonową w Kolbuszowej.

- Potwierdzam. Dostaliśmy takie zawiadomienie. Zbadanie sprawy zleciliśmy kolbuszowskiej policji - mówi Jolanta Dzimiera-Darte, szefowa prokuratury.

- Ustalenie autora anonimów zleciłem policjantom z posterunku w Majdanie Królewskim. Efekty? To świeża sprawa i jeszcze nie ma rezultatów. Będą. Najpierw przesłuchamy świadków - zapewnia podinsp. Mieczysław Margański, komendant kolbuszowskiej policji.

Wyrzućmy paszkwile do kosza

[obrazek4] Stanisław Sarafin z Komorowa: - nie jestem donosicielem. Niech policja wreszcie złapie tego człowieka, który zatruwa mi życie. (fot. Fot. Wojciech Malicki)Stanisław Sarafin szukał pomocy nawet u miejscowego księdza.

- Prosiłem księdza proboszcza, aby powiedział z ambony dwa zdania: chrześcijaninowi nie godzi się pisać kłamstw o innych i to jeszcze pod cudzym nazwiskiem. Bo to wypisz wymaluj złamanie dziewiątego przykazania Dekalogu. Ale odpowiedział mi, że to nie jest jego sprawa - żali się Sarafin.

Ks. proboszcz Andrzej Cag przyznaje, zna problem listów, ale nie chce się nimi zajmować. Nam, dziennikarzom radzi to samo.

- Mam wrażenie, że te anonimy pisze ktoś niepoczytalny, a rozgłos może go tylko zdopingować do większej aktywności. Potraktujmy jego bazgroły jako anonimy, wyrzućmy je do kosza i zapomnijmy o wszystkim. Wtedy on też da sobie z nimi spokój - sugeruje proboszcz

Nie podarujemy donosicielowi

Ani Stanisław Sarafin, ani bohaterowie donosów nie chcą, aby sprawę wyrzucić do kosza.

- Donosiciel musi być ujawniony i ukarany. Ta sprawa może jest błaha dla policji i prokuratury, ale dla nas bardzo poważna. Bo donosiciel zatruwa nam życie. Działa to tak: Pisze wierutne bzdury, w które ludzie nie wierzą, ale widząc, że urzędnicy je sprawdzają, zaczynają nabierać wątpliwości, myśląc: a może jednak coś jest na rzeczy, skoro delikwenta kontrolują - mówi Sarafin.

- Niech tylko policja go ustali, to my pójdziemy do sądu i zażądamy odszkodowań za pomówienia. Zapłaci dużo pieniędzy, to przejdzie mu ochota na pisanie kłamstw. I będzie spokój - dodaje Marut.

Nie jest anonimowy…

Mieszkańcy Komorowa mają swoje podejrzenia - domyślają się, kto jest donosicielem. Powiadomili o nich śledczych. Policjanci nie powinni mieć większych problemów z namierzeniem autora listu. Z dwóch powodów. Pierwszy: Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można założyć, że jest on mieszkańcem Komorowa. Bo choć pisze kłamstwa, to są osadzone w rzeczywistych realiach wsi. Drugi: Donosiciel wszystkie listy nakreślił własnoręcznym pismem.

- Wystarczy wytypować kilka osób i zlecić opinię grafologiczną. I będzie po sprawie. Do wsi powróci spokój - przekonuje Sarafin.

- Nie wykluczam, że zlecimy grafologom wykonanie opinii - mówi podinsp. Mieczysław Margański z kolbuszowskiej policji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24