Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkaniec Leska wykrwawił się na śmierć

Dorota Mękarska
Syn ofiary Grzegorz Matuk uważa, że Andrzej Szelc nie ponosi winy za wypadek.
Syn ofiary Grzegorz Matuk uważa, że Andrzej Szelc nie ponosi winy za wypadek. Fot. Dorota Mękarska
56 - letni Leszek Matuk poniósł śmierć, gdy odśnieżał dach cukierni "Słodki domek" w Lesku. Wykrwawił się.

Mężczyzna tą pracą chciał się odwdzięczyć właścicielowi cukierni za przysługę.

Do tragedii doszło w piątek. Dzień wcześniej Andrzej Szelc znany leski cukiernik i piekarza, wyświadczył przysługę swojemu byłemu pracownikowi, któremu pomagał ze względu na jego ciężką sytuację materialną i kłopoty z nadużywaniem alkoholu. Były pracownik w podzięce zaofiarował się, że odśnieży dach na cukierni, nie biorąc za tę pracę pieniędzy.

Od początku był związany z Szelcami

- Leszek Matuk niemal od początku związany był z naszą firmą - podkreśla Adam Jędraszczyk, zięć Andrzeja Szelca. - Był u nas swego czasu zatrudniony. Pracowała też u nas jego żona, a obecnie są zatrudnione dwie jego córki. Wykonywał prace pomocniczo - porządkowe. Nie bał się roboty, nawet tej najbrudniejszej. Poproszony o pomoc nigdy nie odmawiał.

Do odśnieżania mężczyzna miał dwóch pomocników. Około godz. 15 pomocnicy zaczęli wywozić śnieg samochodem. Leszek Matuk wziął się zaś za odśnieżanie wiaty przylegającej do cukierni. Stanął na niewysokim metalowym ogrodzeniu i zgarniał śnieg z dachu.

Najprawdopodobniej oparł nogę o wiszącą na ogrodzeniu metalową skrzynię. Ta nie wytrzymała ciężaru, gdyż był to człowiek potężnie zbudowany, i oberwała się. Mężczyzna stracił równowagę i nadział się na metalowy pręt ogrodzenia. Pręt przebił mu tętnicę udową.

Leszek Matuk spadł z ogrodzenia, ale zdołał się podnieść. Przeszedł jeszcze około 30 metrów w stronę posesji Szelców i stracił przytomność z powodu upływu krwi.

Lekarze reanimowali ich jednocześnie

Został znaleziony przez pomocników, gdy ci wrócili na miejsce pracy. Wezwano natychmiast pogotowie. Lekarze przez półtorej godziny reanimowali mężczyznę, ale zmarł on w szpitalu. Obok Leszka Matuka reanimowany był Andrzej Szelc, który na wieść o wypadku przeszedł zawał serca. W chwili obecnej przebywa w szpitalu.

- Teść dopiero w sobotę dowiedział się, że Leszek Matuk nie żyje. Baliśmy się wcześniej mu o tym powiedzieć - dodaje Adam Jędraszczyk.

Policja pod nadzorem prokuratury prowadzi dochodzenie. Dokonano oględzin miejsca zdarzenia. Zostanie też wykonana sekcja zwłok.

Dla rodziny ofiary ta tragedia to wypadek, nie zawiniony przez nikogo.

- My w tej sprawie nic nie będziemy robić - mówi Grzegorz Matuk, syn zmarłego. - Stało się, jak się stało. To nie wina pana Szelca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24